Pięknie witam wszystkich tu obecnych, zarówno tych komentujących, jak i tych wstydliwych. GOMEN'NASAI bo miałam wstawić kolejną część (już 10), ale wszystko mi na głowę spadło. musiałam się duuuuziooooo uczyć na sprawdzian z hiszpańskiego:/ (w końcu trzeba jakoś zdać) i jeszcze moja ukooochaaanaaa <śmieję się sarkastycznie> polonistka kazała nam nakręcić filmy. No i tego musiałam napisać jakieś dziwne opowiadanie, przekształcić je na scenariusz i tak dalej... MEGA WIELKIE PRZEPROSINY, ale dzisiaj nie wyrobię się już z kolejną częścią, bo idę na ognicho z klasą, Juhu!!! Ktoś mnie lubi!!!
Wstawiam wam pierwszą część mojego "filmowego" opowiadania. Zapraszam do czytania:)
A oto moje wyobrażenia postaci:
Lucas
Raphael
ODRZUCENIE
Korytarzem
szedł Lucas. Był to niezbyt wysoki chłopak ubrany w czarną koszulkę z nadrukiem
misia trzymającego gigantyczne serce, różową kamizelkę i ciemne spodnie w różno
kolorowe gwiazdki. Na bardzo jasnych włosach, zaczesanych w mały koczek,
znajdowała się różowa opaska z ćwiekami. Na szyi i palcach miał dużo biżuterii,
a na paznokciach lamparcie cętki. Przez wzgląd na jego nietypowy wygląd był
wyśmiewany przez rówieśników. Jedyną osobą, która go lubiła był jego
przyjaciel, jeszcze z czasów podstawówki, Raphael. Chłopcy zawsze trzymali się
razem i nigdy nie mieli nawet najmniejszej sprzeczki, a co dopiero poważnej
kłótni.
Gdziekolwiek
blondyn popatrzył słyszał donośne
śmiechy Anthony’ego i jego świty. Teraz też tak było.
-Co się tak na mnie patrzysz geju?- spytał rozbawiony do
granic możliwości Anthony.
-A co nie wolno mi jaśnie panie?- patrząc mu w oczy udał
ukłon.
-Nie, bo nigdy nie wiadomo co roi się w tej twojej
pedalskiej główce.
-Mów co chcesz, ale nie pociągają mnie takie bezduszne
homofoby jak ty i twoje goryle.
-Tony, czy ten lachociąg właśnie nas przezwał?- odezwał się
nie bardzo rozgarnięty Bob- przyjaciel i chyba najgłupszy sługus Athony’ego.
-Czy ty nie zapominasz gdzie twoje miejsce cioto?
Anthony
podszedł szybko do niczego niespodziewającego się Lucasa i pogładził jego
policzek palcem. Chłopak momentalnie spiął się na ten gest.
-Wiesz, gdybyś nie był taki dziwny, to bym się z tobą
umówił.- wymruczał do jego ucha.
-Tak? Bo wiesz podobasz mi się i mógłbym się dla ciebie
zmienić.
Nagle
usłyszał głośny i nieprzyjemny dla uszu rechot.
-To był tylko żart śmierdzielu. W życiu nie umówiłbym się z
tobą. Nie jestem pedałem.
Lucasa to
zabolało, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Czym prędzej uciekł z korytarza, pełnego ludzi i schował się w
opustoszałej szatni. Usiadł pod swoją szafką, która był najbardziej oddalona od
drzwi wejściowych i zaczął płakać. Kiedyś bardzo podobał mu się Anthony i
myślał nawet, że ma u niego jakieś szanse. W końcu najgłośniejszy homofon
prawie zawsze okazuje się gejem, który nie może poradzić sobie ze swoją
odmienną orientacją. Po chwili do pomieszczenia doszedł intensywnie słodki
zapach perfum. Oho…czyli Raphael go szuka. Pewnie dowiedział się już co zaszło
pomiędzy nim a Anthonym. Szkoda, nie chciał aby jego jedyny przyjaciel miał go
za pedała. Pragnął aby ich relacje zostały na tym samym poziomie co były
wcześniej, ale to już nie możliwe.
-O…Tu jesteś!- wykrzyknął zdyszany Rafi.
-Szukałem cię. Nie przejmuj się tym debilem. On ci po prostu
zazdrości tego, że nie wstydzisz się tego kim jesteś.
-Czyli kim!? Głupim pedałem, któremu spodobał się największy,
szkolny łobuz? Moje życie nie ma sensu. Wszyscy się ode mnie odsuwają. Tylko ty
cały czas jesteś za mną. Czego ty w ogóle ode mnie chcesz? Może się ponaśmiewać
z nieudacznika?
