niedziela, 25 października 2015

Nominacja do Liebster Blog Aword

                              Zostałam nominowana do Liebster Blog Awords przez Victorię z  Czytelniczych myśli. A więc hmmm...
-Dzięki Vick, przecież wiesz jak ja uuuwielbiam robić takie rzeczy.- mruknęła z sarkazmem.
-Oj tam, oj tam. Zróbmy to, przecież może być zabawnie.
-No właśnie, w tym się akurat zgodzę z Lulusiem.
-Odwal się Sehun! No cóż, chyba nie mam wyboru, skoro nawet wy mnie próbujecie do tego przekonać. - pokręciła głową i zaczęłam myśleć nad odpowiedziami.

1.Czy lubisz aktywnie spędzać swój wolny czas?
Zdecydowanie tak, ale to też zależy od pogody. Jeżeli jest ciepło na dworze (powyżej 20 C), to lubię iść pobiegać, popływać, czy spotkać się ze znajomymi. Tak, mam znajomych. Ktoś mnie lubi! No nie rób takiej miny Hunnie.

2.Ulubiony przedmiot w szkole?
Wydaje mi się, że to zależy od mojego humoru. Raz uwielbiam chemię, innym razem biologię, a jeszcze innym szaleje za angielskim. Skoro mam wybrać tylko jeden, to to chyba będzie angielski.

3.Gdzie chciałabyś mieszkać w przyszłości?
Gdzieś gdzie jest ciepło. RPA, Sydney, Rzym,LA, Barcelona... obojętnie, byleby temperatura była zdecydowanie wyższa niż ta w Polsce. Nie miałabym też nic Japonii, bo uwielbiam ich kulturę i w ogóle tych ludzi, tylko tam nie jest tak cieplutko, no ale cóż...

4.Masz konto na lubimy czytać?
Nie. Raczej nie patrzę na komentarze ludzi w sieci na temat książek, które chcę przeczytać. może dlatego, że potyrali jedną z moich ulubionych książek :/ Tak do ciebie mówię poolinko !

5.Jaki jest twój największy cel życiowy?
Być ZAJEBISTYM lekarzem psychiatrą. Nadaje się, nieprawdaż?

6.Dlaczego prowadzisz bloga?
Lubię pisać, a poza tym chciałam sprawdzić czy się do tego nadaję ;) I jak myślicie, nadaję się, czy nie szczególnie?

7.Czy twoi przyjaciele również prowadzą bloga?
Tak i to nawet aż dwójka przyjaciół. Po pierwsze Victoria z Czytelniczych myśli i Nammi od Courage or destiny. Wydaje mi się, że nikt więcej nie prowadzi żadnego rodzaju blogów, ale nie wiem, nigdy się nie chwalili, więc chyba nie.

8.Masz konto na wattpadzie?
Szczerze? Nawet nie wiem co to jest, więc odpowiedzieć jest oczywista.
-Cooo!? Jak możesz nie wiedzieć co to jest wattpad? Kobieto...
-Zamknij się Tao. Nie twoja sprawa, sam nie wiesz co to jest.
-No może i nie wiem, ale ty powinnaś- zmieszał się delikatnie.
-Oh Tao, lepiej już nic nie mów i daj mi odpowiedzieć na resztę tych pytań, bo zaraz to będzie tak długie, że nikt tego nie przeczyta.

9.Wolisz psy czy koty?
Lubię wszystkie zwierzęta, ale chyba bardzie kotki. Są takie malutkie, urocze, milusie, mięciusie i piękniusie. Można je pomyziać za uszkiem i przytulić. Nie śmierdzą, są indywidualistami i nie potrzebują zbyt dużo uwagi. Czego można w nich nie kochać. Sama mam dwa takie słodziachne kłębuszki ;)

10.Jak spędziłaś wakacje?
Byłam na obozie konnym, uczyłam się (taa... jasne, nawet ja w to nie wierzę), pojechałam do Włoch i spotykałam się ze znajomymi. Czyli krótko "Żyć nie umierać' jak to mówią.

11.Lubisz robić zakupy?
Zależy jakie. Kocham kupować koszulki małe, duże, obcisłe, luźne, z nadrukiem, bez. Nie ważne, aby było ich mega dużo. Uwielbiam kupować książki i zeszyty, a czasem buty i zabawki dla kociąt. Nienawidzę biegać po sklepach w innych celach niż te co podałam wyżej:)

Nie nominuję nikogo, znajcie moją LITOŚĆ <3

piątek, 16 października 2015

HunHan 14

                                      HUNHAN 14
        

         Przytuliłem się do niego, a on pocałował mnie w szyję. Przylgnąłem do niego jeszcze mocniej i objąłem jego tors nogami. Przewróciliśmy się na łóżko, tak że leżałem pod nim. Było mi coraz goręcej. Napięcie z chwili na chwilę zdawało się rosnąć. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się całować. Czułem jego zwinny język gdy wkradał się do moich ust. Westchnąłem. Język obijał się o moje żeby i policzki, tym samym zachęcając mój język do wspólnej zabawy. W przypływie odwagi zacząłem rozpinać jego koszulę. Drżącymi z przejęcia dłońmi rozrywałem małe, przezroczyste guziki, dopóki wszystkie nie toczyły się po posadzce. Nie czekając dłużej, wyciągnąłem ręce i zacząłem przesuwać nimi po jego rozgrzanym torsie. Poznawałem jego ciało na nowo. Wsunąłem palce wskazujące za materiał jego spodni. Czułem jak drgnął nieznacznie i przestał mnie całować.
-Tak pogrywasz Lu?
            Nie wiedziałem czy zrobiłem coś złego, więc spłoniłem się ze wstydu. On skorzystał z okazji, gdy oderwałem się od niego na parę centymetrów, złapał mnie za uda i podniósł do góry. Rozpiła moje spodnie i zsunął je aż do kostek. Wstał z łóżka i całując moją twarz przyszpilił mnie do ściany. Jego siła była tak duża, że powietrze uciekło mi z płuc. Erekcja w moich spodniach powiększyła się niebezpiecznie, więc żeby sobie choć częściowo ulżyć zacząłem się o jego krocze. Puścił moje uda i ściągnął ze mnie sweter. Chłodne powietrze owiało moją delikatną, nagą skórę. Zaczął językiem jeździć po moim brzuch naprzemian liżąc go i całując. Ssał moje sutki do chwili aż nie stwardniały. Uśmiechnął się do mnie drapieżnie i mnie odwrócił. Uderzyłbym miednicą w ścianę, gdyby nie jego ręka masująca wnętrze mojego uda. Drugą ręką złapał obydwa moje nadgarstki i przytrzymał je wysoko nad moją głową. Stałem wypięty w jego kierunku i czekałem na to co mi zgotuje. Wszedł we mnie szybko i bez wcześniejszego przygotowania. Jęknąłem raczej z przyjemności niż z bólu. Owszem, tyłek bolał mnie niemiłosiernie, ale było warto.
            Czułem rozsadzające mnie od środka spełnienie, które prawie mnie dosięgało. No właśnie prawie. Sehun nie pozwalał mi dojść. Przyspieszał i zwalniał, tym samym sprawiając mi słodką torturę.

