piątek, 13 marca 2015

Nowe Życie 3


    Hej ludzie (o ile jacyś to jeszcze czytają) chciałabym Was bardzo ładnie poprosić <klęka na kolanach i robi minę Kota ze Shreka> o komentarze. Nie muszą  być one jakieś długie (może być nawet kropka), ja po prostu pragnę wiedzieć czy jest ktoś kto interesuje się tym blogiem. Z góry wielkie dzięki. MIŁEGO CZYTANIA <3      
Dziękuję Nammi za jej komentarze ;*                            





    NOWE ŻYCIE (część trzecia)

            Obudziło mnie szturchanie i cichutkie mruczenie. Odwróciłem się w stronę skąd dochodziły dźwięki i spotkałem się oko w oko z Sehunem. Jego twarz była niespełna dziesięć centymetrów od mojej. Westchnąłem zaspany i z powrotem zapadłem w twardy sen. Nagle ktoś zaczął na mnie dyszeć. Podniosłem rękę i próbowałem uderzyć natręta. Moja kończyna wylądowała na czymś miękkim i ciepłym. Wytrzeszczyłem oczy. Okazało się, że leżę na tułowiu Hunniego, a dłoń trzymam nad jego głową, na podusi. Ah… ta moja zbereźna wyobraźnia. Myślałem, że to coś innego…
-A tobie nie za wygodnie Jelonku?- Usłyszałem rechot, więc podniosłem powieki i zobaczyłem Sehuna, który uśmiechał się do mnie miło.
-Nie.- wychrypiałem.
-Jestem spięty, zrób mi masaż. Teraz.
-Nie, w tej chwili śpię.
-Luluś… Proszę…- zrobił te swoje psie oczka.
-Co ty nagle taki miły?
-Ktoś w końcu musi, bo ty zachowujesz się jakbym zjadł ci kota. Staram się ratować naszą przyjaźń.- zamurowało mnie.
-Przyjaźń? Czy ty się słyszysz!? Ja jestem twoją pokojówką, a ty mi za to płacisz. Między nami nie ma żadnych innych relacji, oprócz pracodawca-podwładny.- chłopaka chyba zatkało. Zrobił się cały czerwony z gniewu i strzelił mnie z liścia prosto w twarz.
-Skoro tak, to chcę ten cholerny masaż psie!- wykrzyczał. Chyba go zraniłem. Nie sądziłem, że on tak na poważnie mówi. Myślałem, że chce mnie tylko ośmieszyć  przed swoimi gorylami.
            Pokiwałem ze zrezygnowaniem głową i przewróciłem młodszego na brzuch. Zdjąłem mu koszulkę i usiadłem delikatnie na jego pupie. Rozciągnąłem palce i zabrałem się do roboty. Najpierw wymasowałem mu ramiona, a potem zszedłem niżej na jego lędźwie.
Nie wiedziałem czy robię dobrze, ale usłyszałem pod sobą cichutkie jęki aż byłem z siebie dumny.
            Po chwili zszedłem z niego i nakryłem się kołdrą. Spojrzałem jeszcze na zegarek stojący na półeczce. Co!? Była druga nad ranem! Nie podaruje mu tego. Planowałem jakby tu dać mu popalić, bo budzi mnie w środku nocy jakąś głupią zachcianką. Z tym pomysłem w głowie po chwili odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
            Około godziny dziesiątej zostałem obudzony przez nadpobudliwego kolegę. Leżałem na ziemi, a on na mnie siedział okrakiem i podskakiwał w rytm jakiejś piosenki sączącej się z wieży.
-Hej! Wstałeś już?
-Nie, a ty gadasz ze swoją wyobraźnią, która mówi ci żebyś pozwolił spać Luhanowi.
-O co ci chodzi Luluś? Zrobiłem ci śniadanko.- gadał jakby nakleił sobie wielkiego banana na usta.
-Dzięki.- uśmiechnąłem się.- Możesz już ze mnie zejść.
-Ale ty jesteś taki wygodny… A ja nie marudziłem jak ty całą noc wtulałeś się we mnie mrucząc cos o tym, że cię podniecam.- zbladłem jak ściana. Naprawdę coś takiego powiedziałem? On mi się nawet nie podoba, ale  z drugiej strony, to niezłe z niego ciacho…-rozmarzyłem się. Stop, ogarnij się!- rozkazałem sobie w myślach.
-Żartuje przecież, ale i tak wiem, że ci się podobam.- wyszczerzył te swoje równe, białe ząbki w diabolicznym uśmiechu.
            Po chwili zszedł ze mnie i zaniósł moje wymaltretowane ciało do łazienki. Postawił mnie przed zlewem i zdjął ze mnie koszulkę.
