Dzięki wszystkim, za to że jesteście za mną i pragnę wam ogłosić, że za tydzień rozdział już będzie poprawiony, bo znalazłam sobie betę :) Miłego czytania.
NOWE ŻYCIE (część ósma)
-To długa historia…
-A my mamy dużo czasu-
wtrąciłem się i pociągnąłem chłopaków na swoje posłanie.
-Ah…na dobra. Od czego by tu zacząć?
-Może od początku?- rzuciłem lekko podenerwowany.
-Okej, ale ta historia jest raczej bardzo osobista i
proszę was nie mówcie nikomu tego.- popatrzyłem zdziwiony na Sehuna, ale
przytaknąłem.
-Hmm…-westchnął przeciągle Kris i zaczął swoją opowieść.-
Było to jakieś sześć lat temu. Jak nie trudno policzyć, miałem wtedy
jedenaście, a Tao siedem lat. Mieszkaliśmy razem w pokoju w naszej willi. W
pomieszczeniu obok spali nasi rodzice. Mama była blondynką o oczach niebieskich
niczym bezchmurne niebo. Wiecznie była uśmiechnięta. Wszyscy zazdrościli tacie
tego, że mama jest taka wspaniała. Jak byli razem zawsze śmiali się nawet z
najgorszych pomyłek. Nigdy się nie smucili…aż do pewnego czasu. Przyszedłem
wtedy do domu trochę wcześniej niż zwykle, bo nie było trenera i nie chciało mi
się zostawać samemu w stajni. Otóż wraz z moim młodszym bratem byliśmy mistrzami
w jeździe konnej juniorów. Wracając, stanąłem na progu domu i zadzwoniłem
kołatką. Nikt nie odpowiedział więc powtórzyłem czynność. Przypomniałem sobie
właśnie, że przecież mam klucze, więc sięgnąłem do torby i wyjąłem je.
Otworzyłem wrota i cichaczem udałem się do kuchni po coś do picia. Nie chciałem
ganiać służby. Wolałem zrobić to sam. Teraz żałuję. Gdybym kogoś
zawołał…poprosił…nie…nie doszłoby do tego.- rozpłakał się. Próbowałem go pocieszyć,
ale on mi się wyrwał, usiadł na ziemi między nami i ciągnął swoją opowieść.- W
podskokach podszedłem do lodówki i zaniemówiłem. Za nią ukryta była moja mama.
Miała szarą taśmę klejącą na ustach i była spętana grubą liną. Od razu
sięgnąłem do szuflady po nóż. Chciałem ją uwolnić. Najpierw ostrożnie zerwałem
jej knebel z buzi. Ona w tym czasie kręciła głową i płakała. Nie wiedziałem co
robi, ale zabrałem się za przecinanie węzłów. Trochę mi to zajęło, ale w końcu
się udało. Mama była wolna. Przytuliła się do mnie tak, jakby były to nasze
ostatnie wspólne chwile. Pocałowała mnie delikatnie w czoło i szepnęła, żebym
zaopiekował się bratem. Spytałem jej o co jej chodzi, ale ona tylko zatkała mi
usta ręką i wyszła z kuchni łapiąc nóż. Po cichutku poszedłem za nią po
schodach. Uważnie stawiałem kroki, aby żaden ze starych schodków nie zaskrzypiał
pod moim ciężarem. Kobieta z wyciągniętym przed sobą ostrym narzędziem,
skręciła w prawo, do gabinetu taty. Nie zamknęła za sobą drzwi, więc przez
szparę obserwowałem całe zajście. Zbliżała się coraz bardziej do śpiącego z głową
na biurku, taty. Wyglądał tak uroczo kiedy spał. Zamachnęła się i…ja zacząłem
krzyczeć. Byłem przestraszony i bardzo zdziwiony przebiegiem sytuacji. Dlaczego
moja mamusia chciała zrobić tatusiowi krzywdę?- pytałem siebie. Mój głośny
krzyk, a właściwie pisk zbudził tatę, który od razu sięgnął do szuflady w
biurku i wyciągnął pistolet. Bez pardonu skierował go w stronę zszokowanej
kobiety, która tylko prychnęła wściekle. Czy ty myślisz, że taka mała pukawka
mnie powstrzyma?- spytała i rzuciła się na tatę, wbijając mu nóż w klatkę
piersiową. Mężczyzna nie był jej dłużny. Strzelił jej prosto między oczy i
popatrzył na mnie szczerze i ze współczuciem. Ułożył wargi w słowa
„przepraszam, zawsze będę kochał ciebie i twojego brata kochanie” i osunął się
bez życia na ziemię. Po chwili obok niego leżała mama. Wszędzie naokoło było
pełno krwi. Po cały domu unosił się jej drażniący, metaliczny zapach. Płakałem.
