piątek, 1 maja 2015

One Shot Odrzucenie


                     Pięknie witam wszystkich tu obecnych, zarówno tych komentujących, jak i tych wstydliwych. GOMEN'NASAI bo miałam wstawić kolejną część (już 10), ale wszystko mi na głowę spadło. musiałam się duuuuziooooo uczyć na sprawdzian z hiszpańskiego:/ (w końcu trzeba jakoś zdać) i jeszcze moja ukooochaaanaaa <śmieję się sarkastycznie> polonistka kazała nam nakręcić filmy. No i tego musiałam napisać jakieś dziwne opowiadanie, przekształcić je na scenariusz i tak dalej... MEGA WIELKIE PRZEPROSINY, ale dzisiaj nie wyrobię się już z kolejną częścią, bo idę na ognicho z klasą, Juhu!!! Ktoś mnie lubi!!!
                     Wstawiam wam pierwszą część mojego "filmowego" opowiadania. Zapraszam do czytania:)

A oto moje wyobrażenia postaci:

                                                                             Lucas    


                                                                          Raphael

                                                     ODRZUCENIE


            Korytarzem szedł Lucas. Był to niezbyt wysoki chłopak ubrany w czarną koszulkę z nadrukiem misia trzymającego gigantyczne serce, różową kamizelkę i ciemne spodnie w różno kolorowe gwiazdki. Na bardzo jasnych włosach, zaczesanych w mały koczek, znajdowała się różowa opaska z ćwiekami. Na szyi i palcach miał dużo biżuterii, a na paznokciach lamparcie cętki. Przez wzgląd na jego nietypowy wygląd był wyśmiewany przez rówieśników. Jedyną osobą, która go lubiła był jego przyjaciel, jeszcze z czasów podstawówki, Raphael. Chłopcy zawsze trzymali się razem i nigdy nie mieli nawet najmniejszej sprzeczki, a co dopiero poważnej kłótni.
            Gdziekolwiek blondyn  popatrzył słyszał donośne śmiechy Anthony’ego i jego świty. Teraz też tak było.
-Co się tak na mnie patrzysz geju?- spytał rozbawiony do granic możliwości Anthony.
-A co nie wolno mi jaśnie panie?- patrząc mu w oczy udał ukłon.
-Nie, bo nigdy nie wiadomo co roi się w tej twojej pedalskiej główce.
-Mów co chcesz, ale nie pociągają mnie takie bezduszne homofoby jak ty i twoje goryle.
-Tony, czy ten lachociąg właśnie nas przezwał?- odezwał się nie bardzo rozgarnięty Bob- przyjaciel i chyba najgłupszy sługus Athony’ego.
-Czy ty nie zapominasz gdzie twoje miejsce cioto?
            Anthony podszedł szybko do niczego niespodziewającego się Lucasa i pogładził jego policzek palcem. Chłopak momentalnie spiął się na ten gest.
-Wiesz, gdybyś nie był taki dziwny, to bym się z tobą umówił.- wymruczał do jego ucha.
-Tak? Bo wiesz podobasz mi się i mógłbym się dla ciebie zmienić.
            Nagle usłyszał głośny i nieprzyjemny dla uszu rechot.
-To był tylko żart śmierdzielu. W życiu nie umówiłbym się z tobą. Nie jestem pedałem.
            Lucasa to zabolało, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Czym prędzej uciekł  z korytarza, pełnego ludzi i schował się w opustoszałej szatni. Usiadł pod swoją szafką, która był najbardziej oddalona od drzwi wejściowych i zaczął płakać. Kiedyś bardzo podobał mu się Anthony i myślał nawet, że ma u niego jakieś szanse. W końcu najgłośniejszy homofon prawie zawsze okazuje się gejem, który nie może poradzić sobie ze swoją odmienną orientacją. Po chwili do pomieszczenia doszedł intensywnie słodki zapach perfum. Oho…czyli Raphael go szuka. Pewnie dowiedział się już co zaszło pomiędzy nim a Anthonym. Szkoda, nie chciał aby jego jedyny przyjaciel miał go za pedała. Pragnął aby ich relacje zostały na tym samym poziomie co były wcześniej, ale to już nie możliwe.
-O…Tu jesteś!- wykrzyknął zdyszany Rafi.
-Szukałem cię. Nie przejmuj się tym debilem. On ci po prostu zazdrości tego, że nie wstydzisz się tego kim jesteś.