-Zostaw.- warknąłem.- Sam to mogę zrobić.
-Jak wolisz.- wybiegł z pomieszczenia, by po chwilce wrócić z kompletem odzieży, w którą miałem się przebrać.
-Tam masz szczoteczkę do zębów, a tam płyn pod prysznic.- pokazywał palcem.- Wykąp się bo śmierdzisz.- przytulił się do mnie i w podskokach udał się do kuchni. W tym czasie ja rozebrałem się do końca, wlazłem pod prysznic i włączyłem gorącą wodę. Taką właśnie lubię, gorącą jak czekolada, którą często piję w zimie. Wziąłem do łapki płyn o zapachu cynamonu i truskawek i się namydliłem. Jejku, jak on przepięknie pachniał. Tak bardzo, że miałem ochotę go zjeść. Spłukałem pianę i zakręciłem pokrętło. Wyszedłem z brodzika i wytarłem się ręczniczkiem. Był mięciusi i cieplusi. Czy on ma wszystko takie?
Przebrałem się w ubrania i zacząłem myć moje kły. Na szczęście dzisiaj  miałem już na sobie normalny strój. Wliczały się w to czarne, matowe spodnie, nawiasem mówiąc tak obcisłe, że ledwo w nich siadałem, białą koszulę z czarnym kołnierzem i połyskujące, srebrne creepersy. Po za butami, chłopak całkowicie trafił w moje gusta modowe. Wypłukałem usta i wrzuciłem piżamę do kosza na brudy. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się w stronę jadalni, skąd unosił się przepyszny zapach jedzonka.
-O widzę, że już jesteś ogarnięty. Siadaj.- Wskazał ręką na krzesło obite czarnym materiałem.
-Okej.- z dobrym humorem usiadłem we wskazanym miejscu i zająłem się pałaszowaniem tego co dla mnie przygotował.
-A tak w ogóle, to która jest godzina?
-Tuż po jedenastej.- wyplułem wszystko co miałem w ustach.
-Jak to? Przecież my mamy do szkoły na dziesiątą. Czemu tak stoisz, ubieraj się i wychodzimy. Może jeszcze zdążymy na trzecią lekcję.- nie wiem czym, ale rozbawiłem Sehuna. Stał przede mną i chichrał się w najlepsze?
-Z czego ryjesz?- warknąłem urażony.
-Z ciebie Jelonku.- zrobiłem miną naburmuszonego dziecka i odwróciłem się do niego tyłem. Skoro tak go śmieszę, to nie będę z nim więcej rozmawiał. Wow, brawo Luhan! Znowu podjąłeś takie postanowienie, którego i tak nie spełnisz.- pomyślałem ze zgrozą.
-Już, już. Nie denerwuj się kocie. Mój tata ma kupę pieniędzy i znajomości, więc mogę robić co chcę. On mi i tak to usprawiedliwi. Tobie z resztą też.- to by tłumaczyło dlaczego ten chłopaczek ma bardzo dobre zachowanie nie przychodząc w ogóle na zajęcia. Kurcze, on to musi mieć życie jak z bajki. Chociaż ja tam lubię chodzić do szkoły, ale jak trafia się taka okazja, to aż grzech z niej nie skorzystać.
-Okej , to w takim razie co będziemy dzisiaj robić?- znowu to głupie pytanie. Mam nadzieję, że teraz mnie nie spławi jak poprzednio.
-Idziemy do kawiarni- zobaczył moją niezbyt przychylną minę i dodał- ja stawiam.
            Ostawiłem brudne naczynia do zlewu i ubrałem płaszczyk. Hunnie już czekał na mnie w holu.
-Potem podjedziemy jeszcze do ciebie, żebyś mógł się spakować.
            Przepuścił mnie w drzwiach, po czym zamknął je na klucz, który ukrył w markowym plecaku. Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon ruszyliśmy. Po niedługiej przejażdżce znaleźliśmy się w zupełnie innej dzielnicy. Sehunnie zaparkował samochód i wypchnął mnie z niego siłą. Ojoj, czyżby znowu miał zamiar być dla mnie nie miły? Odwróciłem się i podreptałem w kierunku niskiego, oświetlonego lampkami budynku z napisem „coffee town”. W środku wyglądał jeszcze lepiej niż z zewnątrz. Wszędzie unosił się zapach świeżo zmielonej kawy. Ściany były w jasno brązowej barwie, a na nich obrazy malowane ręcznie. Przedstawiały one  martwą naturę lub filiżanki z czekoladą