Jak już
pisałam wcześniej rozdział się pojawia dzisiaj. Następny będzie już planowo,
więc nie denerwujcie się za małe opóźnienie.
Nowe Życie (część szósta)
Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi ale wokół mnie kafelki
były zabarwione na czerwono. Czyżby to moje…? Głośno przełknąłem ślinę i
powiedziałem, że nic się nie stało i żeby nie płakał już więcej i zabrał mnie
do pielęgniarki. Rudy zgodził się i chwilę później pędziliśmy już do gabinetu
lekarskiego. Znaczy to on pędził, bo ja siedziałem mu na barkach. Zaczęło mi
się kręcić w głowie i zbierać na wymioty. Moje powieki były coraz cięższe, ale
nadal próbowałem przezwyciężyć tę senność. Wbiegliśmy do małego gabinetu i
nastała ciemność…
* * *
(z perspektywy Xiumia)
Czekałem.
Czemu on się nie chce obudzić? Leży tu już przez bite cztery godziny, a ja nie
wiem co robić. Pielęgniarka powiedziała, że mam przy ni siedzieć i jakby się
obudził wytłumaczyć mu sytuację, jednak na razie się na to nie zapowiada. Jak
tak sobie patrzę na Luhana to mam wrażenie, że wygląda niczym anioł. Jego
miękkie blond włoski opadają na poduszkę wokół niego tworząc swego rodzaju
aureolę. Usta ma lekko uchylone i wygięte w delikatnym uśmiechu. Ciekawe o czym
tak myśli… Może o mnie? Cóż byłoby fajnie, bo nie zaprzeczę on mi się podoba, i
nie tylko mi. W naszej szkole jest pełno uczniów, którzy chcieliby go
spróbować. Jednak czy jest możliwe, że po tym wszystkim on wybrałby mnie?
Raczej nie. Nie ma się co łudzić Xiumin. Owszem przyjemnie było go całować i
przytulać, ale jemu się to chyba nie podobało. Chociaż sam nie wiem… na
początku zdawał się być zagubiony, ale potem odpowiadał na moje zaczepki, więc
nie ogarniam czemu mnie ugryzł. Czyżbym posunął się za daleko? Nie, na sto
procent nie. Przecież to nie było nic wielkiego. Wszyscy tutaj tak robią. A
może on jest inaczej wychowany i dla niego takie niewinne zachowania nie są
takie znowu niewinne? No nie wiem. Następnym razem nie będę inicjował żadnych
zbliżeń i tym podobnych. Poczekam aż on wykona pierwszy krok i mi zaufa. W
końcu do cierpliwych świat należy…
* * *
Śniło mi
się, że jestem gdzieś na jakimś konkursie tańca. Stoję na scenie i zaczynam
tańczyć. Wszyscy na około biją mi brawo, a ja pochłonięty muzyką nie kojarzę co
dzieję się wokół mnie. Wszystkie bodźce docierają do mnie z opóźnieniem. Nagle
zza głównych drzwi wychodzi Sehun. Co on tu robi? Nie powinien być w domu i
wyżywać się na jakimś chłopaku? Niespodziewanie chłopak podbiega do mnie i
rzuca się na mnie całując namiętnie. Przyciska mnie swoim ciałem d zimnego
parkietu, a aj nie protestuję. Jego biodra ocierają się o moje sugestywnie.
Muzyka cichnie, a po sali rozchodzi się mój głośny jęk. Całe moje ciało płonie,
ale nie zważam na to i chcę coraz więcej. Nie jestem w stanie się uspokoić.
Mrugam kilkakrotnie, żeby się obudzić z tego wstydliwego snu, jednak to wcale
nie pomaga. A wręcz jest coraz gorzej. Za każdym zamknięciem powiek coś się
zmienia. Nie są to rzeczy istotne, ale jednak. Najpierw tłum zamienia się w
uczniów tej szkoły. Potem oni podchodzą coraz bliżej mnie i Sehuna Skandując
imię Xiumina. Następnie sędziowie zamieniają się w nauczycieli i oceniają moje
pieszczoty w skali od jeden do dziecięciu. Z kolejnym zamknięciem powiek scena
zamienia się w klasę lekcyjną, a Sehun w rudowłosego Xiumina. Chłopak łapie
moje nadgarstki i unieruchamia je nad moją głową. Po pomieszczeniu rozchodzi
się kolejny jęk. Tym razem nie jest on oznaką podniecenia tylko strachu.
„Kolega” wkłada mi rękę pod koszulkę i jeździ nią po moim płaskim brzuchu.
