Opowiadania będą ukazywały się w nieregularnych odstępach( możliwe, zę co dwa dni tygodnie).
NOWE
ŻYCIE 13 HUNHAN
Siedziałem
w pokoju ze skwaszoną miną. Nie cierpiałem gdy on był obok mnie. Przez całą noc
nie zmrużyłem oka, bo byłem pewien że On się na mnie rzuci, tak jak powiedział
to wcześniej Tao. Co do niego, to nie jestem w stanie mu wybaczyć, po tym co
kazał mi zrobić. To było straszne, nigdy w życiu nikt mnie tak nie upokorzył,
nawet ludzie w szkole.
~ Parę lat wcześniej
~
Jak co dzień szedłem do szkoły
słuchając muzyki. Był chyba poniedziałek, ale teraz z perspektywy czasu nie
pamiętam tego. Po drodze spotkałem, a właściwie wpadłem na małego chłopca.
Przewrócił się, więc schyliłem się, zdjąłem słuchawki i zapytałem czy nic mu
nie jest. Tak standardowo. Maluch spojrzał na mnie smutno i bez przekonania
pokręcił główką. Jego ciemno niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z
dojrzałością rzadko spotykaną u kogokolwiek, a co dopiero u takiego chłopczyka.
Złapałem go za kościste ramię i podniosłem. Pisnął, ale starał się nie
pokazywać po sobie, że go zabolało. Zapytałem czy na pewno wszystko w porządku,
ale nie doczekałem się odpowiedzi. Wyrwał mi się i przebiegł przez ulicę. Coś
kazało mi za nim pognać. Nie wiem czy chodziło o te oczy, czy może o włosy, ale
miałem przeczucie że jeżeli nie zareaguję, stanie się coś złego.
Ciekawe jak
to musiało wyglądać z zewnątrz jak goniłem małego chłopca, który krzyczał abym
dał mu spokój. Wtedy nie myślałem o konsekwencjach. Złapałem go w obskurnej i
niebezpiecznej dzielnicy, gdy właśnie miał przekroczyć wielkie drzwi kamienicy.
Odwróciłem go do siebie, cały czas kątem oka sprawdzając czy nikt podejrzany do
mnie nie podchodzi.
-Czego pan ode mnie chce? – spytał hardo.
-Chcę ci tylko pomóc mały, nie bój się.
-Nie chce od pana pomocy. Nawet pana nie znam. A poza tym
zaraz pewnie będzie mnie szukał tata.
-To poczekamy na niego razem.- uśmiechnąłem się, ale za nic
nie byłem wstanie rozweselić chłopca.
-Jestem Luhan, a ty jak się nazywasz?
-Kyle Dorame. – przedstawił się.
-Bardzo ładnie, a…
-Kyle do domu teraz! Ruszaj się!- przerwał mi głos dochodzący
z okna.
Chłopak
przestraszony rzucił mi ostatnie spojrzenie i pobiegł w głąb budynku.
Popatrzyłem jeszcze chwilę w tym kierunku, aż się odwróciłem. Zacząłem iść w
przeciwnym kierunku. Usłyszałem płacz dziecka i krzyki mężczyzny. Stwierdziłem,
że nie zostawię tak tego.
Następnego
dnia, o tej samej porze szedłem tym samym chodnikiem, tylko po to, aby móc znów
go zobaczyć. Musiałem poczekać chwilę dłużej, ale opłaciło mi się. Brunet
przeszedł o bok mnie nawet na mnie patrząc. Poszedłem za nim wołając go po
imieniu. Zatrzymał się skołowany i odwrócił do mnie.
-Nie chodź za mną. Nawet cię nie znam.- powiedział.
-Poznaliśmy się wczoraj. Pamiętasz? Jestem Luhan.
- A tak, to ty. Tata zabronił mi z tobą rozmawiać, więc
żegnam. – Już miał zamiar odejść gdy krzyknąłem.
-Poczekaj.
-Słucham, czego ode mnie chcesz?
-Czy ty masz jakieś problemy? Jak chcesz to mogę porozmawiać
z twoim tatą, aby był dla ciebie troszkę milszy, co ty na to? – spytałem
kucając przed nim.
-To nic nie da Johnnie już próbował. – spojrzał na mnie
smutno.
-A kto to Johnnie?
-To mój starszy brat. Mieszka ze mną i z tatą. Ma 17 lat.