* * *
-Luluś, chodź ze mną pod prysznic. Proooszę.
-Nie, bo zaraz mamy zajęcie. Nie chcę się na nie spóźnić.
-Pieprzyć zajęcia. No chodź błagam. Co ci szkodzi, i tak musisz wziąć prysznic przed śniadaniem.
-Zgadza się, ale jak pójdę tam z tobą, to tak szybko nie wyjdziemy. Idź już Sehun. – uderzył go w tyłek zrolowanym ręcznikiem.
-No dobrze, ale wieczorem dokończmy to co zaczęliśmy.
-No dobrze, tylko już idź. – wymknąłem się z uścisku.
            Usiadłem na łóżku i ubrałem bokserki. Właśnie miałem znaleźć spodnie, gdy usłyszałem pukanie. Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Przede mną stało dwóch chłopców. Starszy i młodszy. Kojarzyłem ich skądś, tylko nie mogłem zrozumieć skąd. Wyższy, ale dalej niższy ode mnie, rzucił mi się z uśmiechem na szyję. Krzyknął, że cieszy się tym spotkanie i że wyprzystojniałem.
-Jo…Johnnie? – spytałem.
-Cieszę się, że mnie pamiętasz Lu. – uciekał się odsuwając ode mnie. – Przeszkadzam? – spytał patrząc na mój tors. Spojrzałem i zrozumiałem się obficie. Cały mój brzuch był w białych, lepkich plamach.
-Znalazłeś chłopaka? – poruszył sugestywnie brwiami.
-Nie mam chłopaka. – odpowiedziałem hardo.
-Aha…- udał zamyślenie – znaczy sam się do tego doprowadziłeś? – zaśmiał się.
            Po chwili jego młodszy brat Kyle przytulił się do niego i ugryzł w szyję. Usłyszałem ciche warknięcie i odwróciłem głowę. Nie chcę oglądać jak siedmiolatek gryzie dziesięcioletniego chłopa.
-Co was tu sprowadza? – spytałem chcąc zmienić niewygodny temat.
-Przeprowadziliśmy się tu i przyszliśmy w odwiedziny.
-Skąd wiecie, że tu jestem – nawet ja nie wiem gdzie się znajduję.
-Moja dziewczyna mi powiedziała.
            Zdziwiłem się,  w końcu myślałem, że Johnnie jest gejem.
-Jest tutejszą dyrektorką.
-Margaret jest twoją dziewczyną!? Przecież ona jest sta…- ugryzłem się w język.
-Stara? Tylko tak wygląda. W rzeczywistości ma 26 lat.
-Co nie zmienia faktu, że 9 lat to duża różnica.
-Lubię seks ze starszymi.- mruknął. Zauważyłem że Kyle popatrzył zdenerwowany na brata. Od razu było widać, że nie darzy Margaret zbytnią sympatią.
* * *
            Słyszałem jak Sehun wyszedł z łazienki. Był owinięty w pasie białym, puchatym ręcznikiem. Napiął mięśnie, gdy zobaczył naszych gości. Zrobił to w tak groźny, ale za razem seksowny sposób, że zaschło mi w ustach. Tak. Teraz miałem na niego ochotę…
-Sehun, to jest Johnnie i jego młodszy brat Kyle.- odwróciłem głowę od jego ponętnego brzucha.
-Wiem. Znam tego skurwiela.
-Witaj  Sehun. Jak ja cię dawno nie widziałem. Co tam u twojego ojca? – spytał z uśmiechem.
            Sehun poczerwieniał i warknął. Udało mi się ich rozdzielić w ostatniej chwili, bo mój chłopak już chciał pobić Johnniego. Odetchnąłem i spytałem:
-To wy się znacie?
-Niestety. – powiedzieli razem.
-Nie powtarzaj po mnie.- znowu zgodnie.
-Sam po mnie nie powtarzaj!– krzyknęli jednocześnie.
-Chłopcy spokojnie. Powiecie mi co się stało?
-Nie ma do czego wracać. -krzyknęli i spojrzeli po sobie z nienawiścią. Johnnie wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, a Sehun wbiegł do łazienki.
            Zostałem w pokoju sam na sam z Kylem.
-Powiesz mi co się między nimi działo? – spytałem bo ciekawość nie dawała mi spokoju. –Zachowują się jakby się szczerze nienawidzili.
-Hmm…Okej. – zaśmiał się.
            Młodszy usiadł na łóżku i podciągnął nogi pod klatkę piersiową. Zrobiłem podobnie, tylko usiadłem na fotelu nie daleko.
-Pamiętasz jak się spotkaliśy po raz pierwszy?
-Nom, wyglądałeś zdecydowanie gorzej niż teraz. Byłeś smutny i zmartwiony, a teraz zachowujesz się zdecydowanie lepiej.- pochwaliłem go.
-Otóż chwilkę za nim poznałeś mojego brata, miał klienta, z którym bardzo często się spotykał. Z resztą dostawał od niego bardzo dużo pieniędzy, przez co potem było nas stać na tą wyprowadzkę.
-Nie rozumiem. A co to ma wspólnego z Sehunem?
-Nie przerywaj mi. Jeszcze do tego nie doszedłem.- skarcił mnie.
-Tym klientem był ojciec Sehuna.
-Cooo!?
-To co słyszysz Luluś.
-Ale jak to się mogło wydarzyć?
-No po prostu. Starszy chciał poruchać, to wynajął Johnniego. Proste, prawda?
-Czemu mówisz o tym tak spokojnie?
-A co mam płakać? Przecież to już przeszłość. Po co się tym zadręczać? Przeszłości się nie zmieni.
-No niby masz rację. Już rozumiem nienawiść Sehuna.
-A, poczekaj. To jeszcze nie koniec. Gdy jego matka dowiedziała się o zdradzie, to zarządała rozwodu, do którego zresztą doszło nie dawno.
-To dlatego Hunnie jest tak wrażliwy, jeżeli rozmawia się i jego rodzicach.
-Po tym wszystkim jego ojciec dalej spotkał się z Johnnim, dopóki mój brat nie poznał ciebie.
-Co to miało ze sobą wspólnego?
-Idiota! Nawet ja widzę, że on coś do ciebie czuł i nadal czuje.- zaschło mi w ustach.
-Przecież się przeprowadził, zerwał ze mną.
-Musiał to zrobić. Inaczej by go zabili. To dlatego się przeprowadziliśmy, aby odciąc się od tych ludzi.
-Nie chcę być nie miły, ale dlaczego wróciliście?
-Bo Johnnie poznał tą całą Margaret, ale tak naprawdę dalej jest w tobie zadurzony.
-To nie prawda! Johnnie jest z Margaret, a ja jestem z Sehunem. Nie zmienię tego, bo go kocham.
-Wiesz że to prawda. Wiem że dalej czujesz coś do niego. Kochasz go.- zarumieniłem się .
-Proszę cię żebyś wyszedł. Nie chcę słuchać twoich fałszywych wywodów, na tematy które nawet cię nie dotyczą.
-Jak chcesz, ale ja i tak wiem swoje. –wyszedł uśmiechając się do mnie z wyższością.
            Westchnąłem i przetarłem oczy ręką. Przez te jego głupie domysły byłem cały spięty. Musiałem się ich jakoś stąd pozbyć, aby nie przeszkadzali mi w moim nowym związku.


niedziela, 27 września 2015

NOWE ŻYCIE 13

            Opowiadania będą ukazywały się w nieregularnych odstępach( możliwe, zę co dwa dni tygodnie).
                         NOWE ŻYCIE 13 HUNHAN

            Siedziałem w pokoju ze skwaszoną miną. Nie cierpiałem gdy on był obok mnie. Przez całą noc nie zmrużyłem oka, bo byłem pewien że On się na mnie rzuci, tak jak powiedział to wcześniej Tao. Co do niego, to nie jestem w stanie mu wybaczyć, po tym co kazał mi zrobić. To było straszne, nigdy w życiu nikt mnie tak nie upokorzył, nawet ludzie w szkole.

