piątek, 20 marca 2015

Nowe Życie 4

                                    
          Jej:) Dotrwałam do czwartego rozdziału i na razie wena mnie nie opuszcza, tak więc będę to kontynuowała. tylko proszę Was, moi wierni ( lub nie koniecznie ) "czytacze" KOMENTUJCIE ;)





                                                         NOWE ŻYCIE (część czwarta)

            Szedłem tak uliczkami, nie zważając na pogarszającą się pogodę. Byłem wściekły na cały świat. W końcu to ja od lat staram się, żeby Harin nareszcie zwróciła na mnie uwagę. A ten tylko podchodzi, zagaduje ją i już się ze sobą umawiają. No jaki ten świat jest brutalny i niesprawiedliwy…
            Było coraz zimniej, a ja nie miałem na sobie zbyt dużo warstw, toteż postanowiłem skierować się w stronę domu Sehuna. Nie przewidziałem jednak, że zawędruję aż tak daleko i nie będę w stanie wrócić.
- A może zadzwonię do tego przygłupa? – pomyślałem, ale szybko odsunąłem od siebie tą myśl. Gdybym to zrobił, młodszy wyśmiałby mnie perfidnie i kazałby robić mi jeszcze głupsze rzeczy.
            Marzłem coraz bardziej. Czułem się jakbym miał zamiast stóp dwie wielkie lodówki. Ciężko mi się szło. Nie miałem już sił i miałem ochotę usiąść na chodniku i z niego nie wstawać, gdy nagle nadjechała taksówka z naprzeciwka. Poderwałem się natychmiast i podbiegłem do kierowcy.
-Dobry wieczór. Czy mógłby mnie pan zawieźć na Gangnam?
-Oczywiście, proszę wsiadać.
            Od razu tak zrobiłem i ruszyliśmy w zupełnie innym kierunku niż myślałem.
-Czy my na pewno jedziemy pod ten adres? – mówiąc to pokazałem mu karteczkę.
-Tak, tylko teraz pewnie będą korki, więc pojedziemy skrótem.
-Dobrze, mi to odpowiada. Nawet lepiej, żebym bym w domu wcześniej, bo jest tak zimno, że nie czuję już dłoni.
            Mężczyzna nie odpowiedział nic, tylko zapalił papierosa.
Nie lubię, gdy ktoś robi to przy mnie, no ale to jego wóz i jego płuca. Jak chce  sobie umierać to proszę bardzo, drzwi stoją otworem.
Próbowałem jakoś nawiązać rozmowę, ale kierowca mnie cały czas zbywał. To podgłaśniał muzykę, to znowu nucił coś pod nosem. Normalnie aż nie miło było na niego spojrzeć.
-To na pewno w tym kierunku? – zapytałem wreszcie po dwudziestu minutach jazdy. – przecież mieliśmy jechać krócej niż zwykle, a teraz nawet nie mam pojęcia gdzie jesteśmy.
Zaczynałem się martwić. W życiu nie byłem w tej części Seulu, o ile to nadal był Seul. Już miałem coś poprosić go aby stanął, a on uczynił to jakby czytał mi w myślach.
-Gdzie jesteśmy? – spytałem grzecznie.
-Daleko. Na kolana. I nawet nie próbuj krzyczeć, bo i tak nikt cię nie usłyszy.
            Krew odpłynęła mi z twarzy, ale uczyniłem to co rozkazał. Powoli, bez zbędnego pośpiechu wyszedłem z auta i uklęknąłem przed nim na jedno kolano.
-Niżej. Co ty sobie myślisz, że będę stał na palcach, czy jak?
-Nie…nie proszę pana. – wyjąkałem cichutko. Byłem coraz bardziej zdenerwowany.
-A…a nie da się tego inaczej rozegrać? – mruknąłem z nadzieją.
-Hmm… niby można by… - zamyślił się.
-Naprawdę? – aż podskoczyłem ze szczęścia.
-Tak, możesz mi się oddać.
