piątek, 17 kwietnia 2015

Nowe Życie 8



Dzięki wszystkim, za to że jesteście za mną i pragnę wam ogłosić, że za tydzień rozdział już będzie poprawiony, bo znalazłam sobie betę :) Miłego czytania.


                                                       NOWE ŻYCIE (część ósma)



-To długa historia…
-A my mamy dużo czasu- wtrąciłem się i pociągnąłem chłopaków na swoje posłanie.
-Ah…na dobra. Od czego by tu zacząć?
-Może od początku?- rzuciłem lekko podenerwowany.
-Okej, ale ta historia jest raczej bardzo osobista i proszę was nie mówcie nikomu tego.- popatrzyłem zdziwiony na Sehuna, ale przytaknąłem.
-Hmm…-westchnął przeciągle Kris i zaczął swoją opowieść.- Było to jakieś sześć lat temu. Jak nie trudno policzyć, miałem wtedy jedenaście, a Tao siedem lat. Mieszkaliśmy razem w pokoju w naszej willi. W pomieszczeniu obok spali nasi rodzice. Mama była blondynką o oczach niebieskich niczym bezchmurne niebo. Wiecznie była uśmiechnięta. Wszyscy zazdrościli tacie tego, że mama jest taka wspaniała. Jak byli razem zawsze śmiali się nawet z najgorszych pomyłek. Nigdy się nie smucili…aż do pewnego czasu. Przyszedłem wtedy do domu trochę wcześniej niż zwykle, bo nie było trenera i nie chciało mi się zostawać samemu w stajni. Otóż wraz z moim młodszym bratem byliśmy mistrzami w jeździe konnej juniorów. Wracając, stanąłem na progu domu i zadzwoniłem kołatką. Nikt nie odpowiedział więc powtórzyłem czynność. Przypomniałem sobie właśnie, że przecież mam klucze, więc sięgnąłem do torby i wyjąłem je. Otworzyłem wrota i cichaczem udałem się do kuchni po coś do picia. Nie chciałem ganiać służby. Wolałem zrobić to sam. Teraz żałuję. Gdybym kogoś zawołał…poprosił…nie…nie doszłoby do tego.- rozpłakał się. Próbowałem go pocieszyć, ale on mi się wyrwał, usiadł na ziemi między nami i ciągnął swoją opowieść.- W podskokach podszedłem do lodówki i zaniemówiłem. Za nią ukryta była moja mama. Miała szarą taśmę klejącą na ustach i była spętana grubą liną. Od razu sięgnąłem do szuflady po nóż. Chciałem ją uwolnić. Najpierw ostrożnie zerwałem jej knebel z buzi. Ona w tym czasie kręciła głową i płakała. Nie wiedziałem co robi, ale zabrałem się za przecinanie węzłów. Trochę mi to zajęło, ale w końcu się udało. Mama była wolna. Przytuliła się do mnie tak, jakby były to nasze ostatnie wspólne chwile. Pocałowała mnie delikatnie w czoło i szepnęła, żebym zaopiekował się bratem. Spytałem jej o co jej chodzi, ale ona tylko zatkała mi usta ręką i wyszła z kuchni łapiąc nóż. Po cichutku poszedłem za nią po schodach. Uważnie stawiałem kroki, aby żaden ze starych schodków nie zaskrzypiał pod moim ciężarem. Kobieta z wyciągniętym przed sobą ostrym narzędziem, skręciła w prawo, do gabinetu taty. Nie zamknęła za sobą drzwi, więc przez szparę obserwowałem całe zajście. Zbliżała się coraz bardziej do śpiącego z głową na biurku, taty. Wyglądał tak uroczo kiedy spał. Zamachnęła się i…ja zacząłem krzyczeć. Byłem przestraszony i bardzo zdziwiony przebiegiem sytuacji. Dlaczego moja mamusia chciała zrobić tatusiowi krzywdę?- pytałem siebie. Mój głośny krzyk, a właściwie pisk zbudził tatę, który od razu sięgnął do szuflady w biurku i wyciągnął pistolet. Bez pardonu skierował go w stronę zszokowanej kobiety, która tylko prychnęła wściekle. Czy ty myślisz, że taka mała pukawka mnie powstrzyma?