Rozpina mój rozporek i masuje mojego penisa przez bokserki. Mam łzy w oczach.
Nie chcę tego przeżywać ponownie. Boję się, że tym razem może do czegoś dojść.
Mój oprawca odwraca mnie na brzuch i całując mój kark zsuwa mi spodnie z pupy,
a ja ryczę na cały głos. Usiłuję się wyrwać, ale on jest dla mnie za silny.
Ostatkiem sił próbuję kopnąć go piętą w plecy ale nie dosięgam. Już czuję niechybny
koniec, więc zaczynam krzyczeć…
* * *( z
perspektywy Xiumina)
Jejku,
siedziałem tu już kolejną godzinę i nic się do tej pory nie stało. Od tego
ślęczenia w jednej pozycji nie czułem tyłka, a tym bardziej nóg. Chyba
powinienem się przejść. A co jeśli on się obudzi? Nie… to raczej nie możliwe.
Nie ogarnął się przez tyle czasu, to pięć minut go raczej nie zbawi.
Powoli wstałem z łóżka chłopaka i
wyprostowałem kończyny. Przeszedł przez nie ten specyficzny prąd, którego chyba
nikt nie lubi i niespiesznie ruszyłem w stronę stołówki. Trochę zgłodniałem.
Zjem coś i wrócę do gabinetu. Może jemu też coś przyniosę?
Wszedłem do wielkiej sali i zamówiłem dwa razy naleśniki
z Nutellą. Mam nadzieję, że ten młodziak lubi ten orzechowo-czekoladowy krem.
Szybko zjadłem obiad i podziękowałem ludziom za to, że po mnie sprzątną. Dziś
dyżur przypadał tym dziwnym braciom, których niespecjalnie lubię. Jeżeli się
nie mylę to nazywają się Tao i Kris i chyba mieszkają razem z blondynkiem w
pokoju. Współczuję mu. Jak on sobie radzi z tymi niewyżytymi niedołęgami? Gdybym
miał dzielić z nimi jedno pomieszczenie, to z pewnością bym ich zaciupał już
pierwszej nocy, ale cóż… wcale nie jestem od nich dużo lepszy.
Zwinąłem jeszcze ze stołu talerz dla Luhana i bujając w
obłokach coraz bardziej zbliżałem się do miejsca, w którym leżał. Po chwili
zapukałem w delikatnie w drzwi, ale po czasie zreflektowałem się, że i tak nikt
mi nie otworzy, bo młody jest chwilowo nieprzytomny. Wparowałem do gabinetu i
zobaczyłem jak Luhan kręci się na łóżku, krzyczy i kopie niewidzialnego wroga.
Odstawiłem szybko talerzyk na stolik i zacząłem go uspokajać, jednak nic to nie
dało. Zdenerwowałem się bo nie chciałem patrzyć jak on cierpi i postanowiłem
nim potrząsać. Robiłem to z coraz większą siłą, a on leżał pode mną i
płakał. W końcu nie wytrzymałem i
uderzyłem go lekko w twarz. Blondyn natychmiast uchylił zmęczone powieki i
zaczął się trząść.
-Co się stało? – spytałem przejęty.
Niestety nie odpowiedział mi tylko rozejrzał wokół. Jego
wzrok wylądował na naczyniu z obiadem.
-Zjedz. Zrobi ci się lepiej. Przyniosłem ci je ze
stołówki. Jeszcze powinny być w miarę ciepłe…- nie dane mi było dokończyć, bo
oberwałem szklanym naczyniem w głowę.
-O…Odejdź stąd i nigdy nie wracaj – usłyszałem
przestraszony głos.
-Nie denerwuj się, nic ci nie zrobię. Wybacz mi tamto.
Nie mogłem się powstrzymać.
Chłopak
otworzył szerzej oczy, a w jego tęczówkach pojawiły się wesołe ogniki. Oh…
cieszę się że tak szybko mi wybaczył. Usiadłem z powrotem na jego posłaniu z
zamiarem przytulenia go, jednak on miał zupełnie inny plan niż ja. Rzucił się
na mnie z krzykiem i zaczął okładać mnie pięściami. Gdy leżałem na ziemi usiadł
na mnie okrakiem i wyładowywał na mnie swoją złość. To nie bolało, ale też nie
należało do rzeczy przyjemnych. Poza tym nie chciałem, żeby aniołek znowu
zemdlał.
-Przestań Luhan, bo niepotrzebnie zrobisz sobie krzywdę.-
Blondynek nie posłuchał się mnie, a wręcz jeszcze mocniej okładał mój brzuch.