Natychmiast podbiegłem do ich zwłok i zacząłem drzeć się na całe gardło, żeby
sobie ze mnie nie żartowali i wstawali. Po chwili do pomieszczenia weszła
zdziwiona krzykami pokojówka. Zaczęła krzyczeć coś po hiszpańsku. Nie
zrozumiałem z tego zbyt wiele, ale chyba wzywała Boga. Rzuciła się biegiem do
telefonu i wezwała pogotowie. Ja w tym
czasie praktycznie leżałem na jeszcze ciepłych zwłokach moich rodziców. Łkałem
i przytulałem ich ciała. Moja koszula była cała we krwi.- chłopak otarł łzy
spływające mu po pliczkach i kontynuował.-Nie minęło dużo czasu, a w pokoju
pojawili się lekarze. Odciągnęli mnie od rodziców i posadzili na kanapie w
rogu. Jeden nich uklęknął nad moją mamą i zaczął badać jej puls. Za chwilę
zrobił to samo mojemu tacie i wstał z podłogi. Jego biały fartuch był cały
czerwony od posoki. Na twarzy malował mu się smutek. Podszedł do pokojówki i
pokręcił przecząco głową. Wiedziałem co to znaczy. Wybiegłem z pokoju, a
następnie z domu. Biegłem ile sił w nogach aż zatrzymałem się na plaży. Niebo
było ciemne, zbliżała się burza. Morze uderzało o skały, a ja siedziałem na
jednej z nich, przeklinając swoje życie. Nie wiem kiedy, ale usnąłem. Obudziłem
się w szpitalu. Byłem wyziębiony. Moje oczy były napuchnięte i czerwone. Miałem
ochotę jeszcze płakać i wyrzucić z siebie ten smutek, który mnie opanował, ale
nie miałem czym. Łzy mi się skończyły. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Tao. Leżał
w nogach mojego łóżka przytulając Pana Misia. Była to jego ulubiona
przytulanka. Dostał ją kiedyś od taty jak byliśmy w wesołym miasteczku.
Wyglądał jak anioł. Podczołgałem się do niego i mocno przytuliłem. Otworzył oczy, a ja go pocałowałem.
Nie wiem czemu to zrobiłem, może po prostu chciałem dać mu odrobinę wsparcia.
Zrobiło mi się głupio, bo chłopak nie zareagował na moje wyznanie. Nie oddał mi
pocałunku, ale też mnie nie odepchnął. Oderwałem się od niego speszony i wbijając
wzrok w klinicznie czystą podłogę wyszeptałem słowa przeprosin. Nie chciałem
spojrzeć mu w oczy. Myślałem, że go zawiodłem i że więcej się do mnie nie
odezwie. Myliłem się. Chłopak otworzył szeroko oczy i po chwili przylgnął do
mnie. Złączył nasze usta w chaotycznym pocałunku. Bez zastanowienia oddałem się
błogiemu uczuciu. Od tej chwili, aż do wczoraj byliśmy razem.- pociągnął
nosem.- Później dowiedziałem się, że moja mama była poważnie chora. Wyobrażała
sobie, że za wszystkimi jej niepowodzeniami staliśmy ja i mój brat. Nie
dopuszczała do siebie myśli, że to może wcale nie być prawdą. Nawet jak tata
usiłował jej to tłumaczyć, ona tylko prychała i mówiła, że nie słusznie broni
tych „pomiotów szatana”. Nigdy tak do nas nie powiedziała, ale podobno zdarzało
to się jej dosyć często, gdy nie było nas w pobliżu. Tata próbował ją uspokajać
za każdym razem, gdy wybuchała, a zdarzało się to coraz częściej. W końcu mama
nie wytrzymała i pobiła tatę. On dalej ją szaleńczo kochał i jej to wybaczył.
Nawet wysłał ją na terapię, niestety ona nie pomogła, znaczy tylko na jakiś
czas, ale efekty i tak nie były takie jak oczekiwano. Gdy firma hotelarska
mojej mamy upadła, ona zdenerwowała się tak bardzo, że próbowała udawać ofiarę
i sama się związała i ukryła w kuchni. Resztę już znacie, więc nie będę jej
powtarzał.