~  Parę lat wcześniej ~
            Jak co dzień szedłem do szkoły słuchając muzyki. Był chyba poniedziałek, ale teraz z perspektywy czasu nie pamiętam tego. Po drodze spotkałem, a właściwie wpadłem na małego chłopca. Przewrócił się, więc schyliłem się, zdjąłem słuchawki i zapytałem czy nic mu nie jest. Tak standardowo. Maluch spojrzał na mnie smutno i bez przekonania pokręcił główką. Jego ciemno niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z dojrzałością rzadko spotykaną u kogokolwiek, a co dopiero u takiego chłopczyka. Złapałem go za kościste ramię i podniosłem. Pisnął, ale starał się nie pokazywać po sobie, że go zabolało. Zapytałem czy na pewno wszystko w porządku, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Wyrwał mi się i przebiegł przez ulicę. Coś kazało mi za nim pognać. Nie wiem czy chodziło o te oczy, czy może o włosy, ale miałem przeczucie że jeżeli nie zareaguję, stanie się coś złego.
            Ciekawe jak to musiało wyglądać z zewnątrz jak goniłem małego chłopca, który krzyczał abym dał mu spokój. Wtedy nie myślałem o konsekwencjach. Złapałem go w obskurnej i niebezpiecznej dzielnicy, gdy właśnie miał przekroczyć wielkie drzwi kamienicy. Odwróciłem go do siebie, cały czas kątem oka sprawdzając czy nikt podejrzany do mnie nie podchodzi.
-Czego pan ode mnie chce? – spytał hardo.
-Chcę ci tylko pomóc mały, nie bój się.
-Nie chce od pana pomocy. Nawet pana nie znam. A poza tym zaraz pewnie będzie mnie szukał tata.
-To poczekamy na niego razem.- uśmiechnąłem się, ale za nic nie byłem wstanie rozweselić chłopca.
-Jestem Luhan, a ty jak się nazywasz?
-Kyle Dorame. – przedstawił się.
-Bardzo ładnie, a…
-Kyle do domu teraz! Ruszaj się!- przerwał mi głos dochodzący z okna.
            Chłopak przestraszony rzucił mi ostatnie spojrzenie i pobiegł w głąb budynku. Popatrzyłem jeszcze chwilę w tym kierunku, aż się odwróciłem. Zacząłem iść w przeciwnym kierunku. Usłyszałem płacz dziecka i krzyki mężczyzny. Stwierdziłem, że nie zostawię tak tego.
            Następnego dnia, o tej samej porze szedłem tym samym chodnikiem, tylko po to, aby móc znów go zobaczyć. Musiałem poczekać chwilę dłużej, ale opłaciło mi się. Brunet przeszedł o bok mnie nawet na mnie patrząc. Poszedłem za nim wołając go po imieniu. Zatrzymał się skołowany i odwrócił do mnie.
-Nie chodź za mną. Nawet cię nie znam.- powiedział.
-Poznaliśmy się wczoraj. Pamiętasz? Jestem Luhan.
- A tak, to ty. Tata zabronił mi z tobą rozmawiać, więc żegnam. – Już miał zamiar odejść gdy krzyknąłem.
-Poczekaj.
-Słucham, czego ode mnie chcesz?
-Czy ty masz jakieś problemy? Jak chcesz to mogę porozmawiać z twoim tatą, aby był dla ciebie troszkę milszy, co ty na to? – spytałem kucając przed nim.
-To nic nie da Johnnie już próbował. – spojrzał na mnie smutno.
-A kto to Johnnie?
-To mój starszy brat. Mieszka ze mną i z tatą. Ma 17 lat.
- Wiesz co? Może opowiesz mi coś więcej o tobie i twoim bracie, o waszej sytuacji, a ja postawię ci gorącą czekoladę. Co ty na to?
- Okej, tylko za godzinę mam być w domu.
           
