czwartek, 26 lutego 2015

Nowe życie 1

    

            Był piękny, słoneczny dzień. Siedziałem na jednej z brudnych ławek w parku. Większość ludzi nawet mnie nie zauważała, bo po co? Jestem tylko zwykłym nastolatkiem, któremu nie poszczęściło się w życiu. Kiedyś miałem dom, kochającą rodzinę i przyjaciół. Gdy moi najbliżsi dowiedzieli się o mojej „przypadłości”, postanowili mnie leczyć. Spytacie pewnie co to za „przypadłość”. Otóż, jak miałem piętnaście lat rówieśnicy cały czas się ze mnie śmiali. W sumie byłem trochę dziwnym dzieckiem. Miałem naturalnie białe włosy, które sięgały mi do ramion, lekko zachodzące na brązowe oczy, malinowe usta i ogólnie byłem raczej słabej postury. Nigdy nie miałem z tym większych problemów, jednak gdy do mojej klasy przyszedł nowy uczeń wszystko się zmieniło. Z lubianego, miłego chłopca stałem się szkolnym popychadłem, którego ludzie się wstydzili. Wszystko to za sprawą tajemniczego Sehuna. Był ode mnie młodszy o rok. Ubierał się przyzwoicie. Nosił ciemne, mocno przylegające rurki oraz białe, opinające lekko umięśniony tors bokserki. Miał w zwyczaju zakładanie drogich srebrno-czarnych połyskujących creepersów. Ja natomiast miałem zupełnie inny gust niż większość mojej zapatrzonej w siebie klasy. Ceniłem sobie jasno błękitne marynarki, urocze koszule w kratę z kołnierzykami oraz luźne sprane jeansy. Na nos zakładałem jeszcze czarne okulary w dużych oprawkach, a na nóżki czarne lub białe Vansy.
            Cała moja nieudana historia zaczęła się od pamiętnej lekcji wf. Ja jako osoba z kompletnie zerową koordynacją ręka-oko nie miałem szans na złapanie lecącej wprost na mnie białej piłki do gry w zbijaka. Przez swoje"szczęście" dostałem bardzo mocno w podbrzusze. Gdyby nie publika składająca się z bogatych dzieciaków, zwijałbym się z bólu, jednak musiałem pokazać im, że jestem silny więc udawałem, że nic się nie stało. Nie wiem czy dobrze robiłem. Wstałem z ziemi z miną mówiącą „na co się gapicie dekle” i pomaszerowałem w stronę nauczyciela. Jeśli musiałbym go opisać jednym wyrazem, wybrałbym słowo krzykacz.
            Temu młodemu panu usta nigdy się nie zamykały. Darł się najbardziej na tych nie wysportowanych kujonków, do których się zaliczałem. Po szkole krążyły plotki, że ten dwudziesto-kilku letni mężczyzna sypia ze swoimi uczniami w trakcie wyjazdów na mecze koszykarskie. Musicie wiedzieć, że nasz ogólniak był jednym z lepszych sportowych, tak więc często jeździliśmy na różne zawody.
Chciałem go poprosić, żeby pozwolił mi iść do pielęgniarki, ale się przeliczyłem. Stwierdził bowiem, że nic mi nie jest i niepotrzebnie dramatyzuje. Starałem się nie pokazywać po sobie, jak mnie zawiódł. Odchodząc, odwróciłem się do niego i nieśmiało ukłoniłem, po czym uciekłem na ławkę rezerwowych. Nie dane było mi tam zbyt długo siedzieć, bo przyszedł mój czas na kolejną grę zespołową. Akurat miała to być znienawidzona przeze mnie koszykówka.
           Żaden z moich byłych przyjaciół nie palił się do tego, aby wybrać mnie do drużyny, więc zmuszony byłem udać się do zespołu Sehuna. Po paru minutach kłótni między Krisem a kapitanem zaczęliśmy grać. Uczestnicy tej jakże barbarzyńskiej zabawy skakali, piszczeli i przytulali się wzajemnie rozmawiając o przeciwnym składzie. Starałem się robić wszystko jak należy, ale nie do końca mi to wychodziło. Przez nie uwagę obijałem się o różnych, poddenerwowanych wynikiem, zawodników. Biegałem po boisku, udając, że rozumiem zasady. Parę sekund przed końcem meczu, wpadłem na Hunna, który w swoich długich palcach trzymał piłkę. Po bliskim spotkaniu z chłopakiem upadłem na niego, a on wypuścił piłkę z dłoni i popatrzył na mnie ze złością.
-Co ty robisz?
-Ja..a…a bardzo psze…przepraszam…-wydukałem cichutko.
Niestety w tym momencie piłka trafiła w ręce Bacona z przeciwnej drużyny. Młodszy rzucił, a przedmiot zatoczył małe kółka wokół obręczy i wpadł w sam jej środek razem z głośnym gwizdkiem obwieszczającym koniec meczu. Przeze mnie nasza drużyna przegrała jednym punktem. Kurczę, „koledzy” będą nie pocieszeni. Chyba lepiej wziąć nogi za pas, dopóki jeszcze mogę się samodzielnie poruszać. Odwróciłem  się i poczułem, wściekły wzrok całej drużyny na swojej osobie, więc czym prędzej uciekłem do szatni. Postanowiłem zamknąć się w jednej z kabin, aby uniknąć spotkania z rozjuszonym tłumem. Jak na zawołanie, chłopcy wbiegli do toalety szukając mnie. Starałem się być cicho i nawet nie oddychać, jednak jakiś