wtorek, 28 kwietnia 2015

One Shot Nakamura

            
     Witam wszystkich oto pierwszy One Shot na zamówienie. Z wielką dedykacją dla Aliena.



                                                                                              Christopher  
                                                                                         Alexander
                                               
                                                         Nakamura

            Słońce praży, ptaszki śpiewają, a my zamiast na dworze siedzimy na korytarzu jak na szpilkach. Otóż po tej przerwie ma się odbyć sprawdzian z angielskiego. Prawdę mówiąc, to ja nawet lubię ten przedmiot, ale nauczyciel, który go uczy jest straszny.
            Pan Okami, bo tak mu na nazwisko, jest podstarzałym mężczyzną, który nie wie jak używać komputera czy drukarki, więc wszystkie nasze testy musimy pisać ręcznie. Niestety to zajmuje ponad 20 minut. Jakby nie patrzeć na rozwiązywanie zadań zostaje nam troszkę więcej niż połowa lekcji. Nikt normalny nie napisze klasówki w tak skrojonym czasie. To za mało.
            Wiele razy staraliśmy się wytłumaczyć mu, że tak nie można robić, ale on tylko mówił, że ma władzę w tej sali i będziemy chodzić jak w zegarku. Gdy próbowaliśmy coś dodawać, pan Okami zaczynał:
-Za moich czasów to…- i milkliśmy. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie lubi jak jakiś moher zaczyna gadać takim tonem.
            Dzwoni dzwonek, a moje szczupłe nogi coraz bardziej się trzęsą. W takich chwilach jak ta wszyscy uczniowie zmieniają się w zwierzynę łowną i starają się znaleźć dobre kryjówki.
            Nie dalej jak po dwóch minutach, najdłuższych w moim życiu, przyszedł wcześniej wspomniany belfer z radosną miną. Czasami mam wrażenie, że on jest w swoim żywiole, gdy stawia nam jedynki. Siadam w ławce i wyjmuję kartkę wraz z długopisem. Czuję się jakby przejechał po mnie pociąg, a potem walec i jeszcze raz pociąg. Normalnie jakby mnie ktoś wrzucił do pralki i włączył odwirowanie. Chyba zaraz zwymiotuję ze strachu. Nie mogę po raz kolejny oblać sprawdziany, bo potem nie nadążę z poprawami.
-Widzę, że jesteście już przygotowani, no to zaczynamy.- wrzeszczy zadowolony z siebie nauczyciel.
            W odpowiedzi my tylko mruczymy coś niezadowoleni.
-Podaj znaczenie następujących słów- kontynuuje niezrażony naszym zachowaniem.-filtr powietrza zabezpieczający prz…
-Przepraszam- do sali weszła młoda dziewczyna w, jak na moje oko, za krótkiej spódniczce i zbyt obcisłej koszulce. Na twarzy miała tak wyraźną tapetę, jakby malowała się pędzlem malarskim zamiast pędzlem do makijażu. Chyba ona chodzi do niższej klasy.- Przeszkadzam?
-A nie widać? Moja kochana klasa pisze test, do którego zapewne długi się uczyli, a ty marnujesz ich cenny czas. Czego chcesz?- warknął z nutą ironii w głosie.
-Pani Furoko powiedziała nam, że nie ma naszego wychowawcy i mamy przyjść do pana na lekcje.
-Ciekawe…Szanowna pani dyrektor nie powiedziała mi o żadnej zmianie. Pójdę się jej o to zapytać, a na razie wejdźcie do sali i zajmijcie wolne miejsca.
-Dobrze panie profesorze.- Dziewczyna odwraca się do swoich znajomych i po chwili wszyscy jak tabun dzikich krów wchodzą do pomieszczenia.
            Krzesło obok mnie zajmuje jakiś ładny chłopak o kruczoczarnych włosach. Mrugam do niego zalotnie, a on o dziwo zaczyna ze mną gadać.
            Nie za bardzo słucham co mówi, bo jestem zajęty patrzeniem się na jego genialnie wykrojone usta. Wyglądają jakby zostały poprawione przez jednego z najlepszych chirurgów. Trochę się na tym znam, bo mój tata pracuje w tym zacnym i dobrze płatnym zawodzie.
-Macie szczęście trzecia „N” upiekł się wam dzisiejszy test, bo klasa pierwsza ma z wami zajęcia. Nie cieszcie się zbytnio. Na jutro zrobię wam jeszcze trudniejsze pytania.- kurcze, nawet nie zauważyłem jak on wszedł do pomieszczenia.
            Nasza radość jak nagle się pojawiła, tak nagle zniknęła. Super, teraz to na pewno nie zdam tego głupiego angielskiego. Nawet nie mam co marzyć o świadectwie z czerwonym paskiem. Ciekawe jak napiszę maturę?