-Czyli kim!? Głupim pedałem, któremu spodobał się największy, szkolny łobuz? Moje życie nie ma sensu. Wszyscy się ode mnie odsuwają. Tylko ty cały czas jesteś za mną. Czego ty w ogóle ode mnie chcesz? Może się ponaśmiewać z nieudacznika?
-Przestań. Wcale tak nie myślę i ty także. Jesteś po prostu trochę zdenerwowany i gadasz głupoty. Chodź na angielski, bo pan Smith zaraz się na nas wkurzy.
-Okej.- mruknął przez łzy, ale wstał i poszedł za przyjacielem.
            Weszli do sali trochę spóźnieni, ale nikt nie zauważył, że ich nie ma. Wszyscy zajęci byli żartami na temat porannej akcji na korytarzu. Nikt nie zwracał uwagi na płaczącego Lucasa i pocieszającego go Raphaela.
-Spokój. Widzę, że skoro jesteście tacy rozbudzeni to ktoś przyjdzie i wyjaśni klasie na czym polega różnica między past countinnous i past simple.- Pan Smith popatrzył po klasie. Jego wzrok zatrzymał się na trzęsącym się Luke’u.
-To może Lucas White odpowie na to jakże trudne i wymagające pytanie?- zadrwił.
-Yyy…dobrze.
            Blondyn podszedł do katedry i stanął przodem do znienawidzonej klasy.
-Chodzi o to, że- zaczął niepewnym głosem.- prezent countinnous używa się do opisywania sytuacji, które dzieją się teraz, a prezent simple do czynności powtarzających się w danym czasie.- urwał widząc zawistny wzrok nauczyciela.
-Czy to twoje pedalstwo padło ci na mózg? Przecież wyraźnie mówiłem, że masz wyjaśnić różnicę między czasami przeszłymi, a nie teraźniejszymi idioto. Siadaj w ławce. Pała!
-Pała to mu zaraz będzie stała.- zanucili podwładni Anthony’ego. Oczywiście pozostali uczniowie zaraz się przyłączyli i po chwili w sali rozbrzmiewały śmiechy i melodia tej piosenki.
            Luke cały poczerwieniał na twarzy, w biegu złapał swoją torbę i wybiegł z sali trzaskając drzwiami.
            Gdy był już w domu, bez pardonu wbiegł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Zaczął chlipać w poduszkę. Nie mógł się szybko uspokoić bowiem złamane serce wcale nie goi się tak łatwo. Tak. Dzisiaj jego małe serduszko pękło na miliony małych kawałeczków, których nie sklei nawet kropelka.
             Z pewnością płakałby jeszcze dłużej, gdyby nie przypomniał sobie o tym, że dzisiaj miała odbyć się licytacja drogich martenów, które musiał mieć. Z prędkością błyskawicy otarł łzy spływające jeszcze od czasu do czasu po jego twarzy i włączył komputer.
            Od razu wszedł na allegro i kupił buty. Udało mu się to w ostatnim momencie.
-Przynajmniej coś mi dzisiaj wyszło dobrze.- pocieszał się.
            Nie minęła nawet chwila, a chłopak zrozumiał, że zgłodniał, więc skierował swoje kroki do kuchni. Podszedł do lodówki i pogrzebał w niej trochę. Gdy znalazł jakąś sałatkę odwrócił się do szuflady pragnąc złapać widelec. Zamknął jeszcze drzwi pupą i zamarł. Talerzyk wyleciał mu z rąk i roztrzaskał się na piaskowych płytkach.
-Kim…Kim ty jesteś?- spytał lekko przestraszony widząc demona przebranego za Raphaela.
Demon nie odpowiadał, tylko zawzięcie wpatrywał się w zaszklone tęczówki chłopaka.
            Lucas zaczął się cofać do momentu, aż uderzył plecami w drzwi lodówki. Postanowił, że zamknie oczy i będzie czekał na szybko śmierć. Zrobił tak i oczekiwał najgorszego, jednak nic się nie zdarzyło. Otworzył oczy i nic. Niczego przed nim nie było.
-Może jestem zmęczony?- zastanawiał się.- Zapewne mi się to tylko przywidziało, przecież nikt  nie mógł wejść do mojego domu, przebrać się za mojego najlepszego kumpla i tak po prostu mnie nastraszyć.
            Złapał szybko za szufelkę i uprzątnął bałagan, jaki powstał. Wyrzucił jeszcze pobite naczynie do kosza i z powrotem udał się do swojego pokoju. Usiadł za biurkiem i gapił się nieprzytomnie w laptopa. Oparł się wygodniej o krzesło i czekał na sen. Niestety ten nie nadchodził, więc postanowił obejrzeć sobie jakiś horror. Padło na „Udręczonych”.
