czwartek, 25 czerwca 2015

Na dnie szuflady

            Witam wszystkich tu obecnych. Dodaje dzisiaj One Shota w prezencie. Z dedykacja dla wszystkich klas trzecich, które dzisiaj miały, bądź mają jutro zakończenie roku.
P.S. Kolejna część NŻ jest napisana. Sprawdzę ją tylko i jutro wstawię.

Na dnie szuflady

            Musiał się spakować. Czuł, że nie wytrzyma w tym miejscu ani chwili dłużej. Wciąż zastanawiał się czy dobrze wszystko rozegrał. Czy mógłby w tej chwili wyjechać, nie mówiąc nic nikomu? Jedno było pewne- nie czuł się tutaj komfortowo. Nie miał już przyjaciół, rodzina się od niego odwróciła, nawet dziewczyna zerwała z nim kontakt, a wszystko to przez jeden, mały wypadek, którego nie planował…
            Aleksander, bo tak było mu na imię, biegał w pośpiechu po domu. Przeszukiwał każdy kąt, aby sprawdzić, czy niczego nie zostawił. Jakby nie patrzeć za cztery godziny miał samolot do Los Angeles. Kupił już tam nawet mieszkanie, znalazł pracę i zamówił meble do salonu. Brakowało mu jedynie jego książki. Może słowo „książka” jest zbyt wzniosłe w tym momencie, ale chłopak napisał ją własnoręcznie i nigdy nie wychodził bez niej z domu. Był to czarny, stary, zniszczony dziennik z plamami tuszu, gdzieniegdzie usytuowanymi na wytartej okładce. Niby nic specjalnego, ale blondyn opisywał tam wszystkie swoje przeżycia. Ten zeszyt był skarbnicą informacji o nim i o jego dotychczasowym życiu.
-Gdzie on jest? No gdzie on może być?- krzyczał rozgoryczony.
-No chodź maleńki, chodź do tatusia! Proszę!- klęczał przed biurkiem i zaglądał do szafek.
            Westchnął i usiadł zrezygnowany na nie zaścielonym łóżku. Podrapał się  po głowie i zaczął odtwarzać w pamięci miejsca, w których ostatnio widział zaginiony przedmiot.
-Już wiem!- zawołał i pospiesznie zsunął się z miękkiej pościeli.
            Pobiegł do pokoju dziennego i usiadł na mahoniowej podłodze przed telewizorem. Otworzył szufladę i zajrzał w jej głąb. Był tam. Jego bezcenny dziennik leżał pod stertą niepotrzebnych rzeczy, o których istnieniu nie miał pojęcia. Były tam różne ulotki, zdjęcia, wycinki prasowe, a nawet przypinka jego najlepszego przyjaciela. Zdziwił się niezmiernie i zmarkotniał w jednej chwili.
-Dlaczego ja nadal to mam? Dlaczego tego nie wyrzuciłem, gdy miałem okazję?- zamyślił się.
            Na usta cisnęło mu się dużo sprzecznych słów. W sercu szalały kontrastowe uczucia. Strach, szczęście, nienawiść, zaufanie, wstyd… To tylko niektóre z nich.
-Czemu to spotkało właśnie jego? Dlaczego nie mogłem mu pomóc? Czemu moje życie runęło w gruzach po tamtym incydencie?- pluł sobie w brodę, szukając odpowiedzi na pytania.
            Obracał w lekko trzęsących się rękach malutką, białą przypinkę. Był na niej złoty napis : „Nothing happens without a reason”, co znaczy: „Nic nie dzieje się bez powodu”. Jego najlepszy przyjaciel zawsze to powtarzał, gdy pakowali się w jakieś kłopoty. Nigdy nie przeklinał Boga, czy innych bożków. Chodził z wysoko uniesioną głową pełną marzeń i dziecięcego optymizmu. Choćby w chwili, gdy Aleksander spowodował wypadek samochodowy i cudem uniknęli więzienia, wierzył, że wszystko ma głębszy sens. Twierdził, że w życiu nie ma dobrych i złych ścieżek, ani że coś jest tylko białe lub tylko czarne. Ten wesoły nastolatek sądził, że każda decyzja niesie za sobą pozytywne i negatywne skutki, które trzeba samodzielnie przypisać do właściwej kategorii. Na przykład dla jednych pójście do więzienia będzie złe, ponieważ zostawi on rodzinę i cały dobytek. Będzie odseparowany od świata. Dla innych natomiast będzie to dobre, bo dostaną szansę na lepsze życie i pomoc państwa w rozwiązaniu problemów.