Nie
chciałem tego robić, ale nie miałem wyboru… złapałem go za nadgarstki i
odwróciłem na plecy, tak że teraz ja na nim siedziałem.
-Opanuj się, nic ci nie zrobię.- wydusiłem z siebie i
poczułem jak ciało pode mną się spina i zamiera w bezruchu. Nagle wstrząsa nim
dreszcz i po pokoju rozchodzi się płacz. Brzmi on jak wydzieranie się małego
dziecka, któremu zabrało się lizaka.
-Nie płacz aniołku. – wstałem z niego, podniosłem i położyłem go na łóżku, po czym
opatuliłem go zręcznie kołdrą i głaskałem po główce.
-Prze…przepraszam.- usłyszałem cichutkie pomrukiwanie. Chłopak
oparł się plecami o poduszki i z głośno bijącym sercem pochylił się nade mną.
Musnął moje wargi swoimi i szybko opadł na pościel. Nie miałem zielonego
pojęcia czemu on to zrobił, ale to było całkiem miłe.
-Spokojnie, nic się nie stało.- szepnąłem bardzo
zdziwiony jego niecodziennym zachowaniem.
-Stało, popatrz na siebie…
Co jest
ze mną nie tak. Przecież czuję się normalnie, a nawet lepiej niż normalnie bo
On mi wybaczył.
-Nie rozumiem.
-Lustro.- tylko tyle powiedział i zamknął oczy. Jeszcze
chwilę wpatrywałem się w niego, aż usłyszałem cichutkie chrapanie. Podszedłem
do lustra i to co ujrzałem mnie przeraziło. Wszędzie na mojej twarzy była krew.
Pochyliłem się nad umywalką i zacząłem zmywać z siebie zasychającą ciecz. Po
chwili byłem już umyty, a do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
-I co obudził się już?
-Tak, tylko poszedł znowu spać.
-A, okej, to możesz go już zabrać do jego pokoju. Tylko
przyjdź tu z nim jutro na badania kontrolne.
-Dobrze, na pewno będę.- mówiąc to zbliżyłem się do
śpiącego aniołka i wziąłem go na ręce. Zostawiłem go w jego pokoju, a sam
skierowałem się do Suho. Bez pukania wszedłem do jego gabinetu opowiedziałem mu
całą historię, jako przytrafiła się dziś Luhanowi.
-Cieszę się, że przyznajesz się do błędu, ale po co mi to
mówisz?
-Czuję, że gdybym miał go szkolić, to prawdopodobnie
znowu by mu się coś stało, więc chciałbym zrezygnować z funkcji jego
nauczyciela.- odpowiedziałem zwieszając głowę w dół i patrząc się w swoje buty.
-Oh…skoro tak wolisz, to nie mogę zaprzeczyć. Przekaż mu,
że jego nowymi nauczycielami będą Tao i Kris.
-Oni!? Ale czemu!?
-No bo nie mam nikogo innego, więc to muszą być oni. Też
się z tego nie cieszę, bo mówiąc szczerze nie ufam im, ale z zaistniałej sytuacji
nie mamy rozsądniejszego wyjścia.- westchnął i podszedł do mnie. –Tylko powiedz
mu to jakoś, sam nie wiem, delikatnie. Nie strasz go i w ogóle bądź miły, bo
teraz będzie miał do ciebie uraz.
-Jasne, masz to jak w banku Suho.- już miałem się
odwrócić i obwieścić chłopakom „szczęśliwą” nowinę, ale mężczyzna przytrzymał
mnie. Spojrzałem na niego nie obecnym wzrokiem. Po chwili starszy naparł na
moje ciało i przyparł mnie do biurka. Usiadłem na nim, pozwalając mu na
wszelkie pieszczoty. Wpił się w moje usta, a ja bez chwili zastanowienia
zacząłem oddawać pocałunek. Był namiętny, może trochę brutalny. Nasze języki
walczyły ze sobą. Próbowałem odpierać jego „ataki”, ale było widać że
przegrywam. Gdy zabrakło nam powietrza osunęliśmy się od siebie
-Idź już lepiej do TaoRisa, bo w takim tępię do nich nie
dotrzesz.
Zrumieniłem
się tak, że wyglądem przypominałem cegłę. Ukłoniłem się nauczycielowi i
wybiegłem na korytarz. Oparłem się plecami o ścianę głośno oddychając.
Dotknąłem dłonią ust na wspomnienie gorącego pocałunku. Co ja właściwie robiłem
i czemu mi się to tak bardzo podobało?
Wyczuwam nowego wroga. Też tak macie, że musicie zrobić
coś na necie, a ten się wam rozłącza?