Był
piękny, słoneczny dzień. Siedziałem na jednej z brudnych ławek w parku.
Większość ludzi nawet mnie nie zauważała, bo po co? Jestem tylko zwykłym
nastolatkiem, któremu nie poszczęściło się w życiu. Kiedyś miałem dom,
kochającą rodzinę i przyjaciół. Gdy moi najbliżsi dowiedzieli się o mojej
„przypadłości”, postanowili mnie leczyć. Spytacie pewnie co to za
„przypadłość”. Otóż, jak miałem piętnaście lat rówieśnicy cały czas się ze mnie
śmiali. W sumie byłem trochę dziwnym dzieckiem. Miałem naturalnie białe włosy,
które sięgały mi do ramion, lekko zachodzące na brązowe oczy, malinowe usta i
ogólnie byłem raczej słabej postury. Nigdy nie miałem z tym większych
problemów, jednak gdy do mojej klasy przyszedł nowy uczeń wszystko się
zmieniło. Z lubianego, miłego chłopca stałem się szkolnym popychadłem, którego
ludzie się wstydzili. Wszystko to za sprawą tajemniczego Sehuna. Był ode mnie
młodszy o rok. Ubierał się przyzwoicie. Nosił ciemne, mocno przylegające rurki
oraz białe, opinające lekko umięśniony tors bokserki. Miał w zwyczaju
zakładanie drogich srebrno-czarnych połyskujących creepersów. Ja natomiast
miałem zupełnie inny gust niż większość mojej zapatrzonej w siebie klasy.
Ceniłem sobie jasno błękitne marynarki, urocze koszule w kratę z kołnierzykami
oraz luźne sprane jeansy. Na nos zakładałem jeszcze czarne okulary w dużych
oprawkach, a na nóżki czarne lub białe Vansy.
Cała
moja nieudana historia zaczęła się od pamiętnej lekcji wf. Ja jako osoba z
kompletnie zerową koordynacją ręka-oko nie miałem szans na złapanie lecącej
wprost na mnie białej piłki do gry w zbijaka. Przez swoje"szczęście" dostałem
bardzo mocno w podbrzusze. Gdyby nie publika składająca się z bogatych
dzieciaków, zwijałbym się z bólu, jednak musiałem pokazać im, że jestem silny
więc udawałem, że nic się nie stało. Nie wiem czy dobrze robiłem. Wstałem z
ziemi z miną mówiącą „na co się gapicie dekle” i pomaszerowałem w stronę
nauczyciela. Jeśli musiałbym go opisać jednym wyrazem, wybrałbym słowo
krzykacz.
Temu młodemu panu usta nigdy się nie zamykały. Darł się
najbardziej na tych nie wysportowanych kujonków, do których się zaliczałem. Po
szkole krążyły plotki, że ten dwudziesto-kilku letni mężczyzna sypia ze swoimi
uczniami w trakcie wyjazdów na mecze koszykarskie. Musicie wiedzieć, że nasz
ogólniak był jednym z lepszych sportowych, tak więc często jeździliśmy na różne
zawody.
Chciałem go poprosić, żeby pozwolił mi iść do
pielęgniarki, ale się przeliczyłem. Stwierdził bowiem, że nic mi nie jest i
niepotrzebnie dramatyzuje. Starałem się nie pokazywać po sobie, jak mnie zawiódł. Odchodząc, odwróciłem się do niego i nieśmiało ukłoniłem, po czym uciekłem na
ławkę rezerwowych. Nie dane było mi tam zbyt długo siedzieć, bo przyszedł mój
czas na kolejną grę zespołową. Akurat miała to być znienawidzona przeze mnie
koszykówka.
Żaden z moich byłych przyjaciół nie palił się do tego,
aby wybrać mnie do drużyny, więc zmuszony byłem udać się do zespołu Sehuna. Po
paru minutach kłótni między Krisem a kapitanem zaczęliśmy grać. Uczestnicy tej
jakże barbarzyńskiej zabawy skakali, piszczeli i przytulali się wzajemnie
rozmawiając o przeciwnym składzie. Starałem się robić wszystko jak należy, ale
nie do końca mi to wychodziło. Przez nie uwagę obijałem się o różnych, poddenerwowanych wynikiem, zawodników. Biegałem po boisku, udając, że rozumiem
zasady. Parę sekund przed końcem meczu, wpadłem na Hunna, który w swoich
długich palcach trzymał piłkę. Po bliskim
spotkaniu z chłopakiem upadłem na niego, a on wypuścił piłkę z dłoni i
popatrzył na mnie ze złością.
-Co ty robisz?
-Ja..a…a
bardzo psze…przepraszam…-wydukałem cichutko.
Niestety w tym
momencie piłka trafiła w ręce Bacona z przeciwnej drużyny. Młodszy rzucił, a
przedmiot zatoczył małe kółka wokół obręczy i wpadł w sam jej środek razem z głośnym
gwizdkiem obwieszczającym koniec meczu. Przeze mnie nasza drużyna przegrała
jednym punktem. Kurczę, „koledzy” będą nie pocieszeni. Chyba lepiej wziąć nogi
za pas, dopóki jeszcze mogę się samodzielnie poruszać. Odwróciłem się i poczułem, wściekły wzrok całej drużyny
na swojej osobie, więc czym prędzej uciekłem do szatni. Postanowiłem zamknąć
się w jednej z kabin, aby uniknąć spotkania z rozjuszonym tłumem. Jak na
zawołanie, chłopcy wbiegli do toalety szukając mnie. Starałem się być cicho i
nawet nie oddychać, jednak jakiś nastolatek kopnął w drzwi kabiny, w której
siedziałem, przestraszyłem się i cichutko pisnąłem. Niestety to wystarczyło.