-Minął już cały rok, odkąd ciebie opuściłem Oliver. Jak mi ciebie brakuje…- wyszeptał roniąc perliste łzy. Krople spływały po zaczerwienionych policzkach i kończyły swój krótki żywot na błękitnej koszulce, zostawiając po sobie trochę ciemniejsze plamy.
-Mówiłem, żebyśmy nie jechali do tej cholernej Grecji. Prosiłem, przekonywałem, ale ty nie chciałeś słuchać. Cieszyłeś się na ten przeklęty wyjazd. Pamiętam jak powiedziałeś mi, ze mamy plany na wakacje. Rozpierała cię wtedy energia, a twoje oczy lśniły wszechobecną radością. Nie przypuszczałem, że tak bardzo ci zależało na spędzeniu czasu ze mną i Elizką.-  urwał, aby zaczerpnąć więcej świeżego powietrza.
            Przygnębiony Aleksander usiadł na kanapie i skupił wzrok na ścianie przed sobą. Otworzył szeroko oczy i dumał. Myślał o dniu wypadku i o samym jego przebiegu.
           
*  *  *
           
            Oliver, Aleksander i Eliza szykowali się do wspólnego wyjazdu do Grecji. Pakowali ostatnie rzeczy do walizek i w pośpiechu krzątali się po domu. Za chwilę miała po nich przyjechać taksówka i zabrać ich na lotnisko w Warszawie. Wyszli przed dom i oczekiwali na transport.
             Nie minął nawet przysłowiowy kwadrans, a siedzieli w aucie rozmawiając i żywo gestykulując. Omawiali atrakcje jakie czekają na nich na malowniczej wyspie Rodos i jej okolicach.
            Przyjaciele wysiedli tuż przy wejściu na lotnisku, podziękowali i zapłacili kierowcy. Powoli weszli przez gigantyczne drzwi i znaleźli się w nowym miejscu. Naokoło nich były kasy biletowe, nowoczesne ławeczki, a nawet bufety z jedzeniem. Na korytarzu przechadzało się całe mnóstwo ludzi. Białych, czarnych, żółtych- tutaj wszyscy zdawali się żyć ze sobą w harmonii i szczęściu. Nie miało znaczenia to, skąd jest delikwent, ani to dokąd się wybiera. Liczyła się tylko wspólnie spędzona podróż. Aleksander czuł, że gdyby przenieśli się na warszawskie przedmieścia, ta sytuacja diametralnie by się zmieniła.
-Samolot 212A z Warszawy do Aten odlatuje z pasa startowego pięć za jedenaście minut. Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych i życzymy miłych wakacji.- usłyszeli głos kobiety wydobywający się z głośników zamieszczonych przy kolumnach.
-Oli, to chyba nasz lot. Chodź bo się spóźnimy.- zawołał entuzjastycznie Aleksander, tuląc do siebie Elizę- młodszą siostrę Olivera.
-Luzik, już idę.- uśmiechnął się przyjaźnie i ruszył za tulącą się parą.
            Nie przeszkadzało mu, że jego najlepszy przyjaciel chodził z Elizą. Wręcz przeciwnie. Cieszył się, że im się układało. Gdy dowiedział się przypadkiem, że Aleks chce się oświadczyć dziewczynie w Grecji, na piaszczystej plaży przy blasku księżyca, prawie zemdlał z radości. Wierzył, że są dla siebie stworzeni i poznali się nie bez powodu.
            Cała trójka wsiadła do samolotu i zajęła miejsca. Gdy tylko maszyna wzbiła się w powietrze, zmęczeni przygotowaniami, usnęli. Obudził ich dopiero głos stewardessy, oznajmującej koniec lotu.