             Zamurowało mnie. Przecież ja jestem chłopakiem. Jak on może zrobić coś tak potwornego i to w dodatku osobie tej samej płci.
-Wybieraj. – warknął, a ja zakląłem w duchu. Super, byłem między młotem a kowadłem. Z jednej strony mam zrobić coś ohydnego, a z drugiej…kurcze, przecież ja wolę dziewczyny, a przynajmniej tak myślę. Fakt, nigdy żadnej nie miałem, ale chyba bym wiedział, że jestem gejem. Takie rzeczy się wie, prawda? Chociaż sam już nie wiem.
-No decyduj się szybciej księżniczko. Nie mam całej nocy na zabawę z tobą.
-To… to… to…może ja wybiorę tą…- przerwał mi jakiś inny facet, który wyszedł z krzaków.
-Co tu się wyprawia?- krzyknął zdenerwowany.
-Nic szefie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie musisz się w ogóle przejmować.- mężczyzna wyraźnie się przestraszył.
-To co ta dziewczyna robi na kolanach tuż przed twoim małym?- spytał z lekkim, mało widocznym uśmiechem.
-Yyy, bo… bo się przewróciła, a ja tylko pomagałem jej wstać.- skłamał.
            Czekaj, czekaj… czy oni myślą, że ja jestem dziewczyną? Przecież wcale na nią nie wyglądam. Nie mam …yyy… biustu… i no tego…No dobra, może trochę, ale żeby od razu mówić, ze jestem kobietą? Przecież nie każdy chłopak musi wyglądać jak chłopak. Fuck… właśnie się przyznałem, że nie wyglądam jak dziewczyna… Super, ja to po prostu jak coś powiem to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać.
-Chodź ze mną. – rzekł nieznajomy, a ja od razu zerwałem się i pobiegłem za nim lekko łkając. Nie wiedzieć czemu wtuliłem się w jego opadającą klatkę piersiową, a on zdziwił się niezmiernie, ale nie odepchnął mnie dopóki się nie uspokoiłem wystarczająco.
-Co ty tak właściwie robisz?- spytał.
-Yyy… no ba ja myślałem, że …
-To nie myśl. – przerwał mi i pociągnął za nadgarstek w stronę roślin z których wyszedł. Spiąłem się momentalnie, ale wolniutko podreptałem za nim.
            Z sercem na ramieniu wszedłem w krzaki i zamknąłem oczy w oczekiwaniu na najgorsze. Mężczyzna tylko westchnął i wziął mnie na ręce, a ja już do reszty się rozpłakałem.
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Gdy wreszcie zostałem odłożony na ziemię, prawie się przewróciłem, ale w ostatnim momencie uchyliłem powieki. Przede mną rozciągał się niesamowity widok. Wszędzie pełno było drzew i kwiatów. Na porośniętych jasnozieloną trawą wzgórzach stał wielki dwór, wyglądem przypominający zamek królewski.
-Chodź za mną Luhan. Pokażę ci twój pokój.- obwieścił mężczyzna.
-Skąd znasz moje imię?- spytałem lekko rozkojarzony.
-Jesteś tak uroczy, że grzechem byłoby go nie znać.- zarumieniłem się znacząco, ale postanowiłem nie reagować. W pewnej chwili przypomniałem sobie coś ważnego.
-Proszę pana, ja nie mogę tu zamieszkać. Ja powinienem wracać do Sehuna.
-Nic się nie martw. Jesteś tu za jego zgodą i tylko na pewien, krótki okres. Jeżeli będziesz robił to co ci każemy, wrócisz szybciej, a cała nasza znajomość będzie przebiegała w miłej atmosferze.
-Do…dobrze, a jakie to zadania będę musiał wykonywać?