- Wiesz co? Może opowiesz mi coś więcej o tobie i twoim
bracie, o waszej sytuacji, a ja postawię ci gorącą czekoladę. Co ty na to?
- Okej, tylko za godzinę mam być w domu.
-Poproszę latte i gorącą czekoladę.- powiedziałem rudowłosej
kelnerce i usiadłem z Kyle do stolika w kącie sali.
-Dobrze, to teraz możesz mi powiedzieć co się u ciebie
dzieje. – rzuciłem, gdy dziewczyna przyniosła nam nasze zamówienia.
-A więc jak mówiłem mieszkam ze starszym bratem i tatą. Kiedyś
mieszkała jeszcze z nami mama, ale się wyprowadziła i od tego czasu tata już
nie jest taki fajny jak wcześniej. Krzyczy na nas, biję nas i ma nas kompletnie
gdzieś. Dlatego Kyle wraca tylko wieczorami do domu, kiedy tata śpi.
- To nie ładnie z jego strony, że się tobą nie zajmuje. –
upiłem łyczek kawy, przy okazji parząc sobie język.
- Nie, to nie tak.- obruszył się – chodzi o to, że znalazł
sobie pracę, abyśmy mogli się wyprowadzić jak już będzie miał 18 lat.
- A wiesz może gdzie on pracuje? – spytałem ciekaw, jak
chłopak w moim wieku może godzić ze sobą pracę i naukę.
- Jest jakimś tak panem do towarzystwa. – otworzyłem szeroko
oczy i prawie wyplułem kawę.
-Wiesz co to znaczy?
Pokręcił głową i rzekł.
- Swoją drogą nie rozumiem dlaczego niektórzy panowie są
tacy smutni i samotni, żeby wynajmować sobie przyjaciela do towarzystwa. Jak
pojechałem kiedyś z Johnnim, to taki pan się spytał, czy nie chcę do niego
pójść, ale Johnnie nie pozwolił. Trochę szkoda, bo tan pan mówił, że fajnie byśmy
się pobawili. – zrobiłem jeszcze większe oczy niż przed chwilą i prawie
strzeliłem face palma. Nie pytałem o nic więcej, bo czułem że nie wytrzymam
tego psychicznie. Jak to się dzieje, że tak młodzi ludzie muszą cierpieć przez
swoich rodziców.
-Mam do ciebie prośbę.
-Słucham.
-Czy mógłbyś mi pożyczyć telefon, żebym mógł zadzwonić do
Johnniego?
- A, tak jasne.- podałem mu komórkę.
Kyle szybko
wykręcił numer do swojego brata i po chwili dało się słyszeć rozmowę.
-Hej Johnnie mógłbyś przyjść do tej kawiarni niedaleko nas?
Nie bo poznałem takiego pana i nie mam jak zapłacić za czekoladę. To możesz
przyjść. Okej, przepraszam i poczekamy na ciebie. Do zobaczenia.- rozłączył się i oddał mi z powrotem telefon.
Patrzyłem na niego w osłupieniu.
- Nie musisz mi oddawać pieniędzy. Sam cię tu zarosiłem,
więc ja stawiam.- uśmiechnąłem się
delikatnie i pogładziłem go po czuprynie.
- Ale to tak nie wypada. – mrugnął do mnie i dopił swój
napój.- I tak mój bat zaraz przyjdzie, więc po kłopocie.
Faktycznie,
niedługo później zjawił się młody chłopak. Miał na sobie koszulkę z nadrukiem i
czarne rurki. Miał strasznie szczupłe nogi i brązowe włosy z gigantyczną
grzywką. Gdyby nie szeroki uśmiech i multum kolorowych bransoletek na ręku,
pomyślałbym, że jest Emo. Podszedł do nas i się przedstawił. Zauważyłem że ma
heterochronię. Jedno oko miał złote, a drugie niebieskie. Pod nimi widniały
duże sińce, które nadawały mu wygląd pandy.
-Przepraszam, mam coś na twarzy? – spytał skonsternowany.
-Nie po prostu twoje oczy…
- Tak wiem, nigdy nie widziałeś nikogo takiego jak ja i masz
ochotę mnie przelecieć, a ja w ramach tego że zapłaciłeś za gorącą czekoladę,
muszę się zgodzić.
-Nie, nie, nie! To wcale nie tak. Nie musisz nic robić i za
nic mi oddawać. To była tylko czekolada, a poza tym sam zaprosiłem Kyle.