Na lotnisku w Atenach wsiedli do minibusu i pojechali do portu, skąd mieli przepłynąć kawałek łodzią i znaleźć się na wyspie. Aż do momentu, w którym postawili stopy na piaszczystej plaży, nikt się nie odezwał. Wynikało to z tego, że każdy oglądał przepiękne widoki roztaczające się na około nich.
-Oh jak dobrze, że jesteśmy już na miejscu.- mruknęła zadowolona Eliza.
-Też tak uważam kochanie. Fajnie, że spędzimy tutaj aż dwa tygodnie odcięci od zmartwień i problemów. Prawda Oli?
-Co? Hmm…Tak. Też tak myślę.- zamyślił się chłopak. Jako jedyny nie emanował taką radością jak inni. Stał troszkę na uboczu i oglądał fale leniwie uderzające o wysokie klify.
-Gdzie będziemy mieszkać?- spytał Aleks.
-Widzisz ten największy klif?- spytała dziewczyna.
-Tak.
-Teraz nie widać, ale to właśnie na nim jest domek naszych rodziców i tam będziemy spać.- uśmiechnęła się promiennie i wtuliła w umięśnione ciało swojego ukochanego.
-To co idziemy?- szybko podchwycił temat Oliver i skierowali się w stronę wypożyczonego auta.- Odwieziemy tylko walizki i pojedziemy rozerwać się do klubu. Co ty na to?- chłopakowi znacznie polepszył się humor.
-Jestem za!
-I ja też, ale chciałabym się najpierw przebrać.
-Jasne. Nie ma żadnego problemu. Ty się wystroisz, a my w tym czasie poszukamy w Internecie jakiejś miejscówki.
-Okej.
            Tak też zrobili. Eliza się szykowała, a chłopcy szukali dyskoteki.
-Znalazłem!- krzyknął Oliver i pokazał reszcie ofertę.
-Yyy…Oli, a to nie jest przypadkiem klub dla homoseksualistów?- spytała.
-A co, przeszkadza wam to?  To miejsce jest najbliżej naszego domku, a poza tym przecież nie musicie się z nimi całować. Idziemy tam tylko oblać nasz wyjazd i dobrze się zabawić.- powiedział hardo.
-Skoro tak stawiasz sprawę, to nie mam nic przeciwko. Co ty na to Elizka?
-No…okej. Niech będzie, ale następnym razem to ja wybieram lokal.- uprzedziła, a chłopcy tylko pokiwali głowami.
            Droga do klubu faktycznie nie była długa, tak więc znaleźli się pod nim pięć minut później i od razu na wstępie zmówili po kolorowym drinku. Rozsiedli się wygodnie na wielkich, białych kanapach i czekali na zamówienie. Po chwili podeszła do nich wysoka barmanka i wręczyła alkohol. Mrugnęła do przerażonej Elizy i odeszła w swoją stronę. Dziewczyna patrzyła na chłopaków z niemą prośbą o wyjście, ale nawet jej popisowa mina szczeniaka nic nie dała.
-Widzę siostra, że masz niezłe branie. Tylko nie zostawiaj Aleksa dla niej. Stać cię na więcej.- mrugnął Oliver i razem z przyjacielem śmiali się w najlepsze.           
            Widząc grymas na twarzy blondynki uspokoili się i zaczęli rozmowę. Początkowo miała ona sens, ale z czasem, gdy coraz więcej pustych kieliszków pojawiało się na ich stole, traciła ona na znaczeniu.
            Nagle Aleks spadł z siedzenia i położył się na ziemi.
-Co ty robisz Al?
-Jestem hamburgerem! Jestem hamburgerem!- wykrzykiwał turlając się po podłodze.
-Dobrze, tobie już chyba starczy Aleks.- mruknął Oliver i chwiejnym krokiem zbliżył się do przyjaciela. Złapał go za ramię i wyniósł z lokalu. Kazał jeszcze tylko zapłacić Elizie i wpakował nieprzytomnego już chłopaka do auta na tylne siedzenia.