-Dobrze, teraz sprawdzę listę obecności. Ostrzegam, że jak tylko kogoś nie usłyszę, to wstawiam nieobecność.
            W sali zapanowała głucha cisza. Jestem pewny, że gdyby ktoś teraz rzucił na ziemię szpilkę to echo rozniosło by się po całym pomieszczeniu, które do małych nie należy.
-Eiji Nakato?
-Jestem.- odzywa się brunet z niższego roku.
-Nakamura…-wrzeszczy zdenerwowany nauczyciel.
-Jestem!- odpowiedziałem w tym samym czasie, co chłopak, z którym siedziałem w jednej ławce.
            Patrzę na niego zdziwiony z otwartą na oścież buzią.
-Christopher- dopowiada belfer- Co wy tacy zaskoczeni? Słuchać co się do was mówi, a nie się ocyndalacie nieroby.
-Nakamura  Alexander.
-Obecny- odpowiadam cicho.
-Jesteś Alexander?- pyta mnie chłopak.
-Tak. Miło mi ciebie poznać Christopher.- wyciągam otwartą dłoń w jego stronę.
            Christopher patrzy na mnie intensywnie zielonymi tęczówkami, w których mógłbym pływać, obserwując każdy mój najmniejszy gest.
-Jejku, tak się cieszę. W końcu cię znalazłem.
            Blondyn rzuca się na mnie w mocnym, niedźwiedzim uścisku i całuje mnie w lekko zaróżowiony policzek.
-Chodź.- mruczy i siłą wyciąga mnie z sali. Nawet nauczyciel nie zdaje sobie sprawy z tego, co przed chwilą zaszło między nami.
-Czekaj Chris. Wytłumacz mi o co ci chodziło?
-Szybciej. Wyjaśnię ci w domu.
            Biegniemy szybko nie zważając na to, że zapewne mamy nieobecność na angielskim. O dziwo bardzo szybko się porusza, tak więc zostaje mi tylko spróbować nadgonić coraz większa odległość, tworzącą się miedzy nami.
            Po chwili błyskawicznego truchtu skręcamy w prawo, w stronę zaciemnionego zaułku. Czuję jak ze strachu przechodzą mi ciarki po plecach.
            Jak pamiętam nigdy nie lubiłem takich miejsc. Zawsze starałem się je omijać jak najszerszym łukiem.
            Uderzam w jakiś metalowy, wystający słup i upadam na ziemię. Słyszę jeszcze tylko zwalniające kroki Christophera. Chyba odwraca się do mnie, aby mi pomóc.
            Budzę się w miękkim i cieplutkim łóżku. Staram się odkryć kołdrę, ale coś mi w tym przeszkadza. Coś ciężkiego leży tuż przy mnie i miarowo posapuje. Otwieram oczy przestraszony.
-Gdzie ja jestem? Czemu jestem nagi?- wrzeszczę w myślach.
            Czuję jak to coś przytula się do mnie, a ja wyczuwam, że tym czymś, a raczej kimś jest Christopher. Oddaje mu uścisk i nakrywam go swoją kołdrą.
            Nie przejmuję się tym, że jestem goły. W końcu leżę obok brata. On mi na pewno niczego nie zrobi. Po chwili zapadam w sen. Śnię o cudownej krainie, w której znajduję się z Chrisem.
            Otwieram wyspane powieki i leciutko się uśmiecham. Moja głowa spoczywa na klatce piersiowej chłopaka. Czuję jak jego ręka głaszcze mnie po czarnych włosach.
-O już nie śpisz?
-Nie- ziewam i przeciągam się bez skrępowania.- Wyjaśnisz mi w końcu dlaczego niby jesteśmy braćmi?
-Może to nie zabrzmi zbyt miło, ale jesteś adoptowany.
-Co!?
-Słuchaj i nie przerywaj! Moi rodzice są też twoimi rodzicami. Urodziłeś się 29.10.1997 roku.
-Skąd wiedziałeś?
-Mówiłem ci, jesteśmy braćmi. Od razu po urodzeniu zapadłeś w śpiączkę i w szpitalu powiedzieli mamie i tacie, że nie żyjesz. Długo rozpaczali i nawet zrobili ci pogrzeb. Później okazało się, że jednak nie jesteś martwy i rodzice pojechali cię szukać. Usłyszeli i tobie dopiero w jakimś nocnym klubie. Dwóch mafiosów sprzeczało się  o to, kto włączy cie do swojego gangu.
-Ale czemu?
-Mówiłem, nie przerywaj! Czemu? Bo nasi rodzice byli tajnymi agentami i mafia chciała ich zniszczyć, bo utrudniali im życie!
-Co znaczy byli?
-Zmarli na misji odbicia ciebie. Zdążyli tylko dać cię do przyjaciółki mamy. Miałeś wtedy cztery latka, a ja niecały roczek.
-A co się stało z tobą?
-Mieszkam u cioci.
-Przykro mi, ale twoja historia jest zbyt fantastyczna i ciężko mi w nią uwierzyć.
-To jak nie jesteś pewny, to pytaj o co chcesz.- mówi wilgotnym głosem.
-Włosy.
-Co włosy?
-Dlaczego są blond?
-Bo są farbowany. Ciocia i ja uważamy, że ładniej mi w takich.