-Skoro tak mówisz.- mruknął, ale widać było że się
uśmiechnął. No bo przecież kto normalny lubiłby się oddawać za pieniądze.
Wyszliśmy z kawiarni. Wtedy zobaczyłem, że Johnnie jest
troszkę niższy ode mnie i bardzo szczupły, nie tylko w nogach. Stwierdziłem, że
nie chce mi się dzisiaj iść na lekcje, co było dla mnie dziwne, bo nigdy
wcześniej nie opuszczałem żadnych zajęć, nawet znienawidzonego przeze mnie
w-fu. Wtedy po prostu chciałem z nimi pogadać. Czułem, że jestem w podobnej sytuacji
co oni, no może nie tak drastycznej, ale podobnej. Moi rodzice też się
nieustannie kłócili i na ogół dostawało się mi i bratu. Jak tylko ktoś do nas
przychodził udawali idealne małżeństwo. Rzygać mi się chciało jak widziałem ich
obłudę.
Usiedliśmy na jednej z ławek i zaczęliśmy rozmawiać.
Opowiedziałem im o swojej rodzinie. O szkole i przyjaciołach. Dowiedziałem się,
że Kyle chodzi do drugiej klasy podstawówki, a Johnnie byłby w drugiej liceum.
No właśnie byłby, a nie jest. Nie stać ich na to, aby się uczyć, a poza tym nie
ma tyle czasu. Zrobiło mi się przykro. Życie jest nie fair. Niektórzy chodzą do
szkoły bo muszą, a inni chcą, a nie mogą.
-A może chcecie przenocować się u mnie, dopóki nie
znajdziemy wam czegoś lepszego niż mieszkanie u ojca?
-Lu, ja cię nawet nie znam. Dla mnie to jest trochę dziwna
sytuacja, żeby spać u kogoś, kto nie jest moim klientem.
-Proszę. Poza tym mówiłeś że masz jakieś oszczędności, więc
nie był byś u mnie Bóg wie ile, tylko jakiś czas, aż się nie usamodzielnisz.
Mogę cię nawet wspomóc finansowo.
-O nie, a co do tego pomieszkiwania, to jesteś pewny, że
twoi rodzice się zgodzą?
- Tak, zresztą i tak ciągle ich nie ma w domu. Teraz na
przykład lecą do Nowego Yorku na miesiąc, więc mam wolną chatę.
-Ah… Niech będzie. Zgadzam się, tylko od jutra- podkreślił-
dzisiaj musimy się spakować i jak dasz mi adres, to rano będę już pod twoimi
drzwiami.- Uśmiechnął się i mnie przytulił. Zastygłem w bezruchu, ale po chwili
poklepałem go po plecach. Podobało mi się to uczucie gdy ktoś mnie przytula,
niestety zbyt często go nie zaznawałem.
Dnia następnego
faktycznie Johnnie i Kyle u mnie zamieszkali. Rodzeństwo spało u mnie na łóżku,
a ja na kanapie. Czułem że zrobiłem dobry uczynek pomagając im odseparować się
od ojca tyrana. Był tylko jeden minus
tej sytuacji, mianowicie zaczynałem coś czuć do Johnniego. Początkowo
było to cos na kształt przyjaźni, co potem przeistoczyło się w zauroczenie. Nie
minął nawet tydzień, odkąd u mnie zamieszkał, a ja już nie moglem bez niego
żyć. Nie chciałem od niego odchodzić nawet na minutę, ale niestety ja miałem
szkołę, a on pracę. Tak, nie udało mi się go odciągnąć od tego haniebnego
zajęcia. Dalej sprzedawał swoje ciało starszym mężczyznom, ale teraz robił to
rzadziej niż wcześniej.
Nadszedł
ten dzień. Dzień, w którym Johnnie i Kyle się ode mnie wyprowadzają. We trójkę
znaleźliśmy im małe, urządzone mieszkanko na przedmieściach. Nie było drogie,
ale było własne. Miałem łzy w oczach, gdy ich żegnałem. Ostatnie co zdąrzyłem
zrobić, to poczochrać włosy młodszego i pocałować Johnniego w Poloczek. Niby taki
przyjacielski gest, ale zbierałem się na niego zdecydowanie za długo. Popatrzyłem
na niego. Miał zaróżowione policzki, a jego oczy zdradzały szczęście. Weszliśmy do mieszkania, przykazaliśmy
odrobienie lekcji Kyle’owi i wyszliśmy na kawę, go tej samej kawiarni, w której
się poznaliśmy zaledwie przed miesiącem. Chwilę porozmawialiśmy, ale i ja i on
liczyliśmy na coś większego. Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, aż w
końcu się pocałowaliśmy. Nawet nie wiem co w nas wstąpiło. Po prostu żyliśmy
chwilą. Całowanie się z nim w zatłoczonej kawiarni przy pomrukach
niezadowolenia zgromadzonych, było najlepszym doświadczeniem w moim życiu.