-Przestań. Wcale tak nie myślę i ty także. Jesteś po prostu
trochę zdenerwowany i gadasz głupoty. Chodź na angielski, bo pan Smith zaraz
się na nas wkurzy.
-Okej.- mruknął przez łzy, ale wstał i poszedł za przyjacielem.
Weszli do
sali trochę spóźnieni, ale nikt nie zauważył, że ich nie ma. Wszyscy zajęci
byli żartami na temat porannej akcji na korytarzu. Nikt nie zwracał uwagi na
płaczącego Lucasa i pocieszającego go Raphaela.
-Spokój. Widzę, że skoro jesteście tacy rozbudzeni to ktoś
przyjdzie i wyjaśni klasie na czym polega różnica między past countinnous i
past simple.- Pan Smith popatrzył po klasie. Jego wzrok zatrzymał się na
trzęsącym się Luke’u.
-To może Lucas White odpowie na to jakże trudne i wymagające
pytanie?- zadrwił.
-Yyy…dobrze.
Blondyn
podszedł do katedry i stanął przodem do znienawidzonej klasy.
-Chodzi o to, że- zaczął niepewnym głosem.- prezent
countinnous używa się do opisywania sytuacji, które dzieją się teraz, a prezent
simple do czynności powtarzających się w danym czasie.- urwał widząc zawistny
wzrok nauczyciela.
-Czy to twoje pedalstwo padło ci na mózg? Przecież wyraźnie
mówiłem, że masz wyjaśnić różnicę między czasami przeszłymi, a nie
teraźniejszymi idioto. Siadaj w ławce. Pała!
-Pała to mu zaraz będzie stała.- zanucili podwładni
Anthony’ego. Oczywiście pozostali uczniowie zaraz się przyłączyli i po chwili w
sali rozbrzmiewały śmiechy i melodia tej piosenki.
Luke cały
poczerwieniał na twarzy, w biegu złapał swoją torbę i wybiegł z sali trzaskając
drzwiami.
Gdy był już
w domu, bez pardonu wbiegł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Zaczął
chlipać w poduszkę. Nie mógł się szybko uspokoić bowiem złamane serce wcale nie
goi się tak łatwo. Tak. Dzisiaj jego małe serduszko pękło na miliony małych
kawałeczków, których nie sklei nawet kropelka.
Z pewnością płakałby jeszcze dłużej, gdyby nie
przypomniał sobie o tym, że dzisiaj miała odbyć się licytacja drogich martenów,
które musiał mieć. Z prędkością błyskawicy otarł łzy spływające jeszcze od
czasu do czasu po jego twarzy i włączył komputer.
Od razu
wszedł na allegro i kupił buty. Udało mu się to w ostatnim momencie.
-Przynajmniej coś mi dzisiaj wyszło dobrze.- pocieszał się.
Nie minęła
nawet chwila, a chłopak zrozumiał, że zgłodniał, więc skierował swoje kroki do
kuchni. Podszedł do lodówki i pogrzebał w niej trochę. Gdy znalazł jakąś
sałatkę odwrócił się do szuflady pragnąc złapać widelec. Zamknął jeszcze drzwi
pupą i zamarł. Talerzyk wyleciał mu z rąk i roztrzaskał się na piaskowych płytkach.
-Kim…Kim ty jesteś?- spytał lekko przestraszony widząc demona
przebranego za Raphaela.
Demon nie odpowiadał, tylko zawzięcie wpatrywał się w
zaszklone tęczówki chłopaka.
Lucas
zaczął się cofać do momentu, aż uderzył plecami w drzwi lodówki. Postanowił, że
zamknie oczy i będzie czekał na szybko śmierć. Zrobił tak i oczekiwał
najgorszego, jednak nic się nie zdarzyło. Otworzył oczy i nic. Niczego przed
nim nie było.
-Może jestem zmęczony?- zastanawiał się.- Zapewne mi się to
tylko przywidziało, przecież nikt nie
mógł wejść do mojego domu, przebrać się za mojego najlepszego kumpla i tak po
prostu mnie nastraszyć.
Złapał
szybko za szufelkę i uprzątnął bałagan, jaki powstał. Wyrzucił jeszcze pobite
naczynie do kosza i z powrotem udał się do swojego pokoju. Usiadł za biurkiem i
gapił się nieprzytomnie w laptopa. Oparł się wygodniej o krzesło i czekał na
sen. Niestety ten nie nadchodził, więc postanowił obejrzeć sobie jakiś horror.
Padło na „Udręczonych”.
Zaczął oglądać. Nie doszedł nawet do momentu, gdy zasłona
prysznicowa dusi główną bohaterkę, a zasnął.