-Poproszę latte i gorącą czekoladę.- powiedziałem rudowłosej kelnerce i usiadłem z Kyle do stolika w kącie sali.
-Dobrze, to teraz możesz mi powiedzieć co się u ciebie dzieje. – rzuciłem, gdy dziewczyna przyniosła nam nasze zamówienia.
-A więc jak mówiłem mieszkam ze starszym bratem i tatą. Kiedyś mieszkała jeszcze z nami mama, ale się wyprowadziła i od tego czasu tata już nie jest taki fajny jak wcześniej. Krzyczy na nas, biję nas i ma nas kompletnie gdzieś. Dlatego Kyle wraca tylko wieczorami do domu, kiedy tata śpi.
- To nie ładnie z jego strony, że się tobą nie zajmuje. – upiłem łyczek kawy, przy okazji parząc sobie język.
- Nie, to nie tak.- obruszył się – chodzi o to, że znalazł sobie pracę, abyśmy mogli się wyprowadzić jak już będzie miał 18 lat.
- A wiesz może gdzie on pracuje? – spytałem ciekaw, jak chłopak w moim wieku może godzić ze sobą pracę i naukę.
- Jest jakimś tak panem do towarzystwa. – otworzyłem szeroko oczy i prawie wyplułem kawę.
-Wiesz co to znaczy?
Pokręcił głową i rzekł.
- Swoją drogą nie rozumiem dlaczego niektórzy panowie są tacy smutni i samotni, żeby wynajmować sobie przyjaciela do towarzystwa. Jak pojechałem kiedyś z Johnnim, to taki pan się spytał, czy nie chcę do niego pójść, ale Johnnie nie pozwolił. Trochę szkoda, bo tan pan mówił, że fajnie byśmy się pobawili. – zrobiłem jeszcze większe oczy niż przed chwilą i prawie strzeliłem face palma. Nie pytałem o nic więcej, bo czułem że nie wytrzymam tego psychicznie. Jak to się dzieje, że tak młodzi ludzie muszą cierpieć przez swoich rodziców.
-Mam do ciebie prośbę.
-Słucham.
-Czy mógłbyś mi pożyczyć telefon, żebym mógł zadzwonić do Johnniego?
- A, tak jasne.- podałem mu komórkę.
            Kyle szybko wykręcił numer do swojego brata i po chwili dało się słyszeć rozmowę.
-Hej Johnnie mógłbyś przyjść do tej kawiarni niedaleko nas? Nie bo poznałem takiego pana i nie mam jak zapłacić za czekoladę. To możesz przyjść. Okej, przepraszam i poczekamy na ciebie. Do zobaczenia.-  rozłączył się i oddał mi z powrotem telefon. Patrzyłem na niego w osłupieniu.
- Nie musisz mi oddawać pieniędzy. Sam cię tu zarosiłem, więc ja stawiam.- uśmiechnąłem  się delikatnie i pogładziłem go po czuprynie.
- Ale to tak nie wypada. – mrugnął do mnie i dopił swój napój.- I tak mój bat zaraz przyjdzie, więc po kłopocie.
            Faktycznie, niedługo później zjawił się młody chłopak. Miał na sobie koszulkę z nadrukiem i czarne rurki. Miał strasznie szczupłe nogi i brązowe włosy z gigantyczną grzywką. Gdyby nie szeroki uśmiech i multum kolorowych bransoletek na ręku, pomyślałbym, że jest Emo. Podszedł do nas i się przedstawił. Zauważyłem że ma heterochronię. Jedno oko miał złote, a drugie niebieskie. Pod nimi widniały duże sińce, które nadawały mu wygląd pandy.
-Przepraszam, mam coś na twarzy? – spytał skonsternowany.
-Nie po prostu twoje oczy…
- Tak wiem, nigdy nie widziałeś nikogo takiego jak ja i masz ochotę mnie przelecieć, a ja w ramach tego że zapłaciłeś za gorącą czekoladę, muszę się zgodzić.
-Nie, nie, nie! To wcale nie tak. Nie musisz nic robić i za nic mi oddawać. To była tylko czekolada, a poza tym sam zaprosiłem Kyle.
-Skoro tak mówisz.- mruknął, ale widać było że się uśmiechnął. No bo przecież kto normalny lubiłby się oddawać za pieniądze.
            Wyszliśmy  z kawiarni. Wtedy zobaczyłem, że Johnnie jest troszkę niższy ode mnie i bardzo szczupły, nie tylko w nogach. Stwierdziłem, że nie chce mi się dzisiaj iść na lekcje, co było dla mnie dziwne, bo nigdy wcześniej nie opuszczałem żadnych zajęć, nawet znienawidzonego przeze mnie w-fu. Wtedy po prostu chciałem z nimi pogadać. Czułem, że jestem w podobnej sytuacji co oni, no może nie tak drastycznej, ale podobnej. Moi rodzice też się nieustannie kłócili i na ogół dostawało się mi i bratu. Jak tylko ktoś do nas przychodził udawali idealne małżeństwo. Rzygać mi się chciało jak widziałem ich obłudę.       
            Usiedliśmy  na jednej z ławek i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziałem im o swojej rodzinie. O szkole i przyjaciołach. Dowiedziałem się, że Kyle chodzi do drugiej klasy podstawówki, a Johnnie byłby w drugiej liceum. No właśnie byłby, a nie jest. Nie stać ich na to, aby się uczyć, a poza tym nie ma tyle czasu. Zrobiło mi się przykro. Życie jest nie fair. Niektórzy chodzą do szkoły bo muszą, a inni chcą, a nie mogą.
-A może chcecie przenocować się u mnie, dopóki nie znajdziemy wam czegoś lepszego niż mieszkanie u ojca?
-Lu, ja cię nawet nie znam. Dla mnie to jest trochę dziwna sytuacja, żeby spać u kogoś, kto nie jest moim klientem.
-Proszę. Poza tym mówiłeś że masz jakieś oszczędności, więc nie był byś u mnie Bóg wie ile, tylko jakiś czas, aż się nie usamodzielnisz. Mogę cię nawet wspomóc finansowo.
-O nie, a co do tego pomieszkiwania, to jesteś pewny, że twoi rodzice się zgodzą?
- Tak, zresztą i tak ciągle ich nie ma w domu. Teraz na przykład lecą do Nowego Yorku na miesiąc, więc mam wolną chatę.
-Ah… Niech będzie. Zgadzam się, tylko od jutra- podkreślił- dzisiaj musimy się spakować i jak dasz mi adres, to rano będę już pod twoimi drzwiami.- Uśmiechnął się i mnie przytulił. Zastygłem w bezruchu, ale po chwili poklepałem go po plecach. Podobało mi się to uczucie gdy ktoś mnie przytula, niestety zbyt często go nie zaznawałem.
           
            Dnia następnego faktycznie Johnnie i Kyle u mnie zamieszkali. Rodzeństwo spało u mnie na łóżku, a ja na kanapie. Czułem że zrobiłem dobry uczynek pomagając im odseparować się od ojca tyrana. Był tylko jeden minus  tej sytuacji, mianowicie zaczynałem coś czuć do Johnniego. Początkowo było to cos na kształt przyjaźni, co potem przeistoczyło się w zauroczenie. Nie minął nawet tydzień, odkąd u mnie zamieszkał, a ja już nie moglem bez niego żyć. Nie chciałem od niego odchodzić nawet na minutę, ale niestety ja miałem szkołę, a on pracę. Tak, nie udało mi się go odciągnąć od tego haniebnego zajęcia. Dalej sprzedawał swoje ciało starszym mężczyznom, ale teraz robił to rzadziej niż wcześniej.

            Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym Johnnie i Kyle się ode mnie wyprowadzają. We trójkę znaleźliśmy im małe, urządzone mieszkanko na przedmieściach. Nie było drogie, ale było własne. Miałem łzy w oczach, gdy ich żegnałem. Ostatnie co zdąrzyłem zrobić, to poczochrać włosy młodszego i pocałować Johnniego w Poloczek. Niby taki przyjacielski gest, ale zbierałem się na niego zdecydowanie za długo. Popatrzyłem na niego. Miał zaróżowione policzki, a jego oczy zdradzały szczęście.  Weszliśmy do mieszkania, przykazaliśmy odrobienie lekcji Kyle’owi i wyszliśmy na kawę, go tej samej kawiarni, w której się poznaliśmy zaledwie przed miesiącem. Chwilę porozmawialiśmy, ale i ja i on liczyliśmy na coś większego. Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, aż w końcu się pocałowaliśmy. Nawet nie wiem co w nas wstąpiło. Po prostu żyliśmy chwilą. Całowanie się z nim w zatłoczonej kawiarni przy pomrukach niezadowolenia zgromadzonych, było najlepszym doświadczeniem w moim życiu. Byłem szczęśliwy i nie zamierzałem tego ukrywać. Spytałem go, czy chce być moim chłopakiem. Zgodził się. Reszta była już tylko kwestią umowną. Spędzaliśmy razem każdą chwilę, udało mi go nawet namówić na zapisanie do mojej szkoły. Zaczęliśmy wspólną naukę, na początku Johnnie miał spore problemy, ale z czasem wszystko szło coraz lepiej. Świat się o nas dowiedział. Nie za bardzo nas to obeszło, dalej się trzymaliśmy za ręce i całowaliśmy. Wychodziliśmy z założenia, że skoro hetero mogą, to czemu my nie? Jesteśmy przecież takimi samymi ludźmi. Nasze uczucie kwitło i nie zapowiadało aby to się zmieniło, aż do pewnego wydarzenia.
            Siedziałem na ławce w parku czekając na Johnniego. Byliśmy umówieni, a mój chłopak się spóźniał. Nie wiedziałem gdzie jest. Nie odbierał telefonu, nie odpisywał, więc postanowiłem zostawić mu wiadomość, że odbiorę ze szkoły Kyle. W końcu ktoś to musiał zrobić, bo młody był jeszcze za mały, żeby samemu wałęsać się po mieście. Tak też zrobiłem odebrałem go z podstawówki i skierowaliśmy się w stronę ich domu. Otworzyłem drzwi i się przeraziłem. Mieszkanie wyglądało jakby ktoś na nie napadł. Wszystkie meble były poprzewracane, a na ścianach dało się przeczytać obraźliwe wyzwiska pod adresem moim i mojego chłopaka. Przeraziłem się, obszedłem calutkie mieszkanko i w łazience zobaczyłem Johnniego. Był w ciężkim stanie. Wszędzie była krew. Cały był w siniakach, ale oddychał. Podbiegłem do niego i zadzwoniłem po karetkę. Zdążył powiedzieć dwa słowa mój ojciec i stracił przytomność. Ocknął się dopiero w szpitalu, gdy wieźli go na oddział. Tego dnia, a potem jeszcze nocy siedziałem przy jego łóżku trzymając go za wątło rękę.
            Nad ranem przebudził się i uśmiechnął do mnie. Był słaby i nie chętny do rozmowy. Nie opuszczałem go ani na chwilę, aż wyzdrowiał. Widziałem w jego oczach, że był mi za to wdzięczny, ale widziałem coś jeszcze – strach. Nie minęło parę dnia, a się rozstaliśmy. Kochałem go wciąż i on mnie też, ale stwierdziliśmy, że to jednak nie wypali. Pożegnaliśmy się ostatni raz i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach, aj zostałem w mieście, a on wraz z bratem wyprowadzili się gdzie indziej. Tydzień później dostałem od niego SMS, że wszystko u niego w porządku, żebym się nie martwił i żebym sobie kogoś znalazł, bo nie mogę być samotny. Nie odpisałem mu, za bardzo mnie to bolało, jednak nadal nie usunąłem jego numeru. Ciągle miałem go zapisanego w telefonie jako chłopak <3. teraz, po półtora roku postanowiłem mu odpisać. Sięgnąłem po komórkę i wysłałem mu długą wiadomość. Opisałem w niej wszystko co przeżyłem od kiedy się rozstaliśmy. Napomknąłem nawet o Sehunie. W odpowiedzi otrzymałem tylko Nie przejmuj się, w końcu się ułoży, przecież zawsze się układa J.Łap chwilę i wybacz Sehunowi, on naprawdę coś do ciebie czuje.

