NOWE ŻYCIE (część piąta)
Nagle dobiegł nas czyjś głos.
-Kris, Tao przestańcie
się miziać na środku korytarza, bo to się dla was źle skończy.- zaśmiał się
jakiś pan, którego widziałem pierwszy raz na oczy.
-Tak jest Sensei.
Przepraszamy bardzo.- Po tych słowach bracia pociągnęli mnie w bok.
-Kim jest ten
mężczyzna?
-On?- zdziwił się
Tao.- To nasz nauczyciel. Uczy nas wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć. Jutro
też będziesz miał z nim zajęcia. Przydzielą cię do jednej z grup. Módl się
tylko żeby nie wpaść na grupę Xiumina, bo będziesz miał mocno przewalone do
końca pobytu tutaj.
-Okej. – postanowiłem
nie wnikać i poszedłem za nimi do pokoju.
Kris otworzył drzwi, a ja stanąłem
jak wryty…
Znajdowaliśmy się w
schludnie urządzonym pomieszczeniu. Pod jedną z czterech chabrowych ścian stało
łóżko piętrowe, na które od razu wskoczyli chłopcy.
-To, które chcesz
Luluś?
-Ale tu są tylko dwa…
Na pewno mam mieszkać w tym pokoju?
-Tak, spokojnie. My i
tak śpimy na jednym- uśmiechnął się przyjaźnie.
Zastanowiłem się nad
wyborem posłania i ostatecznie wybrałem górne. Możliwe, że dlatego że jeśli
położą się na nim dwie osoby ono może się zawalić na biednego, śpiącego mnie w
ciągu nocy.
-Hmm… to może wezmę to
na górze.
-Dobry wybór
przyjacielu – mruknął Kris. – otworzyłem ze zdziwienia oczy. Ten chłopak
pierwszy raz powiedział coś bezpośrednio do mnie.
-Co masz taki
wytrzeszcz? – Z moich rozmyślań wyrwał mnie ponaglający głos Tao.
-A nie nic, jakoś tak, po prostu…
-A okej, to ty się
rozpakuj a my idziemy na zajęcia. Papa. – mówiąc to pociągnął za sobą Krisa i
chłopcy wtuleni w siebie wyszli z pokoju.
No i zostałem sam… okej, może się
rozpakuję. Chociaż nie pamiętam żebym zabierał ze sobą jakieś rzeczy jak
wsiadałem do taksówki. Chwila!? Co tu robi moja walizka? Czyżby ten „wyjazd”
był już wcześniej przez kogoś zaplanowany?
Postanowiłem nie zamartwiać się
przez jakiś okres i położyłem się na łóżku. O dziwo było ono wygodne, miękkie i
duże. Już nie dziwię się, że Tao i Kris śpią razem… chociaż to jest dalej
niezwykłe. Nawet nie zauważyłem, jak zasnąłem.
Obudziło mnie nie przyjemne
szturchanie w prawy bok. Powolutku uchyliłem powieki, by po chwili je zamknąć
pod wpływem oślepiających, porannych promieni słońca.
-Co się dzieje? –
spytałem jeszcze na wpół będąc w krainie Morfeusza.
-Wstawaj Luluś.
Dzisiaj pierwszy dzień twojego szkolenia- wrzasnął mi do ucha roześmiany Tao.
-Daj mi spać…-
mruknąłem niewyraźnie i przewróciłem się na drugą stronę.
-O nie, nie będziesz
sobie z nami tak pogrywał.- szepnął mi na ucho.
-Spadaj- po moich
jakże miłych słowach chłopak odszedł od mojego posłania i skierował się w
stronę łazienki. W tym czasie moja nieprzytomna ze zmęczenia osoba powróciła do
ukochanej czynności- spania.