Śniło mu
się, że biegł przez ciemny, potworny las całkiem sam. Nagle zza krzaków wypadł
demon, którego widział niedawno i zaczął go gonić. Wołał, aby się zatrzymał i z
nim porozmawiał, jednak chłopak nie miał takiego zamiaru. Pędził ile sił w
nogach co chwilę się potykając i łapiąc równowagę. Z każdym krokiem słyszał
coraz wyraźniej jęki potwora. Bredził on, że go kocha i ma na niego poczekać,
że nic mu nie zrobi i dalej będą najlepszymi przyjaciółmi. Nie chciał tego
słuchać.
Wbiegł na asfaltową drogę i nie zauważył pędzącego auta,
które z niemałą siłą wjechało prosto w niego.
Otworzył
zdezorientowany oczy i odsapnął świeży powietrzem. Odwrócił głowę i kątem oka
zerknął na zegarek. Było wpół do 8.00.
Złapał za
czyste ubrania i ruszył do łazienki. Wziął pospieszny prysznic, rozczesał
włosy, umył zęby i był gotowy do wyjścia. Schodząc na dół zobaczył mamę.
-Dzień dobry synusiu. Jak się spało?- zapytała.
-Dobry. Całkiem dobrze.
-Masz tutaj kanapeczki do szkoły, żebyś nie zgłodniał.-
powiedział wciskając mu w dłonie papierową torbę.
-Nie potrzebuję ich mamo.- mruknął wyraźnie nie zadowolony.
-No wiesz Luke’asiu. A ja się tak bardzo starałam, żeby ci smakowały.-
zrobiła smutną minę.
-Dobrze, wezmę je.
-Oh… jak się cieszę. A może cię podwieźć syneczku?
-Nie dzięki. Pa.
-Pa pa kochanie. Tylko weź kurtkę.- krzyknęła za synem.
Równo z
dzwonkiem wkroczył do budynku i od razu poszedł do szatni. Zostawił tam kurtkę
i nie spiesząc się wcale poszedł na salę gimnastyczną, bo pierwszą lekcją był
W-F, na którym nie ćwiczył. Nie robił tego, nie dlatego, że nie mógł, tylko
dlatego, że nie chciał się spocić i ubrudzić. Nie widział nic fajnego w
bieganiu za piłką albo rzucaniu do kosza. Wolał tą lekcję spędzić bardziej
produktywnie, na przykład na uczeniu się angielskiego. Nie lubił być najgorszy
w klasie, więc musiał dużo zakuwać z tego przedmiotu.
W trakcie
lekcji starał się nie zwracać uwagi na Raphaela. Jakoś nie chciał z nim rozmawiać, bo czuł by się wtedy co
najmniej nie zręcznie. Unikał go na każdej przerwie i próbował siadać z daleka
od niego w pojedynczych ławkach. Aż do teraz mu się udało. Szykowała się
ostatnia godzina tego dnia. Matematyka. Jest ona jedną z luźniejszych lekcji,
więc nikt się do niej nie uczy.
Standardowo
Lukas poszedł do szatni, aby nie spotkać nikogo ze swoich znajomych i nie
musieć wysłuchiwać ich niecenzuralnych żartów na jego temat. Siedział pod swoją
ławką, szkicując coś w notatniku, aż poczuł na ramieniu dotyk. Wzdrygnął się i
uniósł delikatnie głowę. Ujrzał smutnego Rafiego.
-Słuchaj, ty się na mnie za coś gniewasz?- wypalił na
bezdechu.
-Nie, czemu tak uważasz?- spytał ozięble.
-No bo mnie unikasz cały dzień.
-Wydaje ci się.- podniósł torbę z ziemi i włożył do niej
zamknięty notatnik.
-Przestań, przecież widzę.
-Wydaje ci się.- powtórzył.
-Oj! Porozmawiaj ze mną!- krzyknął lekko zdenerwowany.
-Nie będę z tobą gadał! Odsuń się!- odepchnął go na bok, tak
że zszokowany uderzył plecami o szafki.
Raphael
podbiegł do oddalającego się blondyna i złapał go w pasie, po czym odwrócił
przodem do siebie.
-Przykro mi, że tak zareagowałem, ale muszę ci coś
powiedzieć.
-Słucham, ale się sprężaj, bo nie mam dużo czasu.-
powiedział obojętnie.
-No…bo…- zaczął się jąkać,
-No wyduś to wreszcie!
-Podobaszmisięodbardzodawna,tylkobałemcisiępowiedziećtowcześniej.
-Co? Teraz to nie rozumiem.
- Podobasz mi się od bardzo dawna, tylko bałem ci się
powiedzieć to wcześniej.
Lucas
zapowietrzył się ze złości i uderzył Rafiego z liścia w twarz. Przyjaciel
patrzył na niego szklanym wzrokiem, oczekując wyjaśnienia.