            Ruszyli spokojnie, nie spiesząc się nigdzie. Oliver prowadził, mimo iż był kompletnie pijany. W normalnych warunkach nie zachowałby się tak nieodpowiedzialnie, ale zrobił to z kilku powodów. Po pierwsze nie chciał zostawiać auta pod klubem, bez opieki. Po drugie nie mieli daleko do domu i po trzecie, najważniejsze, kto by chciał nosić nieprzytomnego chłopaka, będąc w podobnym stanie?
            Bez żadnych większych przygód dojechali na podjazd i wysiedli z samochodu, a rodzeństwo poszło otworzyć bramę. Przez nieuwagę zostawili drzemiącego Aleksa na tylnym siedzeniu. Oliver zapomniał aby zaciągnąć hamulec ręczny. W ułamku sekundy samochód zaczął się staczać. Najpierw powolutku, by po chwili nabrać śmiercionośnej prędkości. Pędził coraz szybciej, ale nikt go nie widział.
            W tym czasie niczego nieświadomy Oliver odwrócił głowę i zobaczył straszny widok. Jego przyjaciel krzyczał o pomoc. Nie mógł wysiąść z auta, bo drzwi były zablokowane. Płakał i nawoływał. Jego głos brzmiał jakby ktoś obdzierał go ze skóry. Dźwięk był tak potworny, że aż Elizie ciarki przechodziły po plecach. W mgnieniu oka rzucił się na ratunek przyjacielowi. Gdy zbliżał się do auta, ono się oddalało. Czuł, że nie będzie w stanie uratować Aleksa. Zaczynał tracić nadzieję. W ostatniej chwili skoczył i rzucił się pod koła pędzącego pojazdu. Własnym kręgosłupem zablokował drogę i zatrzymał auto. Leżał na ziemi z nieprzytomnym wyraz twarzy. Ciało miał wygięte pod najdziwniejszymi kątami. Przed jego oczami majaczyły sylwetki Elizy i Aleksa. Płakali.  Uśmiechnął się do nich delikatnie i wyszeptał „Nothing happens without a reason”. Ostatnie co poczuł to nieprzyjemny, metaliczny zapach roznoszący się w powietrzu. Jego nozdrza wypełniły się nim. Wszędzie wokół niego była czerwień. Kamienie, przyjaciele, samochód. Wszystko było nią pokryte.
-Oli, nie poddawaj się!  Nie odchodź!- krzyczała jego siostra. Jej blade ręce drżały i jednocześnie głaskały go po głowie. Przypuszczał, że są to ich ostatnie wspólnie spędzone chwile, więc wyszeptał po raz kolejny, i ostatni „Nothing happens without a  reason”. Zamknął oczy i odpłynął.
-Dlaczego to zrobiłeś? Oliver odpowiedz mi!- popłakiwała wstrząśnięta.
            Eliza odwróciła głowę w stronę swojego ukochanego.
-To twoja wina! Twoja wina! Musiałeś wszystko zniszczyć! Gdybym cię nigdy nie spotkała Oliver nadal by żył!- podniosła się z klęczek i zaczęła wbijać znienawidzone spojrzenie w chłopaka. Zbliżała się do niego coraz bardziej.
-Nienawidzę cię gnojku! Przez ciebie mój brat nie żyję! Nie wybaczę ci tego nigdy! Nie pokazuj mi się więcej na oczy!- załkała i uderzyła go z pięści prosto w twarz.
            Aleksander wycofał się i pobiegł do domku. Nigdy dotąd nie było mu tak przykro jak teraz. Zaczął się obwiniać o śmierć swojego jedynego, a zarazem najlepszego kumpla. Wtargnął do pokoju na piętrze i zabrał walizkę. Ostatni raz popatrzył na szafkę i znalazł na niej białą przypinkę z życiowym mottem Olivera. Wziął ją do ręki i schował do kieszeni.
-Ona będzie mi o tobie przypominać.- mruknął i wybiegł z mieszkania. Jak najgorszy tchórz uciekł, nie żegnając się z nikim i poleciał z powrotem do Warszawy. Już więcej nie zobaczył ani swojej ukochanej, ani Olivera.