Zaczął oglądać. Nie doszedł nawet do momentu, gdy zasłona prysznicowa dusi główną bohaterkę, a zasnął.
            Śniło mu się, że biegł przez ciemny, potworny las całkiem sam. Nagle zza krzaków wypadł demon, którego widział niedawno i zaczął go gonić. Wołał, aby się zatrzymał i z nim porozmawiał, jednak chłopak nie miał takiego zamiaru. Pędził ile sił w nogach co chwilę się potykając i łapiąc równowagę. Z każdym krokiem słyszał coraz wyraźniej jęki potwora. Bredził on, że go kocha i ma na niego poczekać, że nic mu nie zrobi i dalej będą najlepszymi przyjaciółmi. Nie chciał tego słuchać.
Wbiegł na asfaltową drogę i nie zauważył pędzącego auta, które z niemałą siłą wjechało prosto w niego.
            Otworzył zdezorientowany oczy i odsapnął świeży powietrzem. Odwrócił głowę i kątem oka zerknął na zegarek. Było wpół do 8.00.
            Złapał za czyste ubrania i ruszył do łazienki. Wziął pospieszny prysznic, rozczesał włosy, umył zęby i był gotowy do wyjścia. Schodząc na dół zobaczył mamę.
-Dzień dobry synusiu. Jak się spało?- zapytała.
-Dobry. Całkiem dobrze.
-Masz tutaj kanapeczki do szkoły, żebyś nie zgłodniał.- powiedział wciskając mu w dłonie papierową torbę.
-Nie potrzebuję ich mamo.- mruknął wyraźnie nie zadowolony.
-No wiesz Luke’asiu. A ja się tak bardzo starałam, żeby ci smakowały.- zrobiła smutną minę.
-Dobrze, wezmę je.
-Oh… jak się cieszę. A może cię podwieźć syneczku?
-Nie dzięki. Pa.
-Pa pa kochanie. Tylko weź kurtkę.- krzyknęła za synem.
            Równo z dzwonkiem wkroczył do budynku i od razu poszedł do szatni. Zostawił tam kurtkę i nie spiesząc się wcale poszedł na salę gimnastyczną, bo pierwszą lekcją był W-F, na którym nie ćwiczył. Nie robił tego, nie dlatego, że nie mógł, tylko dlatego, że nie chciał się spocić i ubrudzić. Nie widział nic fajnego w bieganiu za piłką albo rzucaniu do kosza. Wolał tą lekcję spędzić bardziej produktywnie, na przykład na uczeniu się angielskiego. Nie lubił być najgorszy w klasie, więc musiał dużo zakuwać z tego przedmiotu.         
            W trakcie lekcji starał się nie zwracać uwagi na Raphaela. Jakoś nie chciał z  nim rozmawiać, bo czuł by się wtedy co najmniej nie zręcznie. Unikał go na każdej przerwie i próbował siadać z daleka od niego w pojedynczych ławkach. Aż do teraz mu się udało. Szykowała się ostatnia godzina tego dnia. Matematyka. Jest ona jedną z luźniejszych lekcji, więc nikt się do niej nie uczy.
            Standardowo Lukas poszedł do szatni, aby nie spotkać nikogo ze swoich znajomych i nie musieć wysłuchiwać ich niecenzuralnych żartów na jego temat. Siedział pod swoją ławką, szkicując coś w notatniku, aż poczuł na ramieniu dotyk. Wzdrygnął się i uniósł delikatnie głowę. Ujrzał smutnego Rafiego.
-Słuchaj, ty się na mnie za coś gniewasz?- wypalił na bezdechu.
-Nie, czemu tak uważasz?- spytał ozięble.
-No bo mnie unikasz cały dzień.
-Wydaje ci się.- podniósł torbę z ziemi i włożył do niej zamknięty notatnik.
-Przestań, przecież widzę.
-Wydaje ci się.- powtórzył.
-Oj! Porozmawiaj ze mną!- krzyknął lekko zdenerwowany.
-Nie będę z tobą gadał! Odsuń się!- odepchnął go na bok, tak że zszokowany uderzył plecami o szafki.
            Raphael podbiegł do oddalającego się blondyna i złapał go w pasie, po czym odwrócił przodem do siebie.
-Przykro mi, że tak zareagowałem, ale muszę ci coś powiedzieć.
-Słucham, ale się sprężaj, bo nie mam dużo czasu.- powiedział obojętnie.
-No…bo…- zaczął się jąkać,
-No wyduś to wreszcie!
-Podobaszmisięodbardzodawna,tylkobałemcisiępowiedziećtowcześniej.
-Co? Teraz to nie rozumiem.
- Podobasz mi się od bardzo dawna, tylko bałem ci się powiedzieć to wcześniej.