Moi prześladowcy błyskawicznie wywarzyli wejście do mojej nikłej kryjówki i
wyciągnęli mnie siłą. Chciałem pokazać im, że jestem dzielny i się ich nie
boję. Przybrałem uśmiech, ale wyglądał on bardziej` na minę starego, psychicznego
krejzola niż na wyraz dumy. Mimo że chłopcy spojrzeli na mnie jak na
upośledzonego to i tak trwałem w swoim niepozornym postanowieniu. Zamknąłem
oczy i po raz pierwszy oberwałem w brzuch. Dokładnie w to samo miejsce co
wcześniej piłką. Cholernie bolało, ale zdecydowałem się być bezdźwięczny.
Kolejny cios i pierwsza samotna łza przetoczyła się po moim bladym policzku.
-Proszę,
przestańcie. To nie moja wina.- powiedziałem zachrypniętym z bólu głosem.
-Jeszcze z
tobą nie skończyliśmy.
Po tych słowach dało się słyszeć mój
coraz to głośniejszy szloch wywołany strachem. Na tę czynność nieprzyjaciele
zarechotali głośno. Uchyliłem lekko powieki i zobaczyłem jedyną osobę, która
była niewzruszona. Trzymała się bardziej z boku i miała charakterystyczne
kolorowe włosy.
-Sehun. Każ im
przestać. Zrobię wszystko, tylko mi pomóż…
-Kim ty jesteś
żeby się zwracać do mnie po imieniu?- zawołał oburzony.
Zrobiłem wielkie oczy. Nie sądziłem,
że na tym świecie żyją tak podłe kreatury.
-Błagam,
zrobię naprawdę wszystko.
-Skoro tak
twierdzisz. Niemniej jednak mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy.
-Tak, tylko
każ im mnie zostawić.- wydyszałem zaniepokojony.
-Jasne.
Potem wszyscy się odsunęli i
podszedł do mnie Sehun.
-Od dzisiaj
będziesz robił za moją pokojówkę. Codziennie będziesz jeździł ze mną po szkole
do domu i sprzątał oraz gotował. Oczywiście jak na ukochanego pracodawcę
przystało, będę ci coś płacił.- Po skończonej przemowie wyszedł z ubikacji wraz
z innymi i zostawił mnie tam samego. Nie czekał nawet na moją odpowiedź.
Denerwują mnie tacy ludzie. Jakby to, że mają pieniędzy jak lodu pozwalało im
na gorsze traktowanie innych.
Zamarłem. Nie spodziewałem się
takiego wyznania po nim. Wiedziałem, że jest bogaty no ale bez przesady-pokojówka!?
Jakby sam nie mógł sobie prać brudnej bielizny. No ale co począć. Słowo się
rzekło, kobyłka u płotu, jakby powiedziała moja mama.
W drodze do domu, który dzieliłem z
rodzicami i starszym bratem rozmyślałem nad tym co by tu im powiedzieć, żeby się o mnie nie martwili.
Analizując
moją sytuację stwierdziłem, że lepiej prosto z mostu im powiedzieć, że
znalazłem pracę i że prawdopodobnie nie będę spędzał zbyt dużo czasu w domu.
Gdy dotarłem pod drzwi i ledwie
słyszalnie zapukałem. Oczywiście odpowiedziało mi echo, więc zebrałem się w
sobie i szturchnąłem je aktywnie. Jak zwykle w domu nie było żywej duszy, więc zabrałem
się za przygotowywanie obiadu. Nie minęło wiele czasu aż zauważyłem błękitną
karteczkę. Uniosłem ją w dłonie i przypatrzyłem się jej uważnie. Było na niej
napisane: „Już wiemy, nie pokazuj się nam więcej na oczy”.
Nie
zrozumiałem przesłania. Kto i co o mnie wiedział. Fakt byłem jak księga pełna
tajemnic, ale bez przesady, moje sekrety nie były aż tak
potworne. Chyba, że… odwróciłem skrawek papieru i odnalazłem wzrokiem malutki,
ledwo czytelny napis. Brzmiał on: „ Nie martw się Luhan, mimo że rodzice już
wiedzą, ja i tak zawsze mogę ci pomóc. Jakby coś, nie bój się, możesz wbijać do
mnie drzwiami i oknami. PS. Pod lodówką są kluczyki do mojego nowego
mieszkania. Jak chcesz to się tam wprowadź, ja i tak teraz zamieszkam z
rodzicami… Twój Kochany Brat”
Jejku, znaczy dowiedzieli się. Co ja
mam teraz zrobić chyba posłucham Hyunga i zmienię miejsce zamieszkania. Czym
prędzej postanowiłem się spakować i wynieść do apartamentu brata. Czuję, że
będę mu musiał za to wszystko podziękować.
Energicznie wybiegłem z domu, nie
zatrzaskując nawet za sobą drzwi. Udałem się pod wyznaczony adres, jednak coś
zatrzymało mnie po drodze. Była to stara ławka, na której miałem dziwną ochotę
odpocząć. Usiadłem na niej i zacząłem wpatrywać się w bezchmurne niebo. Właśnie
tak siedzę na tej ławce i rozmyślam o moim życiu. Ciekawe, co będę teraz robił.
Pewnie jutro wrócę do szkoły i zacznę nową pracę u Sehuna. W sumie moje
dotychczas poukładane życie zawaliło się w ciągu jednego dnia. Ja to naprawdę
mam szczęście. Mam tylko nadzieję, że wszystko się ułoży za jakiś czas.