            Uśmiechnąłem się do wyświetlacza i postanowiłem zaufać swojej pierwszej miłości. Podszedłem do Sehuna i rzuciłem mu się na szyję. Chłopak objął mnie i przeprosił. Czułem, że od teraz może być tylko lepiej.

piątek, 17 lipca 2015

Nowe Życie HunHan 12 cz.2

NOWE ŻYCIE 12 cz. 2

            Niebo zaczęło ciemnieć. Horyzont zacierał się coraz bardziej, aż nie było go całkowicie widać. Xiumin siedział na dachu, trzymając nogi za balustradą. Miał zamknięte oczy, z których co jakiś czas spływała pojedyncza łza. W normalnych warunkach nie pozwoliłby sobie na łzy, ale tutaj nikt go nie widział. Gdy nie ma postronnych świadków może w końcu być sobą. Nie musi udawać złego na wskroś chłopaka, który sieje postrach i zamęt nawet w tej szkole. Może pokazać jaki jest naprawdę. Od tej strony nie zna go nikt, nawet jego rodzina czy najbliżsi przyjaciele. Tak naprawdę Xiumin w przeszłości był czułym chłopakiem dopóki ktoś mu nie złamał serca.
~ Pięć lat temu ~
            Biegł zatłoczoną ulicą. Mijał ludzi i samochody jadące do nikąd. Spieszył się na spotkanie ze swoim kochankiem. Nie ważne, że miał dwanaście lat, a Henry dwadzieścia trzy, liczyło się uczucie. To właśnie płonące uczucie kazało im się spotykać.
Przemierzał place, aż zobaczył średniej wielkości, nowoczesny budynek. Mieścił się w nim klub nocny. Wszedł do niego bez żadnego problemu, ponieważ bywał tu już na tyle często, że zakolegował się z ochroną.
- Gdzie jest Henry?- spojrzał wymownie na mężczyznę w czerni, pilnującego wejścia.
- W swoim biurze młody. Tylko uważaj, bo szef jest dzisiaj w złym humorze.
            Puścił mu oczka i skierował się we wskazane miejsce. Delikatnie zapukał w drzwi. Usłyszał głuche warknięcie, więc wszedł i od razu podszedł do swojego chłopaka. Z miną zadowolenia, wypisaną na twarzy usiadł na jego biurku, w taki sposób, że nogi zwisały mu po obu stronach mężczyzny.
-Cześć Henrusiu, co słychać? – nachylił się, żeby go pocałować. Niestety jego usta zostały zatrzymane przez dłoń starszego.
-Co…Czemu?
-Posłuchaj uważnie. Nie możemy się już dłużej spotykać.
-Ale… czemu? – w jego oczach pojawiły się łzy.- Czemu już nie chcesz ze mną być?
-Znudziłeś mi się. – powiedział chłodno i zepchnął młodszego z biurka.
-Ale jak to? Mówiłeś że mnie kochasz… i …i, że zawsze będziemy razem.
- Xiumin, nie mam nic do ciebie, ale po prostu znalazłem sobie kogoś nowego. Wiesz przecież, że nie wierzę w miłość. Szukam tylko partnera na jakiś czas.
-Ale ja zrobiłem dla ciebie wszystko. Byłem na każde twoje skinienie. Nawet się z tobą przespałem, a… a ty mnie teraz odrzucasz?
-Jak będziesz dorosły to zrozumiesz. Na świecie nie ma czegoś takiego jak miłość, czy uczucia. To wszystko wymyśliły dzieci, które nie znają życia. Radzę ci zmądrzeć i zrozumieć to, bo to złota zasada związków. A teraz przepraszam, ale się spieszę.- mówiąc to wypchnął Xiumina za drzwi.

~ czasy obecne ~

-Xiumin! Xiumin! No gdzie się podział ten ułom. Przecież mamy razem zrobić prezentację, a on gdzieś uciekł.            
            Suho biegał bo szkole szukając swojego kolegi. Przejrzał już chyba wszystkie możliwe zakamarki, a rudzielca ani śladu. Nie było go w pokoju, ani w stołówce, ani nawet w łazience czy na basenie. Po prostu się rozpłynął. Już wiem, gdzie poszedł. Uśmiechnął się sam do siebie i w mgnieniu oka stał przed wejściem na dach. Otworzył drzwi i to co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach.
-Xiu! Co ty robisz, złaź stamtąd! – krzyczał, coraz bardziej zbliżając się do chłopaka stojącego na krawędzi budynku. – Proszę cię, nie rób nic głupiego.
            Złapał go za rękaw i siłą ściągnął z gzymsu. Upadł wraz z nim kawałek dalej, obejmując go i kołysząc się uspokajająco.
-Przepraszam, ja nie chciałem ci tego powiedzieć, żałuję. Zdenerwowałem się i jakoś tak samo wyszło. Wcale tak nie  myślę.- płakał wtulając głowę w tors Xiumina.
-Czemu płaczesz? – spytał budząc się z letargu, który go ogarnął gdy wspominał dawne czasy.
-Xiu! Jak się cieszę, że nic ci się nie stało.
-A co miałoby mi się stać? – spojrzał niezrozumiale.                                                                       Suho objął mocniej Xiumina i złapał jego twarz w dłonie. Przepraszam. – szepnął i ucałował wargi rudzielca. Ten bez zastanowienia oddał pocałunek zdając sobie sprawę, że nie ważne co zrobi, jego przyjaciel zawsze będzie  przy nim. A może ktoś więcej niż przyjaciel?                    