nastolatek kopnął w drzwi kabiny, w której siedziałem, przestraszyłem się i cichutko pisnąłem. Niestety to wystarczyło. Moi prześladowcy błyskawicznie wywarzyli wejście do mojej nikłej kryjówki i wyciągnęli mnie siłą. Chciałem pokazać im, że jestem dzielny i się ich nie boję. Przybrałem uśmiech, ale wyglądał on bardziej` na minę starego, psychicznego krejzola niż na wyraz dumy. Mimo że chłopcy spojrzeli na mnie jak na upośledzonego to i tak trwałem w swoim niepozornym postanowieniu. Zamknąłem oczy i po raz pierwszy oberwałem w brzuch. Dokładnie w to samo miejsce co wcześniej piłką. Cholernie bolało, ale zdecydowałem się być bezdźwięczny. Kolejny cios i pierwsza samotna łza przetoczyła się po moim bladym policzku.
-Proszę, przestańcie. To nie moja wina.- powiedziałem zachrypniętym z bólu głosem.
-Jeszcze z tobą nie skończyliśmy.
            Po tych słowach dało się słyszeć mój coraz to głośniejszy szloch wywołany strachem. Na tę czynność nieprzyjaciele zarechotali głośno. Uchyliłem lekko powieki i zobaczyłem jedyną osobę, która była niewzruszona. Trzymała się bardziej z boku i miała charakterystyczne kolorowe włosy.
-Sehun. Każ im przestać. Zrobię wszystko, tylko mi pomóż…
-Kim ty jesteś żeby się zwracać do mnie po imieniu?- zawołał oburzony.
            Zrobiłem wielkie oczy. Nie sądziłem, że na tym świecie żyją tak podłe kreatury.
-Błagam, zrobię naprawdę wszystko.
-Skoro tak twierdzisz. Niemniej jednak mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy.
-Tak, tylko każ im mnie zostawić.- wydyszałem zaniepokojony.
-Jasne.
            Potem wszyscy się odsunęli i podszedł do mnie Sehun.
-Od dzisiaj będziesz robił za moją pokojówkę. Codziennie będziesz jeździł ze mną po szkole do domu i sprzątał oraz gotował. Oczywiście jak na ukochanego pracodawcę przystało, będę ci coś płacił.- Po skończonej przemowie wyszedł z ubikacji wraz z innymi i zostawił mnie tam samego. Nie czekał nawet na moją odpowiedź. Denerwują mnie tacy ludzie. Jakby to, że mają pieniędzy jak lodu pozwalało im na gorsze traktowanie innych.
            Zamarłem. Nie spodziewałem się takiego wyznania po nim. Wiedziałem, że jest bogaty no ale bez przesady-pokojówka!? Jakby sam nie mógł sobie prać brudnej bielizny. No ale co począć. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu, jakby powiedziała moja mama.
            W drodze do domu, który dzieliłem z rodzicami i starszym bratem rozmyślałem nad tym co by tu im powiedzieć, żeby się o mnie nie martwili.
Analizując moją sytuację stwierdziłem, że lepiej prosto z mostu im powiedzieć, że znalazłem pracę i że prawdopodobnie nie będę spędzał zbyt dużo czasu w domu.
            Gdy dotarłem pod drzwi i ledwie słyszalnie zapukałem. Oczywiście odpowiedziało mi echo, więc zebrałem się w sobie i szturchnąłem je aktywnie. Jak zwykle w domu nie było żywej duszy, więc zabrałem się za przygotowywanie obiadu. Nie minęło wiele czasu aż zauważyłem błękitną karteczkę. Uniosłem ją w dłonie i przypatrzyłem się jej uważnie. Było na niej napisane: „Już wiemy, nie pokazuj się nam więcej na oczy”.
Nie zrozumiałem przesłania. Kto i co o mnie wiedział. Fakt byłem jak księga  pełna  tajemnic, ale bez przesady, moje sekrety nie były aż tak potworne. Chyba, że… odwróciłem skrawek papieru i odnalazłem wzrokiem malutki, ledwo czytelny napis. Brzmiał on: „ Nie martw się Luhan, mimo że rodzice już wiedzą, ja i tak zawsze mogę ci pomóc. Jakby coś, nie bój się, możesz wbijać do mnie drzwiami i oknami. PS. Pod lodówką są kluczyki do mojego nowego mieszkania. Jak chcesz to się tam wprowadź, ja i tak teraz zamieszkam z rodzicami… Twój Kochany Brat”
            Jejku, znaczy dowiedzieli się. Co ja mam teraz zrobić chyba posłucham Hyunga i zmienię miejsce zamieszkania. Czym prędzej postanowiłem się spakować i wynieść do apartamentu brata. Czuję, że będę mu musiał za to wszystko podziękować.
            Energicznie wybiegłem z domu, nie zatrzaskując nawet za sobą drzwi. Udałem się pod wyznaczony adres, jednak coś zatrzymało mnie po drodze. Była to stara ławka, na której miałem dziwną ochotę odpocząć. Usiadłem na niej i zacząłem wpatrywać się w bezchmurne niebo. Właśnie tak siedzę na tej ławce i rozmyślam o moim życiu. Ciekawe, co będę teraz robił. Pewnie jutro wrócę do szkoły i zacznę nową pracę u Sehuna. W sumie moje dotychczas poukładane życie zawaliło się w ciągu jednego dnia. Ja to naprawdę mam szczęście. Mam tylko nadzieję, że wszystko się ułoży za jakiś czas.