-Jak śmiesz? Jak śmiesz tak sobie ze mnie żartować. Pewnie
namówił cię do tego Anthony prawda?
-On do niczego mnie nie namawiał.-wyszeptał smutny.
-Czemu ci nie wierzę?- zaczął pukać palcem wskazującym w
klatkę piersiową chłopaka, na co brunet zareagował kilkoma krokami w tył.
-Nie wiem, ale ja cię nigdy nie okłamałem i od dłuższego
czasu coś do ciebie czuję.
-Nie kłam i daj mi spokój! Nienawidzę cię!- wydarł się i
wyrwał z uścisku. Jak najszybciej poleciał do sali od matematyki na ostatnią
lekcję tego felernego dnia.
Po
skończonej godzinie wrócił do domu nie odzywając się uprzednio do nikogo. Nie
spieszył się wcale bowiem teraz u niego miało nikogo nie być. Mama znowu była
na jakichś warsztatach, a tata jak zwykle w delegacji. Całe dzieciństwo
siedział sam w domu, więc przyzwyczaił się do samotności i nie robiła ona na
nim żadnego wrażenia.
Wszedł do
mieszkania i od razu poszedł do łazienki. Chciał jak najszybciej zmyć z siebie
brud całego dnia. Otworzy drzwi do pomieszczenia, zapalił światło i napuścił
wody do wanny. Do gorącej cieczy wlał olejek aromatyczny o zapachu świeżych
brzoskwiń i mandarynek i nagi wszedł do niej. Czuł jak wszystkie zmartwienia go
opuszczają, a ciało się odpręża. Wziął gąbkę i zanurzył ją w pianie utworzonej
na powierzchni lustra wody. Obmył nią całe ciało.
Nagle
usłyszał ciche pukanie do drzwi. Nie przejmując się żadnymi konsekwencjami, w
końcu w domu był sam, poprosił gościa do siebie. Położył się wygodniej w wannie
przykrywając się w intymnych miejscach słodko pachnącą pianką. Nie minęła nawet
minuta, a do łazienki ktoś wszedł. Lucas popatrzył na tą osobą i powiedział
cześć.
-Cześć. – powiedział z lekką obawą.
-Kim jesteś?- spytał udając obojętnego, ale był za bardzo
podekscytowany i się tym zdradził.
-Pamiętasz jak zobaczyłeś mojego kolegę i upuściłeś
talerzyk?
-Nom.- mruknął zawstydzony.
-To był Axel. Ja jestem Victor i też jestem demonem.
-Co znaczy „też”?- spytał nie rozumiejąc.
-Boże, dzieciaku jaki ty jesteś nie rozgarnięty. Axel i ja
jesteśmy demonami.
-Nie, nie, nie. Jak to ująłeś „demony” wcale nie istnieją.
-To co ja tu robię?- przewał Lucasowi.
-Jesteś po prostu wymysłem mojej bujne wyobraźni.-
odpowiedział pewny swoich racji.
-Tak? A teraz?- spytał uderzając łokciem w lustro.
Zwierciadło stłukło się na malutkie części i rozsypało po podłodze.
-Yyy…-jęknął zaskoczony i odsunął się jak najdalej mógł od
demona.
-Nie bój się, nie chcę ci nic zrobić. Chcę po prostu pogadać,
bo w moim królestwie jest nudno.
-O czym chcesz gadać?- spytał dalej uważnie obserwując
nieproszonego gościa.
-O wszystkim. Może najpierw mi się przedstawisz, a potem ja
powiem coś o sobie?
-Okej.- przytaknął i zaczął opowiadać.
Mówił o
swoim dzieciństwie, relacjach z rodzicami i innymi. O tym, że jest wyśmiewany,
o swoim jedynym przyjaciel, który teraz już jest jego byłym przyjacielem. O
swoich marzeniach, celach i pragnieniach. Powiedział mu nawet swoje najlepiej
strzeżone sekrety i dużo więcej. Wspomniał mu nawet, że podobał mu się kiedyś
Anthony i że teraz nic już do niego nie czuje poza obrzydzeniem.
Demon zaś
wspomniał mu o królestwie swojego ojca, o swoim rodzeństwie i wyjaśnił jak
demony mogą swobodnie poruszać się między Ziemią a Hadesem.
-Wiesz co?- spytał demon.
-Co?
-Może zostaniemy przyjaciółmi, zabiorę cię kiedyś do Hadesu.
-W sumie brzmi fajnie. Z tobą mi się jakoś tak dobrze i
lekko rozmawia.
-Cieszę się niezmiernie.- podszedł i przytulił chłopaka.
Lucas
odczuwając jakieś dziwne nie znane mu wcześniej uczucia zarumienił się.