*  *  *
-Ale ze mnie tchórz. Jak ja mogłem tak postąpić. Zostawić cię w potrzebie. Ty nigdy byś tego nie zrobił. Jestem złym przyjacielem. Nie zasługuję na ciebie Oli.- ściskał w rękach przypinkę, tak bardzo przypominającą mu przyjaciela.
-Mama mi powiedziała, że jesteś w szpitalu. Miałem szansę, żeby cię odwiedzić, jednak tego nie zrobiłem. Teraz jest za późno.- płakał w najlepsze nie przejmując się niczym. Był tak pogrążony w wyrzutach sumienia, że nie zauważył stojącej za nim osoby.
-Słyszałem, że wyjeżdżasz.- usłyszał dobrze znany mu głos.
            Odwrócił głowę zszokowany i ujrzał Olivera. Zamarł. Nie był pewny, czy to nie są po prostu jakieś jego przywidzenia, więc wolał na razie się nie odzywać.
-Co tak siedzisz? Nie przywitasz się z niepełnosprawnym?- zażartował chłopak.
            Dopiero w tej chwili Aleksander zdał sobie sprawę, że blondyn siedzi na wózku inwalidzkim.
-Skąd ty…- wydukał słabo.
-Skąd wiedziałem? Twoja mama mi powiedziała, że się zadręczasz i że wyjeżdżasz.- uśmiechnął się przyjaźnie.
-Przepraszam. Ja… ja myślałem, że ty… no wiesz.
-Że wykitowałem? Spoko, też tak na początku myślałem, budząc się w szpitalu. Wszystko mnie bolało, ale teraz jest okej.
-Czemu to zrobiłeś?
-Głupku, jesteś moim najlepszym przyjacielem. Zrobił bym to jeszcze raz. Pamiętaj, przyjaźń na całe życie.
-Jejku Oli, co ja bym bez ciebie zrobił?- Aleks podbiegł do przyjaciela i objął go z całej siły.- Tęskniłem.- szepnął i poklepał go po ramieniu.
-Ja też. Za ile masz lot?- zmienił temat.
-Za jakieś dwie godziny. Niestety muszę się już zbierać, chociaż wolałbym zostać tutaj z tobą dłużej.
-Mam nadzieję, że kiedyś mnie jeszcze odwiedzisz Aleks, a tym czasem ktoś czeka na ciebie pod drzwiami. Idź zobacz kto to.
-Mam się bać?
-Nie musisz. Chociaż w sumie… ona jest bezwzględna.- mrugnął do niego porozumiewawczo i pojechał do łazienki.
            Aleksander wyszedł przed dom i zobaczył stojącą, skuloną postać. Podszedł bliżej i od razu rozpoznał w niej swoją ukochaną.
-Eliza?- dziewczyna podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego niepewnie.
-Cześć Aleksander. Przepraszam za to, że cię tak potraktowałam. Nie powinnam była, ale po prostu się zdenerwowałam tym wypadkiem.
-Cieszę się, że cię widzę. Chciałbym z tobą dłużej porozmawiać, bo naprawdę mi na tobie zależy, ale muszę jechać na samolot.
-Chciałabym ci najpierw coś powiedzieć.
-Słucham.
-Twoja mama mówiła mi, że się przeprowadzasz do Los Angeles, więc razem z bratem postanowiliśmy kupić tam mieszkanie.- spojrzała mu głęboko w oczy, napotykając w nich żywe uczucie, jakim ją dażył.- Najlepsze jest to, że jesteśmy sąsiadami i teraz już się od nas nie odczepisz Aleks.- powiedziała miło.
            W środku Aleksander cieszył się jak dziecko, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Odchrząknął delikatnie i szepnął:
-Kocham cię Eliza i nigdy nie przestałem.
            Widząc jej minę, złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie w czułym pocałunku. Wyrażał on wszystkie uczucia, które towarzyszyły im nawet podczas rozłąki. Gdy zabrakło im powietrza, oderwali się od siebie pragnąc zaczerpnąć oddech.
-Ja ciebie też Aleks. Ja ciebie też…