Nie trwało to jednak długo, bo nagle
poczułem coś zimnego w swoim uchu. Próbowałem to „coś” odgonić ręką, ale się
nie dawało, więc zbagatelizowałem problem. Niepotrzebnie. Usłyszałem śmiech, a
potem już byłem cały oblany zimną wodą.
-Co wy kurwa
najlepszego robicie? Życia nie macie, że musicie mi przeszkadzać?- wybuchłem.
-Oj niuniu, nie
gorączkuj się tak. To tylko lodowata woda, którą wlaliśmy do twojego ucha przez
lejek.
-„Tylko lodowata
woda”? Czy wy chcecie zginąć śmiercią tragiczną?- sycząc te słowa podchodziłem
coraz bliżej moich ofiar.
-Luluś kocie, możemy
się dogadać tylko nie zabijaj nas proszę- prawie że wypłakał kolorowo włosy. Ja
natomiast byłem już na wyciągnięcie ręki od Krisa, za którym ukrywał się
Pandzia, gdy niespodziewanie oberwałem drzwiami w nos. Upadłem na ziemię i
złapałem się za obolałą część ciała.
-Przepraszam cię
najmocniej, nie chciałem.- wydukał przepraszająco intruz.
Podniosłem na niego wzrok i począłem
ciskać w niego złowieszczymi błyskawicami.
-Nic ci się nie
stało?- spytał podając mi ciepłą dłoń. – Ja naprawdę nie wiedziałem, że za
drzwiami ktoś jest.
Już miałem go ochrzanić, ale
spojrzałem w jego idealne lodowe oczy i natychmiastowo poprawił mi się humor.
-Nie ma sprawy.
Każdemu może się zdarzyć.- odparłem, cały czas gapiąc się w te cudne tęczówki.
-Tak w ogóle to jestem
Xiumin i będziemy razem w grupie. Jak chcesz mogę oprowadzić cię.
-Tak jasne.-
wychrypiałem rozmarzony.
-Okej. To chodź za
mną.- złączył nasze dłonie razem i wyciągnął mnie z pokoju.
Szliśmy
przez chwilę, aż zatrzymaliśmy się w dużym pomieszczeniu, w którym było pełno
ludzi. Chłopak zaczął coś krzyczeć i nagle wokół nas zbiegli się wszyscy,
zadając jakieś pytania, na które odpowiadał Xiumin.
Ja w tym czasie rozmyślałem nad jego
postawą. Niby jest taki przyjacielski, miły i fajny, a z drugiej współlokatorzy
kazali mi się go wystrzegać. Nie wiem o co im chodziło, ale jak na razie w
niczym się nie mylili, więc może ich posłucham? Tak, tak zrobię, no bo czemu
mam wierzyć osobie, którą znam od pięciu minut. A może on jest jakimś demonem,
który ma za zadanie mnie prześladować? STOP!!! Ja już wariuję. Jak tylko wrócę
do domu, wyrzucę laptopa i nigdy więcej
nie obejrzę żadnego anime. Właśnie, może zadzwonię do Sehuna i zapytam
się go kiedy będę mógł do niego wrócić.
-Chodź już stąd.
Pokażesz mi więcej miejsc, a z nimi możesz pogadać później.- mruknąłem znudzony
jego znacznie przedłużającą się rozmową.
-Tak, tak już idę.-
położył mi rękę na ramieniu i zbliżył się na odległość 15 centymetrowej
linijki.- To idź za mną Luhanie.- uśmiechnął się przymilnie i mruknął chłopcom
cześć na do widzenia.
Pobiegłem za nim, kątem oka
obserwując brunatne ściany, na których wisiały stare obrazy oprawiane w drogie,
złote ramy. Pewnie musiały kosztować niezłą sumkę, ale co się dziwnić skoro są
tam ludzie z bogatych rodzin. Zapatrzyłem się na jeden z nich i zostałem
brutalnie pociągnięty za rękę. Niestety nie wyrobiłem na zakręcie i uderzyłem
nosem w plecy Xiumina.