                                                                                                                                                                                                                         

niedziela, 12 lipca 2015

Ogłoszenie

                 Witam J Chciałabym wszem i wobec ogłosić, iż opowiadania będą od teraz dodawane nieregularnie. Wszystko za sprawą wakacji i moich ciągłych wyjazdów. Jednakże, w najbliższych dniach spodziewajcie się drugiej części 12. Dziękuję za uwagę i na pocieszenie wstawiam kilka zdjęć seksiaków J







piątek, 26 czerwca 2015

Nowe Życie HunHan 12 cz.I

Cześć J przychodzę dzisiaj do was z kolejnym rozdziałem tego opowiadania. Jest to już 12, więc cała historia zbliża się ku końcowi. Mam zaplanowane około 16 chapterów. Mam nadzieję że wytrwacie ze mną do samego końca;)
Enjoy!
Nowe Życie 12 część I

- Xiu! Xiu! Wstawaj śpiochu, bo spóźnimy się na zajęcia.- wrzeszczał Suho.
- Daj mi jeszcze pięć minut. – wymruczał, ale dalej spał jak kamień.
- No co ja z nim mam.- pomyślał. Bez zbędnych ceregieli wspiął się na łóżko i zerwał z chłopaka kołdrę.
            Xiumin obrócił się na brzuch i zamknął powieki. Po chwili został brutalnie odwrócony na plecy i pocałowany. Otworzył szeroko oczy i aż pisnął ze zdziwienia. Leżał na nim inny chłopak, który w dodatku wyznał mu wczoraj, że coś do niego czuje.
            Ciepłe wargi starszego oderwały się od ust chińczyka i wygięły w uroczym uśmiechu.
- Co ty robisz!? – obruszył się śpioch.
- Po prostu próbowałem cię obudzić, bo spóźnimy się na zajęcia.
- To musiałeś w ten sposób?
- Ten wydawał mi się najlepszy.- Suho w ostatnim momencie zdążył uskoczyć przed lecącą w jego stronę poduszką.
- Zabije cię! Zamorduję! – krzyczał Xiumin.
- Najpierw się umyj i chodź na śniadanie. – zaśmiał się starszy i wybiegł z pokoju.
            Chińczyk wyczołgał się z ciepłego łóżka i wszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, odbębnił poranną toaletę i piętnaście minut później siedział na  wielkiej stołówce.
- Co tak długo kochanie? – Suho zaszedł go od tyłu i pocałował w kark.
- Spadaj.
- Ojejku, co ty taki  nie w humorze? Chcesz się może przytulić?
- Ogarnij się. Nie chcę żeby wszyscy ludzie myśleli, że jestem jakimś pedełem tylko dlatego, że tu się we mnie zabujałeś. – warknął w odpowiedzi.
            Z twarzy starszego od razu zniknął uroczy uśmiech, a zastąpił go grymas niezadowolenia.
- Tak stawiasz sprawę? Zapomnij, że kiedykolwiek coś do ciebie czułem idioto. Od dzisiaj się do mnie nie odzywaj. – rzucił i uciekł z pomieszczenia.
- No trudno, zaraz mu przejdzie. – pomyślał Xiu jedząc kolejnego naleśnika.

*  *  *
           
- Dzisiaj na zajęciach dobiorę was w pary i będziecie ćwiczyć podawanie jedzenia.
- Yyyy… - klasa niezbyt ucieszyła się na ten pomysł.
- Widzę jak bardzo się cieszycie. – zagruchotała nauczycielka – Żeby was jakoś zmotywować, będziecie mogli dostać za tę pracę ocenę.
- Super… - powiedział z powątpiewaniem Xiumin i spojrzał na Suho. Chłopak w ogóle na niego nie patrzył i pisał coś w swoim notatniku.
- To robimy losowanie! – pisnęła nauczycielka i aż podskoczyła ciesząc się  ze swojego planu.
- Proszę podchodźcie do mnie po kolei i losujcie numerki.
            Xiumin podszedł do biurka i wyjął z kapelusza karteczkę i otworzył ją. Był tam tylko numer. Popatrzył się po klasie i spytał kto ma numer dziesięć. Dziewczyny westchnęły niezadowolone, że to nie one będą w parze z największych ciachem w klasie.
- Ja mam.- podniósł rękę Suho.
- No fajnie, czemu nie mogłem trafić na kogoś innego? – podszedł do niego z niemrawa miną.
- Skoro już jesteście dobrani w pary, to się uspokójcie. Od dzisiaj przez najbliższy tydzień, wszystkie pary będą zwolnione z lekcji. Macie przygotować porządny serwis, opowiedzieć o nim i zrobić degustacje na następnej, poniedziałkowej lekcji.
- A co jeżeli się pokłócimy i nie zdążymy na czas? – spytał jakiś chłopak.
- Prosta sprawa. Oblejecie i spotkamy się w wakacje. – uśmiechnęła się i dodała – Jeszcze jakieś pytania, bo następnym razem nie odpowiem.
- Ja mam jedno – zgłosił się Suho – można zmienić partnera?
- No nie wierzę. Jak on śmie tak o mnie mówić. Każda z dziewcząt i nie tylko, zabiłaby się w zamian za robienie projektu ze mną, a on zadaje takie pytanie? No rozumiem, trochę się zdenerwował za to co mu powiedziałem, ale to tylko i wyłącznie jego wina. To on zachował się jak niewyżyty dzieciak i nie powinien mieć żadnych pretensji. – oburzył się Xiu.
- Niestety panie Suho, zamiana nie wchodzi w grę, bardzo mi przykro.
- Dobrze, dziękuję. Postaram się nie doprowadzać do żadnych kłótni w naszym zespole.
- Mam nadzieję. A teraz możecie się rozejść. Macie wolne.
            Uczniowie pospiesznie rzucili się do wyjścia. Ostatnimi osobami w sali byli Suho i Xiumin.
- Słuchaj Suho, kiedy spotykamy się z tym projektem? – odpowiedziała mu głucha cisza.
- Pytam się ciebie o coś. Nie ignoruj mnie.
- Ja zrobię projekt, a ty się tylko pod nim podpiszesz.
- Nie.
- Jak to nie?
- Po prostu. To jest projekt w grupach, więc nie pozwolę ci robić go samemu. Może zakopiesz topór wojenny i zaczniemy nad nim myśleć.
- Ahhhh…Chodź idziemy do mnie. – westchnął.
            Chłopcy szli korytarzem w milczeniu. Zatrzymali się dopiero pod drzwiami do pokoju Suho.
- Wchodź. – rzucił oschle starszy.
- To… co zrobimy na ten projekt?
- Myślałem nad zaserwowaniem szarlotki na ciepło z gałką lodów waniliowych, creme brulle, a do tego delikatna, owocowa herbata. Wszystko podane na złoto-perłowej zastawie od Maxwella Williamsa. Co ty na to?
- Wow. Myślałem, że podamy ciastka i kawę… Trochę mnie zamurowało.
- Hmpf. – sarknął Suho i wziął do ręki notatnik. Zaczął opisywać w nim wszystkie działania związane z projektem. W tym czasie Xiumin podszedł do jego komputera i zalogował się na Facebooka.
- Suho…
- Co znowu?
- Wiesz, że ja nie chciałem ci zrobić przykrości, prawda?
- Coś ci nie wyszło Mózgu.
- Przepraszam… - bąknął speszony zachowaniem chłopaka.
            Suho zdziwiony aż oderwał się od zeszytu i popatrzył w stronę chińczyka.
- Co to się stało, że jaśnie pan Xiumin raczył kogoś przeprosić. Powinienem to gdzieś zapisać. Druga taka sytuacja może się więcej nie powtórzyć.
- Ranisz…
- Teraz ranię? A jak ty mi sprawiasz ból to jest dobrze!? Myślisz że jesteś lepszy od innych, bo jesteś przystojny i bogaty? Otóż nie! Z charakteru jesteś podłą szmatą i naprawdę nie mam bladego pojęcia dlaczego mi się podobałeś! – wywrzeszczał zbliżając się niebezpiecznie do nastolatka.
            Rysy twarzy Xiumina stężały. W miarę kolejnych zdań, jego oczy robiły się coraz bardziej szkliste. To co usłyszał wstrząsnęło nim doszczętnie. Nie wiedział że ludzie tak go postrzegają. Zawsze żył w swoim wyimaginowanym świecie, gdzie ludzie darzyli go bezgraniczną sympatią.
            Zerwał się szybko z fotela i bez słowa wybiegł z pokoju. Za sobą słyszał ciche przeklnięcie i kroki. Starał się uciec, więc pobiegł schodami przeciwpożarowymi na dach budynku. Usiadł na krawędzi i patrzył na ludzi. Niektórzy byli weseli, inni smutni. Łączyło ich tylko jedno – wszyscy mieli przyjaciół. Nikt nie brnął przez życie samotnie. W tym krótkim momencie chłopak zdał sobie sprawę, że tak naprawdę on nie ma nikogo. Rodzice go zostawili, przyjaciół nigdy ni miał. Jedyna osoba, której na nim zależało był Suho. Teraz, po tym jak źle go potraktował, nie ma już nikogo.