-Okej… Chodź na chwilę.- ciągnę go w stronę wielkiego Listra.
            Nie patrzę nawet na jego zaskoczona twarz. Gapię się w taflę lustra. Kurczę… Jesteśmy do siebie bardzo podobni.
            Christopher uśmiecha się do mnie i powoli przybliża swoja twarz do mojej. Na moje policzki wstępuje nie znośny rumieniec. Chłopak chyba to zauważa, bo cichutko się śmieje. Patrzy mi prosto w oczy i muska moje wargi swoimi. Nieruchomieję i uchylam usta w niemym zaskoczeniu. Blondyn chyba traktuje to jako pozwolenie, bo jego mokry i ruchliwy język wkrada się do moich ust.
            Przez moment nie wiem co mam zrobić, więc po prostu go odpycham.
-My… Nie możemy… Jesteśmy braćmi…
-Możemy, możemy. Nikt nie musi się o tym dowiedzieć.
-Ale ja nie jestem gejem.
-Czy aby na pewno?- patrzy sugestywnie na moje nabrzmiałe krocze.
-Ta… Tak.- jąkam się.
            Christopher zdecydowanie łapie mnie za wybrzuszenie w bokserkach, a ja aż sapię z przyjemności. Usta chłopaka lądują na mojej odsłoniętej szyi. Aż drżę w spazmach rozkoszy. Nie mam gdzie podziać rąk, więc kładę je na karku zadowolonego Chrisa.
            Wskakuję na jego biodra i nogami przyciągam go do siebie. Jego ręce błądzą pod koszulką po moich plecach, a ja zagłębiam się w gorącym, namiętnym pocałunku. Czuję jak chłopak zanosi mnie do sypialni i opuszcza na łóżko. Po czym odsuwa się ode mnie, a ja mruczę zrezygnowany.
-Piękny.- szepce i całuje mój napięty brzuch.
            Powoli klęka przede mną, zaczyna odpinać guziki koszuli gładząc swój idealnie wyrzeźbiony tors. Mój przyjaciel coraz mocniej pręży siew mojej bieliźnie. Wzdycham i zamykam oczy. Dłonie chłopaka zsuwają moje czarne bokserki, tak że leżę nagi i chętny przed nim.
-Widzę, że jesteś gotowy.
            Nagi pochyla się nade mną i zatacza małe kółeczka wokół moich sutków. Mruczę, wyginam się i sapię z nieopisanej przyjemności.
            Kurczę, on jeszcze dobrze nie zaczął, a ja nie mogę opanować jęków. Ciekawe co będzie, gdy już we mnie wejdzie.
            Podciągam jego twarz do mojej i zaborczo go całuję. W tym samym czasie chłopak sięga do szafki nocnej i wyciąga z niej żel intymny. Po pokoju roznosi się cudowny zapach fuksji i lawendy z domieszką kardamonu. Skąd on wiedział, że uwielbiam to połączenie?
            Niespodziewanie jego palce suną między moimi pośladkami. Zastygam w bezruchu, ale  nie na długo bo on sięga do mojego spragnionego pieszczot penisa, dotykającego mojego brzucha.
-Aaaa…tak… rób… mi JESZCZE!- krzyczę gdy jego nawilżony, wskazujący palec zagłębia się we mnie.
            Wsuwa się i wysuwa rozciągając mnie w każdy możliwy sposób. Do jednego dołącza drugi, a potem kolejny. Czuję jak wypełniają mnie od środka, ale pragnę czegoś znacznie większego.
-Wejdź już we mnie!- krzyczę gdy trafia w czuły punkt- prostatę.
-Coś ty taki niegrzeczny?
-Zerżnij mnie wreszcie!- wiję się po całkiem skopanej pościeli.
            Chłopak wysuwa ze mnie swoje magiczne paluszki i zastępuje je swoim nabrzmiałym penisem. Po policzkach spływają mi łzy. W końcu to mój pierwszy raz, więc trochę boli. Christopher czeka aż przestanie mnie boleć i gdy daje mu sygnał, że jest okej, zaczyna się leniwie poruszać. Jego ruchy przyspieszają, a ja zaczynam odczuwam sporą przyjemność.
            Blondyn wychodzi ze mnie cały, by po chwili zanurzyć się znów po same jądra.
-Ach… Jesteś tak przyjemnie ciasny…
            Po tych krótkich słowach głośno dochodzę z jego imieniem na ustach. On jeszcze przez moment porusza się szybko, aż dochodzi opadając na mnie.
            Sapiemy ociężale. Spycham go i wtulam się w jego spocone ciało. W powietrzu wisi zapach udanego sexu. Jestem zmęczony, ale i szczęśliwy. Nigdy nie było mi tak dobrze jak w tej chwili.
-Chciałbym tak częściej.- szepczę cichutko.
-Kocham cię.- słyszę jego męski głos, na którego dźwięk dreszcze przechodzą mi po plecach.
-Ja ciebie też.
            Całuję go delikatnie. Ten pocałunek różni się od poprzednich. Jest powolny, nie pogłębiony i przepełniony miłością…