-Przepraszam, nie
zauważyłem Cię.
-Jasne, nic się nie
stało.- puścił mi oczko i odwrócił się w przeciwnym kierunku.
Po niespełna minucie zostałem
pociągnięty za nadgarstek, jednak tym razem w niego nie uderzyłem. Pognałem za
rudowłosym i już po chwili znaleźliśmy się w małej, acz przytulnej Sali. Stał
tam fotel, parę krzeseł i ławek oraz na bladej ścianie wisiała ciemnozielona,
odbijająca światło tablica.
-Siadaj.- chłopak
popchnął mnie na duży, biało-złoty fotel.- Zaraz powinien przyjść Suho i
wyjaśnić ci co i jak.
-A…okej. A będziesz ze
mną czekał na niego?
-No dobrze, w prawdzie
miałem iść do mojej grupy, ale w zasadzie mogę zostać tutaj z tobą.
-O…dziękuję ci bardzo.
Potem pomożesz mi?- spytałem.
-Jasne, tylko w czym?
-To tak trochę głupio
zabrzmi, ale odprowadzisz mnie do mojego pokoju, bo nie wiem do końca gdzie
jestem.
-No spoko. –
podszedłem do niego z uśmiechem wymalowanym na pysiu i zarzuciłem mu ręce na
ramiona, zamykając go w przyjacielskim uścisku.
-O! Widzę, że się
dobrze dogaduje chłopcy.- mruknął mężczyzna, który wszedł do sali.
-No tak jakoś wyszło.
–oznajmił rudowłosy odsłaniając rząd równych, białych zębów. Zarumieniłem się nieznacznie
i przedstawiłem się starszemu.
-Jestem Luhan, a ty
pewnie jesteś moim nowym nauczycielem, imieniem Suho?
-Tak, zgadłeś. Nie
wiedziałem, że jestem tak bardzo znany. – zaśmiał się perliście, ale po chwili
spoważniał. –Sądzę, że powinieneś być teraz na zajęciach Xiu?
-Tak, tylko Luhan
prosił mnie, żebym z nim na ciebie poczekał.
-Okej, to w sumie
możesz tu zostać i potowarzyszyć nowemu przyjacielowi.
-Bardzo dziękuję!-
krzyknął rozpromieniony i usiadł mi na kolanach. Zrobiłem wielkie oczy, ale postanowiłem
zachować komentarz dla siebie.
-To…- zaczął
nauczyciel- będziecie razem w grupie. Xiu zaopiekujesz się Luhanem i na
razie będziecie mieć zajęcia tylko we
dwóch.
-A co z resztą mojej
grupy?- spytał zaciekawiony rudzielec.
-No, chłopcy chyba
sobie poradzę we dwójkę prawda? Mam nadzieję, że ich dobrze
wychowałeś.-Wychowałeś!? O co tu chodzi?
-Luhan, Xiu… idziecie
do sali 210, jest wolna. Xiu, zacznij już zajęcia z Lu.
-Chwila…przecież to ty
miałeś być moim nauczycielem. Poza tym czego ma mnie uczyć ktoś, kto jest w
moim wieku?
-Nie martw się.
Znajdzie się coś, czego on może cię nauczyć.- mrugnął do niego i niespiesznie
wyszedł z pomieszczenia.
-Oj no nie awanturuj
się tak.- wymruczał, odwrócił się do mnie przodem, po czym objął mnie w pasie,
a nos wtulił w zagłębienie mojej szyi.
-Co ty robisz!? Złaź
ze mnie- wrzasnąłem i zrzuciłem go z moich nóg.
Xiumin popatrzył się na mnie jak na
wariata i powoli, cały czas patrząc mi w oczy, wstał ziemi. Otrzepał sobie
jeszcze pupę z niewidzialnego kurzu i odwrócił się z uśmiechem w stronę drzwi.