albo kawą. Gdzie niegdzie poustawiane były regały z książkami, a całości wystroju dopełniała ciemno brązowa, drewniana podłoga. Zajęliśmy miejsca w samym rogu pomieszczenia, z dala od ludzi. Siedzieliśmy tak chwile w wielkich, miękkich, rodem z angielskiego pałacu fotelach, aż przyszła kelnerka. Ubrana była w eleganckie, luźne spodnie oraz białą koszulę wyprasowaną w przysłowiowy kant. Pod szyją zawiązany miała czarny krawat zwisający na jej krągłe piersi. Była ładna. Miała zielone oczy, rude włosy oraz odznaczające się na jej bladej cerze piegi.
-Dzień dobry. Co podać?
-Poprosimy dwie latte z karmelem.- odparł lekko Sekunnie.
-Już przynoszę.- uśmiechnęła się a ja czułem jak zaczyna mi się robić ciasno w spodniach. Spojrzałem na towarzysza. Miał minę jakby chciał kogoś zabić. Liczę, że ta cała złość nie jest skierowana na mnie bo byłoby kiepsko.
-Co jest?- spytałem.
-Ona mi się nie podoba.- rzucił i dalej gapił się w jakiś odległy punkt. Postanowiłem dać sobie spokój z jego wahaniami nastojów. Może powinienem wysłać go do specjalisty? Zaśmiałem się w duchu z obrazu, który stanął mi przed oczami. Był to Hunnie w szpitalnej koszuli z potarganymi i natapirowanymi włosami, umieszczony w izolatce. Krzyczałby: „To wszystko twoja wina Jelonku. Ja jestem normalny, wypuśćcie mnie stąd!” W tym momencie usiadłby pod ścianą i zaczął kiwać się w przód i tył. Tak… uwielbiam swoją bujną wyobraźnię.
            Po chwili do naszego stolika podeszła ta sama co wcześniej kelnerka i podała nam zamówienia. Przez przypadek dotknęła mojej ręki, a ja się nieznacznie zarumieniłem.
-Luhan? To ty?- podniosłem wzrok na kobietę. Nie rozumiałem jej, skąd ona mogła mnie znać.- Pamiętasz mnie? Jestem Harin. Nasi rodzice się przyjaźnili.
-Hej Harin! Teraz cię poznaję.- uśmiechnąłem się rozbrajająco.- zmieniłaś się.
-Mam nadzieję, że na lepsze.- zaśmiała się- potraktuje to jako komplement. Ty też wyprzystojniałeś Luluś.- zarumieniłem się.
-Od kiedy tu pracujesz?- spytałem.
-W sumie to od nie dawna. Muszę opłacić czesne na studia. Nie długo rzucę tę robotę w cholerę. Mam jej dosyć. A ty  czym się zajmujesz?
-Ja…- zacząłem się jąkać.
-On jest moim korepetytorem.-skłamał Hunnie.
-O to fajnie. A czego uczysz?- spytała dociekliwie.
-Yyym…- zamyśliłem się.
-Angielskiego.- znów wybronił mnie przed powiedzeniem prawdy.
-Angielskiego, ty? Przecież ty zawsze byłeś słaby z tego języka.- dzięki Sehun, czy musiałeś wybrać akurat ten przedmiot? Nie mógł to być chiński? Kurcze, przecież jestem z Chin ułomie…- prowadziłem wewnętrzny monolog, dopóki nie usłyszałem strasznej rzeczy.
-A ty Hunnie, co robisz potem?- chłopak już miał coś odpowiedzieć, błyskając przy okazji swoim uzębieniem, ale ja się wtrąciłem:
-Hunnie jak to ujęłaś, później jest zajęty i nigdzie nie może z tobą iść.-wtrąciłem. Dziewczyna widocznie posmutniała.
-Naprawdę? A już myślałam, że jakoś miło spędzimy razem czas.- zamrugała sugestywnie brwiami. Czemu ona woli jego? Przecież to mnie zna dłużej, wie że miałaby ze mną lepiej. Zdenerwowałem się. Chyba było to po mnie widać. Mam nadzieję, że nikt po za Sehunem tego nie zauważył.
-W sumie to czemu nie? A gdzie chciałabyś wyjść?- spytał szarmancko, patrząc się na mnie z zadziornym uśmiechem.
            O nie, miarka się przebrała. Jak ten pacan śmie zabierać mi Harin. Szczęka mi opadła. Wstałem z fotela, głośno go odsuwając i wybiegłem, nie odwracając się za siebie, z kawiarni. Nie chciałem więcej patrzeć na tego głupiego zdrajcę. Szedłem tak uliczkami, nie zastanawiając się dokąd zmierzam.



Następna część w piątek 20.03.15 :)