Nothing Special

Chciałabym zadedykować ten One Shot mojej (teraz już) byłej klasie. Dziękuję że nie zawsze było kolorowo i tak w gruncie rzeczy zawsze się godziliśmy. Nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem, ale będzie mi was bardzo brakowało.
NOTHING SPECIAL

Just give me a reason
To keep y heart beating
Don't worry it's safe right here in my arms
As the world falls apart around us
All we can do is hold on, hold on.


            Opowiem wam teraz moją historię. Nie ma w niej żadnych pościgów, wybuchów, czy innych kataklizmów. Opisuje ona życie zagubionego chłopaka, który tak naprawdę nie wie co zrobić ze swoim życiem.
            Otóż urodziłem się w Warszawie. Niedaleko starego miasta. Miałem szczęśliwe dzieciństwo. Zawsze wszyscy mnie lubili. Nie sprawiałem nauczycielom kłopotów. Pomagałem w domu, sporadycznie nawet chodziłem do schroniska zajmować się psami. Bardzo lubię te zwierzęta. Nie są kłamliwe i zawsze znajdą dla ciebie czas. Z ich pięknych oczek da się wyczytać niemal wszystko. Odkąd pamiętam chciałem mieć własnego czworonoga, ale młodsza siostra miała alergię, więc nie miałem takiej szansy.
Moje całe życie było pasmem szczęścia i miłości. Nie było w nim miejsca na smutek ani inne negatywne emocje, aż do pewnego momentu.
            Pamiętam ten dzień tak, jakby był wczoraj. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, za oknem rozciągał się widok niczym z disney’owskiej bajki. Przygotowywałem się właśnie do szkoły. Zaczynałem gimnazjum.  No wiecie, nowy okres w życiu nastolatka, nowi znajomi, nauczyciele i życie.  Cieszyłem się jak dziecko. W końcu poznam swoją klasę, może nawet będę miał dziewczynę wmawiałem sobie.
            W drodze do szkoły jak zwykle zobaczyłem Kacpra. To był mój stary przyjaciel, znamy się od podstawówki. Może z początku nie było między nami kolorowo, ale z biegiem lat zostaliśmy najlepszymi kumplami. Przywitałem się z nim i poszliśmy w stronę nowej szkoły. Podczas spaceru rozmawialiśmy na różne tematy, w tej chwili nawet nie pamiętam o czym, ale wtedy śmiałem się do rozpuku z jego irracjonalnych przemyśleń.
            Po dłużącym się w nieskończoność apelu usiadłem w ławce z Kacprem. Razem z naszą nową wychowawczynią omawialiśmy wspólny wyjazd integracyjny. Planowaliśmy jechać do Szczecina. Wszystkim bardzo spodobało się miejsce, więc już tydzień później byliśmy w drodze. Oczywiście podróżowaliśmy autokarem, więc trwało to około jedenastu godzin.
            Wreszcie podjechaliśmy pod hotel. Miał trzy gwiazdki i usytuowany był w centrum miasta. Porozchodziliśmy się do swoich pokoi. Z ulgą przyjąłem fakt, że od teraz aż przez kolejne sześć dni będę mieszkać z Kacprem i dwoma innymi chłopakami.
            W pierwszy dzień naszego wyjazdu udaliśmy się całą klasą na basen. Niestety nie potrafiłem wtedy pływać, przez co nie wchodziłem nawet do wody. Po prostu odczuwałem lęk, przed tym żywiołem. Jako jedyny siedziałem na brzegu. Nikt ze mną nie rozmawiał, a ponadto słyszałem jak szepczą o mnie po kątach. Starałem się tym nie przejmować, w końcu jeszcze tak naprawdę się nie znaliśmy. Na pewno jeszcze zmienią o mnie zdanie myślałem, jednak to był dopiero początek mojego końca.
            Przez następne kilka dni moja sytuacja miała się ku lepszemu. Poznałem nawet Jacka, Eryka i Tomka. Byli fajni, ale nic więcej. Owszem było z nimi zabawnie, ale nie czułem się w ich towarzystwie pewnie. Sprawiali wrażenie, jakby mnie czcili i wywyższali. Byłem ich liderem lub nawet swego rodzaju panem. Nie powiem, było mi to na rękę.
            Ta błoga relacja trwała nieprzerwanie przez pół roku, jednak czułem że Eryk mi zazdrości.  Przez ten czas odsunąłem się trwale od Kacpra i mojego dawnego życia. Przestałem się starać. Od tej chwili moje życie kręciło się wokół ciągłych szamotanin i imprez. Czułem jak z każdym dniem moje poczucie własnej wartości nieubłaganie niknie. Możecie mówić, że byłem głupi, że każdy to przechodził, że to tylko hormony. Z perspektywy lat wiem, że chodziło o coś innego. Miałem lekką depresję, o czym nie wiedziałem. W najgorszym momencie moi „przyjaciele” odwrócili się ode mnie i zostałem sam. Wszystko za sprawą Eryka, który nastawił chłopaków przeciwko mnie. Egzystowałem tak przez kolejne pół roku.
            Coś zmieniło się dopiero w drugiej klasie. Odzyskałem chęć do życia. Pogodziłem się z Kacprem, to właśnie on wciągnął mnie w nowe znajomości. Zaprzyjaźniłem się z Victorem, Kamilem, Robertem i Iwo. Chodziliśmy do tej samej klasy. Nasza szóstka stała się jedną zgraną paczką. Poruszaliśmy się w swoim towarzystwie, do którego nikt z zewnątrz nie mógł dołączyć. Byłem szczęśliwy. Był tylko jeden problem – Robert. Czasami miałem wrażenie, że on ma coś nie tak z głową. Opowiadał nam o swoich podbojach miłosnych. Jak zawsze wszystko koloryzował. Naciągał fakty i histeryzował, ale lubiłem go. Do pewnego momentu.