- spytała i rzuciła się na tatę, wbijając mu nóż w klatkę piersiową. Mężczyzna nie był jej dłużny. Strzelił jej prosto między oczy i popatrzył na mnie szczerze i ze współczuciem. Ułożył wargi w słowa „przepraszam, zawsze będę kochał ciebie i twojego brata kochanie” i osunął się bez życia na ziemię. Po chwili obok niego leżała mama. Wszędzie naokoło było pełno krwi. Po cały domu unosił się jej drażniący, metaliczny zapach. Płakałem. Natychmiast podbiegłem do ich zwłok i zacząłem drzeć się na całe gardło, żeby sobie ze mnie nie żartowali i wstawali. Po chwili do pomieszczenia weszła zdziwiona krzykami pokojówka. Zaczęła krzyczeć coś po hiszpańsku. Nie zrozumiałem z tego zbyt wiele, ale chyba wzywała Boga. Rzuciła się biegiem do telefonu i wezwała  pogotowie. Ja w tym czasie praktycznie leżałem na jeszcze ciepłych zwłokach moich rodziców. Łkałem i przytulałem ich ciała. Moja koszula była cała we krwi.- chłopak otarł łzy spływające mu po pliczkach i kontynuował.-Nie minęło dużo czasu, a w pokoju pojawili się lekarze. Odciągnęli mnie od rodziców i posadzili na kanapie w rogu. Jeden nich uklęknął nad moją mamą i zaczął badać jej puls. Za chwilę zrobił to samo mojemu tacie i wstał z podłogi. Jego biały fartuch był cały czerwony od posoki. Na twarzy malował mu się smutek. Podszedł do pokojówki i pokręcił przecząco głową. Wiedziałem co to znaczy. Wybiegłem z pokoju, a następnie z domu. Biegłem ile sił w nogach aż zatrzymałem się na plaży. Niebo było ciemne, zbliżała się burza. Morze uderzało o skały, a ja siedziałem na jednej z nich, przeklinając swoje życie. Nie wiem kiedy, ale usnąłem. Obudziłem się w szpitalu. Byłem wyziębiony. Moje oczy były napuchnięte i czerwone. Miałem ochotę jeszcze płakać i wyrzucić z siebie ten smutek, który mnie opanował, ale nie miałem czym. Łzy mi się skończyły. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Tao. Leżał w nogach mojego łóżka przytulając Pana Misia. Była to jego ulubiona przytulanka. Dostał ją kiedyś od taty jak byliśmy w wesołym miasteczku. Wyglądał jak anioł. Podczołgałem się do niego i mocno  przytuliłem. Otworzył oczy, a ja go pocałowałem. Nie wiem czemu to zrobiłem, może po prostu chciałem dać mu odrobinę wsparcia. Zrobiło mi się głupio, bo chłopak nie zareagował na moje wyznanie. Nie oddał mi pocałunku, ale też mnie nie odepchnął. Oderwałem się od niego speszony i wbijając wzrok w klinicznie czystą podłogę wyszeptałem słowa przeprosin. Nie chciałem spojrzeć mu w oczy. Myślałem, że go zawiodłem i że więcej się do mnie nie odezwie. Myliłem się. Chłopak otworzył szeroko oczy i po chwili przylgnął do mnie. Złączył nasze usta w chaotycznym pocałunku. Bez zastanowienia oddałem się błogiemu uczuciu. Od tej chwili, aż do wczoraj byliśmy razem.- pociągnął nosem.- Później dowiedziałem się, że moja mama była poważnie chora. Wyobrażała sobie, że za wszystkimi jej niepowodzeniami staliśmy ja i mój brat. Nie dopuszczała do siebie myśli, że to może wcale nie być prawdą. Nawet jak tata usiłował jej to tłumaczyć, ona tylko prychała i mówiła, że nie słusznie broni tych „pomiotów szatana”. Nigdy tak do nas nie powiedziała, ale podobno zdarzało to się jej dosyć często, gdy nie było nas w pobliżu. Tata próbował ją uspokajać za każdym razem, gdy wybuchała, a zdarzało się to coraz częściej. W końcu mama nie wytrzymała i pobiła tatę. On dalej ją szaleńczo kochał i jej to wybaczył. Nawet wysłał ją na terapię, niestety ona nie pomogła, znaczy tylko na jakiś czas, ale efekty i tak nie były takie jak oczekiwano. Gdy firma hotelarska mojej mamy upadła, ona zdenerwowała się tak bardzo, że próbowała udawać ofiarę i sama się związała i ukryła w kuchni. Resztę już znacie, więc nie będę jej powtarzał.