Byłem szczęśliwy i nie zamierzałem tego ukrywać. Spytałem go, czy chce być moim
chłopakiem. Zgodził się. Reszta była już tylko kwestią umowną. Spędzaliśmy razem
każdą chwilę, udało mi go nawet namówić na zapisanie do mojej szkoły. Zaczęliśmy
wspólną naukę, na początku Johnnie miał spore problemy, ale z czasem wszystko
szło coraz lepiej. Świat się o nas dowiedział. Nie za bardzo nas to obeszło,
dalej się trzymaliśmy za ręce i całowaliśmy. Wychodziliśmy z założenia, że
skoro hetero mogą, to czemu my nie? Jesteśmy przecież takimi samymi ludźmi. Nasze
uczucie kwitło i nie zapowiadało aby to się zmieniło, aż do pewnego wydarzenia.
Siedziałem na
ławce w parku czekając na Johnniego. Byliśmy umówieni, a mój chłopak się
spóźniał. Nie wiedziałem gdzie jest. Nie odbierał telefonu, nie odpisywał, więc
postanowiłem zostawić mu wiadomość, że odbiorę ze szkoły Kyle. W końcu ktoś to
musiał zrobić, bo młody był jeszcze za mały, żeby samemu wałęsać się po mieście.
Tak też zrobiłem odebrałem go z podstawówki i skierowaliśmy się w stronę ich
domu. Otworzyłem drzwi i się przeraziłem. Mieszkanie wyglądało jakby ktoś na
nie napadł. Wszystkie meble były poprzewracane, a na ścianach dało się przeczytać
obraźliwe wyzwiska pod adresem moim i mojego chłopaka. Przeraziłem się,
obszedłem calutkie mieszkanko i w łazience zobaczyłem Johnniego. Był w ciężkim stanie.
Wszędzie była krew. Cały był w siniakach, ale oddychał. Podbiegłem do niego i
zadzwoniłem po karetkę. Zdążył powiedzieć dwa słowa mój ojciec i stracił przytomność. Ocknął się dopiero w szpitalu,
gdy wieźli go na oddział. Tego dnia, a potem jeszcze nocy siedziałem przy jego
łóżku trzymając go za wątło rękę.
Nad ranem
przebudził się i uśmiechnął do mnie. Był słaby i nie chętny do rozmowy. Nie opuszczałem
go ani na chwilę, aż wyzdrowiał. Widziałem w jego oczach, że był mi za to
wdzięczny, ale widziałem coś jeszcze – strach. Nie minęło parę dnia, a się
rozstaliśmy. Kochałem go wciąż i on mnie też, ale stwierdziliśmy, że to jednak
nie wypali. Pożegnaliśmy się ostatni raz i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach,
aj zostałem w mieście, a on wraz z bratem wyprowadzili się gdzie indziej. Tydzień
później dostałem od niego SMS, że wszystko u niego w porządku, żebym się nie
martwił i żebym sobie kogoś znalazł, bo nie mogę być samotny. Nie odpisałem mu,
za bardzo mnie to bolało, jednak nadal nie usunąłem jego numeru. Ciągle miałem
go zapisanego w telefonie jako chłopak
<3. teraz, po półtora roku postanowiłem mu odpisać. Sięgnąłem po komórkę
i wysłałem mu długą wiadomość. Opisałem w niej wszystko co przeżyłem od kiedy
się rozstaliśmy. Napomknąłem nawet o Sehunie. W odpowiedzi otrzymałem tylko Nie przejmuj się, w końcu się ułoży,
przecież zawsze się układa J.Łap
chwilę i wybacz Sehunowi, on naprawdę coś do ciebie czuje.
Uśmiechnąłem
się do wyświetlacza i postanowiłem zaufać swojej pierwszej miłości. Podszedłem do
Sehuna i rzuciłem mu się na szyję. Chłopak objął mnie i przeprosił. Czułem, że
od teraz może być tylko lepiej.