            Było deszczowy poranek. Odwołali nam dwie pierwsze lekcje, ale nasza paczka i tak była w szkole. Usiedliśmy w szatni i wyciągnąłem sok. Wpadliśmy na pomysł, że zagramy w butelkę. Na pierwszy ogień poszedł Robert. Dostał jakieś w miarę łatwe pytanie. Zakręcił i wypadło na mnie. Uśmiechnąłem się i rzuciłem mu pewne siebie spojrzenie. Zadał mi pytanie. Jaka jest twoja orientacja seksualna? Natychmiastowo moje policzki nabrały rumieńców, a wzrok zaczął biegać. No nie wstydź się – dopingowali moi przyjaciele. Postanowiłem powiedzieć im prawdę. Jestem Bi odparłem i patrzyłem na ich zdziwione miny. Tylko Victor poklepał mnie po plecach, co było dziwne bo zawsze uchodził za najmniej tolerancyjnego. Reszta chłopaków otrząsnęła się i graliśmy dalej. Były jeszcze fajne, niekiedy zboczone pytania, ale nic nie przebiło mojego wyznania.
            Kilka dni później, po szkole podeszła do mnie Dominika, koleżanka z klasy. Całkiem ładna. Kiedyś nawet mi się podobała. Zapytała się czy mam może dzisiaj czas. Potwierdziłem i dałem się zaprosić na randkę. Potem wszystko potoczyło się szybko. Chodziliśmy ze sobą. Odsunąłem się od mojej paczki, bo myślałem że mi zazdroszczą dziewczyny. Cały swój wolny czas poświęcałem Dominice. Byłem przeszczęśliwy, ale nic nie może trwać wiecznie.
            Pewnego dnia moja ukochana podeszła do mnie i oznajmiła, że między nami koniec. Starałem się ją przeprosić, pogodzić, ale nic się nie sprawdziło. Ona w jednej chwili zaprzepaściła te kilka miesięcy, jakie ze sobą byliśmy. Byłem smutny, zdołowany. Od czasu do czasu miałem myśli samobójcze, ale nigdy nie wprowadziłem ich w życie. Wmawiałem sobie, że to dlatego, że byłem zbyt leniwy. Prawda jednak była trochę inna. Cały czas podświadomie wierzyłem, że Dominika zmądrzeje i jeszcze będziemy razem. Dziwne prawda? Całe moje późniejsze życie kręciło się wokół niej. Nawet znalazłem sobie dziewczynę, żeby wzbudzić w niej zazdrość. Głupie prawda?
            Miałem przeraźliwego doła, z którego po raz kolejny wyciągnął mnie Kacper. On i reszta chłopaków starała się jak mogła poprawić mi humor. Nawet im się to udało. Przez resztę drugiej klasy nie miałem nikogo, ale za to spędzałem czas ze przyjaciółmi.
            Po wakacjach przyszedłem do szkoły z nowymi chęciami. Udało mi się nawet odzyskać Dominikę. Poznałem nowych, fajnych ludzi z równoległej klasy i to z nimi zacząłem się spotykać. Moja paczka znowu odeszła w kąt. Owszem spędzałem z nimi czas, ale nie tyle co wcześniej. Zapewne czuli się opuszczeni, tak jak ja jeszcze przed wakacjami. Niestety tego nie zauważałem.
            W ciągu kolejnego miesiąca wszystko się posypało. Dominika dowiedziała się, że jestem biseksualny i ze mną zerwała. Pokłóciłem się z równoległą klasą. Spodobał mi się chłopak, a na dodatek cała moja klasa dowiedziała się o mojej orientacji. Myślałem że nie mogło być gorzej. Niestety mogło. Robert zaczął się do mnie przystawiać, kiedy byliśmy sam na sam. Jak tylko mówiłem to Kacprowi, on myślał że udaję. Zmieniło się to dopiero na jednej z lekcji w-f.
            Jak zwykle przebierałem się w szatni. Cała moja paczka wyszła, został tylko Robert. Powiedział mi wtedy, że to on rozgadał wszystkim że jestem biseksualny. Przygwoździł mnie do ściany i zaczął obmacywać. Krzyczał że skoro płeć nie robi mi różnicy, to dlaczego nie dam mu się przelecieć. Płakałem, wyrywałem się i próbowałem go odepchnąć. Na moje nieszczęście nie miałem tyle siły, więc postanowiłem się poddać. Jego usta całowały moją szyję, a ręka zjechała na krocze i mocno ścisnęła. Pisnąłem przestraszony. Ten dźwięk był bardzo dobrze słyszalny, więc po chwili do pomieszczenia wbiegł Kacper. Złapał Roberta i odciągnął go na bok. Skuliłem się i ryczałem. Po chwili do szatni wkroczył nauczyciel. Wysłał mnie do psychologa szkolnego, a ten znowuż na terapię.
            Po skończeniu terapii czułem się szczęśliwy. W końcu żyłem pełnia życia i pewnie byłoby tak do teraz gdyby nie docinki i przezwiska ze strony innych uczniów. Dokuczali mi i nie dawali spokoju. Przez to chodziłem, a właściwie snułem się po korytarzach do momentu aż Robert odszedł z naszej klasy. Wszyscy się cieszyli, bo nikt go specjalnie nie lubił. Wszystkich strasznie denerwował, tym że uważał się za lepszego niż w rzeczywistości był.
            Potem moje życie wróciło do normalności. Nie było więcej żadnych ekscesów. Do końca roku naprawdę zżyłem się z moją klasą. Teraz żałuję, że nie nastąpiło to wcześniej, bowiem z większością nie będę miał styczności w przyszłym życiu, chociaż kto wie?
            Dzisiaj miałem zakończenie roku szkolnego. Myślałem że będę się dobrze trzymał, ale byłem jedną z pierwszych osób, które się popłakały. Później dołączyła się cała reszta. Apel był bardzo wzruszający. Po uroczystości, całą klasą poszliśmy do centrum. To było jedno z naszych fajniejszych wyjść. Oczywiście było trochę łez, ale i radości.

            Pewnie jesteście ciekawi co z tym chłopakiem, który mi się podobał. Otóż powiedziałem mu co czuję i od niedawna jesteśmy parą. Nasi znajomi nas zaakceptowali, a nawet pomagali przejść przez najcięższe chwile. Wierzę że razem z Aleksandrem (mój nowy chłopak) i moja najukochańszą paczką jestem w stanie osiągnąć bardzo dużo. To właśnie ci ludzie podnosili mnie na duchu za każdym razem gdy było naprawdę źle. Chciałbym dalej się z nimi przyjaźnić. Mam płonną nadzieję, że to nie zmieni.