-Bardzo mi przykro Kris, ale dalej nie rozumiem jednej rzeczy.
-Jakiej?
-Czemu powiedziałeś do Sehuna Panie?
-Ojejku… pokrótce chodzi o to, że cała nasza rodzina i znajomi się od nas odwrócili, więc byliśmy zdani tylko na siebie, a właściwie to na dom dziecka. Przesiedzieliśmy w nim niecały miesiąc, a potem zostaliśmy adoptowani przez jakiegoś opryskliwego faceta, który zamiast zawieźć nas do domu, umieścił nas na targu niewolników. Jedyne co z tego pamiętam, to to, że siedzieliśmy przez dobę w ciemnym pomieszczeniu. Nie dostaliśmy nawet wody i jedzenia. Ponadto mieliśmy na sobie tylko jakieś dziwne, obcisłe przepaski na biodrach. Tao cały czas płakał i się trząsł. Próbowałem go jakoś uspokajać, ale on tylko bardziej rozpaczał. Śmierć rodziców i ta sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy bardzo wpłynęła na jego zdrowie psychiczne. Dawniej był otwarty, ufny i po prostu uroczy, a potem zmienił się w bezdusznego chama, ale cóż zrobić…taki też mi się podobał.
            Zdrzemnąłem się, a jak otworzyłem oczy ujrzałem przed sobą stalowe kraty. Zastanawiałem się wtedy, czy aby nie trafiłem do więzienia, ale po chwili mi przeszło. Razem z Tao znajdowaliśmy się w klatce, stojącej na środku wielkiej sceny. Naokoło nas byli ludzie z numerkami w rękach. Przeszywali nas wzrokiem, a my siedzieliśmy prawie nago przed nimi. Wtem podszedł do nas mężczyzna i zaczął aukcję. Zdziwiłem się i popatrzyłem na brata, ale on był w tak dużym szoku, że nie kontaktował co się z nim dzieje. Nie wiem czemu, ale ludzie byli gotowi zapłacić za nas niebotyczne sumy. W końcu wygrał nas jakiś niebieskooki blondyn w szarym płaszczu. Miał miękkie rysy twarzy i łagodny uśmiech. Wyglądał na góra siedemnaście lat. Spodobał mi się od razu i cieszyłem się z tego, że będziemy mieszkać u niego. Niestety tak się nie złożyło. Chłopak zawiózł nas do tej szkoły i obiecał, że nas stąd zabierze, jak tylko będzie mógł. Jak na razie nie przyjechał… a wracając do tego jak cię nazwałem, to jesteś po prostu do niego trochę podobny, z charakteru. Słyszałem o tobie wiele dobrych rzeczy i jakoś tak sobie ciebie utożsamiłem z nim. Nawet nie pamiętam jak miał na imię. Coś chyba na „Yu”, ale dalej nie wiem.- zawiesił się i wtedy zamyślony Sehun się odezwał:
-Jeszcze raz, jak on wyglądał?
-No był blondynem, miał jasnoniebieskie oczy i łagodne rysy twarzy.
-A, spoko.- zamyślił się jeszcze bardziej.
-O co chodzi Hunie?- spytałem.
-Co? A nie, nic. Jakoś tak po prostu mnie natchnęło.- Okej…postanowiłem nie drążyć tematu.
-To może się rozpakujesz?- zaproponowałem.
-Myślałem, że ty mnie rozpakujesz Lusiu.- patrzył się nieprzytomnie w okno.
-A tak, już się za to zabieram. Tu też mam być twoją głupią pokojówką Panie? – zapytałem z jadem, którego on chyba nie wyczuł.
-Skoro tak chcesz…
            Nie wytrzymałem. Czy on myślał, że może mną pomiatać tylko dlatego, że  dla niego pracuję? Nie będzie tak… Zamachnąłem się i zamkniętą ręką uderzyłem go w nos. Chłopak wyrwał się z nostalgii i popatrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach, które potem zmieniło się na, ból? Tak, to chyba był ból, ale nie taki fizyczny, raczej psychiczny. Od jego intensywnego spojrzenia aż zmiękły mi nogi i zaschło mi w ustach.