-Wszystko w swoim czasie Lu. Teraz przedstawię Cię Krisowi i Tao. Oni wszystko ci wyjaśnią i wprowadzą w twoje nowe, lepsze życie.
            Szedłem spokojnie za mężczyzną w płaszczu nie zwracając specjalnie uwagi na otaczających nas ludzi. Z każdym krokiem robiło się ich coraz więcej i wyglądali coraz dziwniej. Najczęściej chodzili małymi grupkami, gdzie dwóch ładnie ubranych trzymało trzeciego na smyczy. Byłem tak zajęty rozmyślaniem nad sensem słów mojego rozmówcy, że nie dotarła do mnie sytuacja rozgrywająca się tuż przed moim nosem.
            Gdy w końcu weszliśmy przez wielkie, bogato zdobione drzwi oniemiałem z zachwytu. Wszędzie na około były dekoracje rodem z XIX-wiecznej Anglii. Bardzo podobał mi się wystrój, ale to nie wszystko. Przywitali nas najprawdziwsi lokaje ubrani w czarne fraki idealnie kontrastujące z ich jasnymi cerami i białymi  rękawiczkami.
-Jak miło, że jesteście. Przyprowadziłem wam kolegę, który będzie mieszkał z wami w jednym pokoju. Zaopiekujcie się nim należycie.- obwieścił dwóm chłopcom stojącym za lokajami, po czym skręcił w prawo i wyszedł z pomieszczenia.
-Hej, ja jestem Tao, a to jest Kris.
-Hej. –mruknął wyższy nie patrząc na mnie wcale.
-Nie martw się on tak ma dopóki nie przyzwyczai się do ciebie. – uśmiechnął się mniejszy.- A tak w ogóle to jak się nazywasz?
-Ja jestem Luhan, ale możecie mówić do mnie Lulu.
-Okej Lulu. Chodź za nami, to pokażemy ci twój nowy pokój. Będziesz miał łóżko przy oknie. Nie przeszkadza ci to? Sam bym je zajął, ale jednak boję się spać sam i na ogół śpię w łóżku z Krisem.- napomknął Sehun.
-Okej…To ile macie lat?
-Ja mam szesnaście, a Kris osiemnaście. A ty?
-W tym roku skończę siedemnaście. Skąd się znacie?
-Czemu ty się tak o wszystko wypytujesz blond niuniu?
-Przepraszam jeśli ci to przeszkadza. Mogę przestać.- zarumieniłem się mocno.
-Nie spoko, po prostu ciężko znaleźć tu kogoś równie ciekawego jak ty. A wracając do twojego pytania to chyba znamy się ze szpitala.
-Co!? Czemu? Coś wam się stało?- autentycznie się zmartwiłem, bo zaczynałem już lubić Tao.
-Co? Nie, my jesteśmy braćmi. W sumie to pierwszy raz widzieliśmy się właśnie tam.
-Aha, okej. Wcale nie jesteście do siebie podobni. Ale wierzę wam, bo między wami coś jest…- nie zdarzyłem nawet skończyć, bo jak by na potwierdzenie moich słów chłopcy zaczęli się namiętnie całować.
-Mówiąc, że coś między wami jest, nie sądziłem, że akurat to…-nagle dobiegł nas czyjś głos.
-Kris, Tao przestańcie się miziać na środku korytarza, bo to się dla was źle skończy.- zaśmiał się jakiś pan, którego widziałem pierwszy raz na oczy.
-Tak jest Sensei. Przepraszamy bardzo.- po tych słowach bracia pociągnęli mnie w bok.
-Kim jest ten mężczyzna?
-On?- zdziwił się Tao.- To nasz nauczyciel. Uczy nas wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć. Jutro też będziesz miał z nim  zajęcia. Przydzielą cię do jednej z grup. Módl się tylko żeby nie wpaść na grupę Xiumina, bo będziesz miał mocno przewalone do końca pobytu tutaj.
-Okej. – postanowiłem nie wnikać i poszedłem za nimi do pokoju.

            Kris otworzył drzwi, a ja stanąłem jak wryty…