            Lucas zapowietrzył się ze złości i uderzył Rafiego z liścia w twarz. Przyjaciel patrzył na niego szklanym wzrokiem, oczekując wyjaśnienia.
-Jak śmiesz? Jak śmiesz tak sobie ze mnie żartować. Pewnie namówił cię do tego Anthony prawda?
-On do niczego mnie nie namawiał.-wyszeptał smutny.
-Czemu ci nie wierzę?- zaczął pukać palcem wskazującym w klatkę piersiową chłopaka, na co brunet zareagował kilkoma krokami w tył.
-Nie wiem, ale ja cię nigdy nie okłamałem i od dłuższego czasu coś do ciebie czuję.
-Nie kłam i daj mi spokój! Nienawidzę cię!- wydarł się i wyrwał z uścisku. Jak najszybciej poleciał do sali od matematyki na ostatnią lekcję tego felernego dnia.
            Po skończonej godzinie wrócił do domu nie odzywając się uprzednio do nikogo. Nie spieszył się wcale bowiem teraz u niego miało nikogo nie być. Mama znowu była na jakichś warsztatach, a tata jak zwykle w delegacji. Całe dzieciństwo siedział sam w domu, więc przyzwyczaił się do samotności i nie robiła ona na nim żadnego wrażenia.
            Wszedł do mieszkania i od razu poszedł do łazienki. Chciał jak najszybciej zmyć z siebie brud całego dnia. Otworzy drzwi do pomieszczenia, zapalił światło i napuścił wody do wanny. Do gorącej cieczy wlał olejek aromatyczny o zapachu świeżych brzoskwiń i mandarynek i nagi wszedł do niej. Czuł jak wszystkie zmartwienia go opuszczają, a ciało się odpręża. Wziął gąbkę i zanurzył ją w pianie utworzonej na powierzchni lustra wody. Obmył nią całe ciało.
            Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi. Nie przejmując się żadnymi konsekwencjami, w końcu w domu był sam, poprosił gościa do siebie. Położył się wygodniej w wannie przykrywając się w intymnych miejscach słodko pachnącą pianką. Nie minęła nawet minuta, a do łazienki ktoś wszedł. Lucas popatrzył na tą osobą i powiedział cześć.
-Cześć. – powiedział z lekką obawą.
-Kim jesteś?- spytał udając obojętnego, ale był za bardzo podekscytowany i się tym zdradził.
-Pamiętasz jak zobaczyłeś mojego kolegę i upuściłeś talerzyk?
-Nom.- mruknął zawstydzony.
-To był Axel. Ja jestem Victor i też jestem demonem.
-Co znaczy „też”?- spytał nie rozumiejąc.
-Boże, dzieciaku jaki ty jesteś nie rozgarnięty. Axel i ja jesteśmy demonami.
-Nie, nie, nie. Jak to ująłeś „demony” wcale nie istnieją.
-To co ja tu robię?- przewał Lucasowi.
-Jesteś po prostu wymysłem mojej bujne wyobraźni.- odpowiedział pewny swoich racji.
-Tak? A teraz?- spytał uderzając łokciem w lustro. Zwierciadło stłukło się na malutkie części i rozsypało po podłodze.
-Yyy…-jęknął zaskoczony i odsunął się jak najdalej mógł od demona.
-Nie bój się, nie chcę ci nic zrobić. Chcę po prostu pogadać, bo w moim królestwie jest nudno.
-O czym chcesz gadać?- spytał dalej uważnie obserwując nieproszonego gościa.
-O wszystkim. Może najpierw mi się przedstawisz, a potem ja powiem coś o sobie?
-Okej.- przytaknął i zaczął opowiadać.
            Mówił o swoim dzieciństwie, relacjach z rodzicami i innymi. O tym, że jest wyśmiewany, o swoim jedynym przyjaciel, który teraz już jest jego byłym przyjacielem. O swoich marzeniach, celach i pragnieniach. Powiedział mu nawet swoje najlepiej strzeżone sekrety i dużo więcej. Wspomniał mu nawet, że podobał mu się kiedyś Anthony i że teraz nic już do niego nie czuje poza obrzydzeniem.
            Demon zaś wspomniał mu o królestwie swojego ojca, o swoim rodzeństwie i wyjaśnił jak demony mogą swobodnie poruszać się między Ziemią a Hadesem.
-Wiesz co?- spytał demon.
-Co?
-Może zostaniemy przyjaciółmi, zabiorę cię kiedyś do Hadesu.
-W sumie brzmi fajnie. Z tobą mi się jakoś tak dobrze i lekko rozmawia.
-Cieszę się niezmiernie.- podszedł i przytulił chłopaka.

            Lucas odczuwając jakieś dziwne nie znane mu wcześniej uczucia zarumienił się.