-Przepraszam- szepnąłem zniesmaczony swoim karygodnym zachowaniem, ale młodszy tego nie usłyszał, bo wybiegł z pokoju. Za nim utworzyła się mała ścieżka z krwi. Czyżbym aż tak mocno go uderzył? Niemożliwe, przecież jestem chucherkiem bez krzty siły. Postanowiłem za nim pobiec, ale zatrzymał mnie opanowany jak zwykle Kris.
-Nie idź za nim. Chodź ci pomogę.- zaproponował.
-Ale w czym?
-No przecież miałeś przebrać się w jakieś ciuszki i poukładać jego rzeczy.
-I ty przeciwko mnie?- spytałem z udawanym żalem, na co Kris się zaśmiał.
-No leć już.- uderzył mnie leciutko w tyłek i zaczął wypakowywać ubrania z walizek.
-Wszedłem do łazienki i zdjąłem z siebie koszulę i spodnie, a zamiast nich założyłem krótką czarną sukienkę, pończochy, stringi i buty na lekkiej koturnie. Związałem jeszcze włosy w koczek i wyszedłem uszczęśliwiony z pokoju. Jakoś tak tęskno mi było za tym strojem. Mimo że uwłaczał mojej męskości, to się do niego przywiązałem.
            Stanąłem za Krisem i podziwiałem mięśnie rysujące się pod jego przylegającą koszulką. Jejku, jakie on ma boskie mięśnie- rozmarzyłem się, ale po chwili oprzytomniałem i zabrałem się do roboty. Chłopak składał ubrania, a ja biegałem po całym pokoju i umieszczałem je w szafkach i szufladach. Skończyliśmy po jakichś 30 minutach, a Sehuna dalej nie było. Stwierdziliśmy zgodnie, że on jest dużym dzieckiem i nie ma co się o niego martwić, więc poszliśmy na stołówkę. Usiedliśmy przy jednym z bocznym stolików i zabraliśmy się za jedzenie spaghetti. Było bardzo dobre, jedyne co psuło atmosferę to Tao. Otóż ocierał się on o jakichś nieprzyjemnych typków i wrzeszczał jakie to on ma potrzeby. A to wszystko na oczach kochającego go Krisa. Biedny chłopak. Ja na jego miejscu pewnie bym się załamał, ale on jest silny, albo po prostu ukrywa swoje uczucia. Raczej to drugie. Pewnie nikt poza mną tego nie zauważył, ale jemu bardzo zależy na bracie. On go szczerze kocha i z jego miny wnioskuje, że byłby wstanie oddać za niego życie. Szkoda, że ja nie mam nikogo takiego.- Myśląc tak  smętnie, nad moją drugą, wyimaginowaną połówką nie zauważyłem jak do naszego stolika podchodzi rozjuszony Sehun.
            Zjadłem obiad i nie zwracając uwagi na otoczenie wstałem od stolika. Za swoimi plecami usłyszałem obelgi na mój temat, więc postanowiłem się odwrócić i przypatrzyć z bliska osobie, która rozsiewa o mnie nie prawdziwe plotki. Otworzyłem szerzej oczy i zbaraniałem. Tą osobą był Sehun we własnej osobie. Rozmawiał sobie z Tao, który siedział mu na kolanach. Poczułem iskierkę zazdrości, ale nic nie zrobiłem. Zamknąłem powieki i starałem się sobie wmówić, że to tylko zły sen. Przecież to nie może się dziać naprawdę. Jak osoba, której bezgranicznie zaufałem, mogła okazać się takim dwulicowym śmieciem. Popatrzyłem z rozczarowaniem na Krisa, który… płakał? Podszedłem do niego i wyszeptałem mu na uchą, aby poszedł za mną. Chłopaka niezauważalnie kiwnął głową i już po chwili byliśmy w drodze do naszego pokoju. Spakowaliśmy swoje rzeczy (znaczy moje i Krisa) i ostatecznie opuściliśmy to pomieszczenie. Nie miałem ochoty oglądać jak osoba, na której mi zależy mizia się z osobą, na której zależy mojemu przyjacielowi.
            Nie dziwcie się tak. Kris jest moim przyjacielem. Jakoś te ostatnie wydarzenia i szczera rozmowa zbliżyły nas do siebie.