-Bardzo mi przykro Kris, ale dalej nie rozumiem jednej
rzeczy.
-Jakiej?
-Czemu powiedziałeś do Sehuna Panie?
-Ojejku… pokrótce chodzi o to, że cała nasza rodzina i
znajomi się od nas odwrócili, więc byliśmy zdani tylko na siebie, a właściwie
to na dom dziecka. Przesiedzieliśmy w nim niecały miesiąc, a potem zostaliśmy
adoptowani przez jakiegoś opryskliwego faceta, który zamiast zawieźć nas do
domu, umieścił nas na targu niewolników. Jedyne co z tego pamiętam, to to, że
siedzieliśmy przez dobę w ciemnym pomieszczeniu. Nie dostaliśmy nawet wody i
jedzenia. Ponadto mieliśmy na sobie tylko jakieś dziwne, obcisłe przepaski na
biodrach. Tao cały czas płakał i się trząsł. Próbowałem go jakoś uspokajać, ale
on tylko bardziej rozpaczał. Śmierć rodziców i ta sytuacja, w jakiej się
znaleźliśmy bardzo wpłynęła na jego zdrowie psychiczne. Dawniej był otwarty,
ufny i po prostu uroczy, a potem zmienił się w bezdusznego chama, ale cóż
zrobić…taki też mi się podobał.
Zdrzemnąłem
się, a jak otworzyłem oczy ujrzałem przed sobą stalowe kraty. Zastanawiałem się
wtedy, czy aby nie trafiłem do więzienia, ale po chwili mi przeszło. Razem z
Tao znajdowaliśmy się w klatce, stojącej na środku wielkiej sceny. Naokoło nas
byli ludzie z numerkami w rękach. Przeszywali nas wzrokiem, a my siedzieliśmy
prawie nago przed nimi. Wtem podszedł do nas mężczyzna i zaczął aukcję.
Zdziwiłem się i popatrzyłem na brata, ale on był w tak dużym szoku, że nie
kontaktował co się z nim dzieje. Nie wiem czemu, ale ludzie byli gotowi
zapłacić za nas niebotyczne sumy. W końcu wygrał nas jakiś niebieskooki blondyn
w szarym płaszczu. Miał miękkie rysy twarzy i łagodny uśmiech. Wyglądał na góra
siedemnaście lat. Spodobał mi się od razu i cieszyłem się z tego, że będziemy
mieszkać u niego. Niestety tak się nie złożyło. Chłopak zawiózł nas do tej
szkoły i obiecał, że nas stąd zabierze, jak tylko będzie mógł. Jak na razie nie
przyjechał… a wracając do tego jak cię nazwałem, to jesteś po prostu do niego
trochę podobny, z charakteru. Słyszałem o tobie wiele dobrych rzeczy i jakoś
tak sobie ciebie utożsamiłem z nim. Nawet nie pamiętam jak miał na imię. Coś
chyba na „Yu”, ale dalej nie wiem.- zawiesił się i wtedy zamyślony Sehun się
odezwał:
-Jeszcze raz, jak on wyglądał?
-No był blondynem, miał jasnoniebieskie oczy i łagodne
rysy twarzy.
-A, spoko.- zamyślił się jeszcze bardziej.
-O co chodzi Hunie?- spytałem.
-Co? A nie, nic. Jakoś tak po prostu mnie natchnęło.-
Okej…postanowiłem nie drążyć tematu.
-To może się rozpakujesz?- zaproponowałem.
-Myślałem, że ty mnie rozpakujesz Lusiu.- patrzył się
nieprzytomnie w okno.
-A tak, już się za to zabieram. Tu też mam być twoją
głupią pokojówką Panie? – zapytałem z jadem, którego on chyba nie wyczuł.
-Skoro tak chcesz…
Nie
wytrzymałem. Czy on myślał, że może mną pomiatać tylko dlatego, że dla niego pracuję? Nie będzie tak…
Zamachnąłem się i zamkniętą ręką uderzyłem go w nos. Chłopak wyrwał się z
nostalgii i popatrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach, które potem zmieniło się
na, ból? Tak, to chyba był ból, ale nie taki fizyczny, raczej psychiczny. Od
jego intensywnego spojrzenia aż zmiękły mi nogi i zaschło mi w ustach.
-Przepraszam- szepnąłem zniesmaczony swoim karygodnym
zachowaniem, ale młodszy tego nie usłyszał, bo wybiegł z pokoju. Za nim
utworzyła się mała ścieżka z krwi. Czyżbym aż tak mocno go uderzył? Niemożliwe,
przecież jestem chucherkiem bez krzty siły. Postanowiłem za nim pobiec, ale
zatrzymał mnie opanowany jak zwykle Kris.
-Nie idź za nim. Chodź ci pomogę.- zaproponował.
-Ale w czym?
-No przecież miałeś przebrać się w jakieś ciuszki i
poukładać jego rzeczy.
-I ty przeciwko mnie?- spytałem z udawanym żalem, na co
Kris się zaśmiał.
-No leć już.- uderzył mnie leciutko w tyłek i zaczął
wypakowywać ubrania z walizek.
-Wszedłem do łazienki i zdjąłem z siebie koszulę i
spodnie, a zamiast nich założyłem krótką czarną sukienkę, pończochy, stringi i
buty na lekkiej koturnie. Związałem jeszcze włosy w koczek i wyszedłem
uszczęśliwiony z pokoju. Jakoś tak tęskno mi było za tym strojem. Mimo że
uwłaczał mojej męskości, to się do niego przywiązałem.
Stanąłem
za Krisem i podziwiałem mięśnie rysujące się pod jego przylegającą koszulką.
Jejku, jakie on ma boskie mięśnie- rozmarzyłem się, ale po chwili
oprzytomniałem i zabrałem się do roboty. Chłopak składał ubrania, a ja biegałem
po całym pokoju i umieszczałem je w szafkach i szufladach. Skończyliśmy po
jakichś 30 minutach, a Sehuna dalej nie było. Stwierdziliśmy zgodnie, że on
jest dużym dzieckiem i nie ma co się o niego martwić, więc poszliśmy na
stołówkę. Usiedliśmy przy jednym z bocznym stolików i zabraliśmy się za
jedzenie spaghetti. Było bardzo dobre, jedyne co psuło atmosferę to Tao. Otóż
ocierał się on o jakichś nieprzyjemnych typków i wrzeszczał jakie to on ma potrzeby.
A to wszystko na oczach kochającego go Krisa. Biedny chłopak. Ja na jego
miejscu pewnie bym się załamał, ale on jest silny, albo po prostu ukrywa swoje
uczucia. Raczej to drugie. Pewnie nikt poza mną tego nie zauważył, ale jemu
bardzo zależy na bracie. On go szczerze kocha i z jego miny wnioskuje, że byłby
wstanie oddać za niego życie. Szkoda, że ja nie mam nikogo takiego.- Myśląc
tak smętnie, nad moją drugą,
wyimaginowaną połówką nie zauważyłem jak do naszego stolika podchodzi
rozjuszony Sehun.
Zjadłem
obiad i nie zwracając uwagi na otoczenie wstałem od stolika. Za swoimi plecami
usłyszałem obelgi na mój temat, więc postanowiłem się odwrócić i przypatrzyć z
bliska osobie, która rozsiewa o mnie nie prawdziwe plotki. Otworzyłem szerzej
oczy i zbaraniałem. Tą osobą był Sehun we własnej osobie. Rozmawiał sobie z
Tao, który siedział mu na kolanach. Poczułem iskierkę zazdrości, ale nic nie
zrobiłem. Zamknąłem powieki i starałem się sobie wmówić, że to tylko zły sen.
Przecież to nie może się dziać naprawdę. Jak osoba, której bezgranicznie
zaufałem, mogła okazać się takim dwulicowym śmieciem. Popatrzyłem z
rozczarowaniem na Krisa, który… płakał? Podszedłem do niego i wyszeptałem mu na
uchą, aby poszedł za mną. Chłopaka niezauważalnie kiwnął głową i już po chwili
byliśmy w drodze do naszego pokoju. Spakowaliśmy swoje rzeczy (znaczy moje i
Krisa) i ostatecznie opuściliśmy to pomieszczenie. Nie miałem ochoty oglądać
jak osoba, na której mi zależy mizia się z osobą, na której zależy mojemu
przyjacielowi.
Nie dziwcie
się tak. Kris jest moim przyjacielem. Jakoś te ostatnie wydarzenia i szczera
rozmowa zbliżyły nas do siebie.