-Widzę, że będą z tobą
bardzo ciekawe treningi. Chodź za mną.
Zrobiłem tak jak poprosił i
spokojnie poszliśmy w kierunku długiego korytarza. Skręciliśmy w lewą stronę i
przed moimi oczami ukazały się dwie postacie w kamerdynerskich frakach
pilnujące wielkich, białych wrót. Po chwili ominęliśmy „strażników” i weszliśmy
do przestronnego, czerwonego pomieszczenia.
-Poczekaj na mnie
chwilę, zaraz wrócę. W tym czasie zadzwonię do pana Sehuna i powiedz mu, że
zaczynasz naukę.
-Skąd znasz Sehuna?
-Każdy go tutaj zna.
On jest bardzo ważną osobą dla nas.- powiedział i wyszedł, zostawiając mnie
samego.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałem
się czy zadzwonić do kolorowo włosego i co mu w ogóle powiem. Po niedługim
czasie zdecydowałem się wreszcie zatelefonować do niego.
-Halo?- usłyszałem w
słuchawce.
-Hej Hunnie. Tu Luhan.
-O cześć! Czemu
dzwonisz?- okej…to mnie zbiło z tropu. On się wcale o mnie nie martwił?
Przecież zniknąłem bez słowa. Właściwie to zostałem porwany, a on nic…?
-Yyy… Xiu i Suho
kazali mi przekazać, że „zaczynam naukę”.
-O to dobrze.
-Tylko dobrze? Mam do
ciebie parę pytań!- warknąłem niezadowolony.
-Wal śmiało.
-Czemu tu jestem? Co
ja tu robię? Ile tu zostanę? Co będę tu robić? Kiedy mnie stąd zabierzesz?
Czego ja mam się tutaj uczyć?- wyszeptałem na jednym wydechu.
-Odpowiem ci na
wszystkie pytania, tylko po kolei Luluś.- zaśmiał się cichutko.
-Dobrze…to…Czemu tu
jestem?
-Hmm…To proste.
Wysłałem cię tu, żebyś się czegoś nauczył…
-A to nie mogłem się
tego uczyć w szkole?- przerwałem mu w pół zdania.
-Nie.
-A czemu?- spytałem.
-Bo jak tak mówię.
-Ale czemu?
-Nie nauczą cię tego w
zwykłej szkole, a teraz idź na lekcje. Będę do ciebie dzwonił codziennie o
7:30, więc bądź gdzieś w pobliżu telefonu.
-Ale…-przerwał mi.
-Pa.- powiedział i
skończył naszą jakże fascynującą rozmowę.
Kiedy odkładałem słuchawkę na
właściwe miejsce, do pokoju wpadł jak burza Xiu i mruknął niewyraźnie, że mam
odwrócił się tyłem. Zrobiłem jak prosił i zostałem boleśnie uderzony w łydki.
-Hej, za co to? –
spytałem odwracając głowę do rudzielca.
-Właśnie za to-
warknął i uderzył mnie ciemnobrązowym kijem jeszcze raz.
-Ale za co?
-Domyśl się. – ponowił
nieprzyjemną czynność.
Zamknąłem oczy i próbowałem wsłuchać
się w ciszę przerywaną coraz liczniejszymi uderzeniami. Chciałem zrozumieć, z
której strony on mnie atakuje. Zanim doszedłem do wniosku, że on stoi jakieś
dwa metry za mną i zadaje ciosy z zaskoczenia, minęło 10 minut, a ja dostałem
już 18 razy. Muszę coś szybko wymyślić, bo w takim tempie nie dożyje do dnia
jutrzejszego.
-Przepraszam, już nie
będę –wydukałem ze łzami w oczach.
-Okej, było tak od
razu, oszczędziłbyś sobie tylu zadrapań.-
Podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu, po czym wziął na ręce i położył na
jednym ze stołów.
-Mam nadzieję, że nic
poważnego ci się nie stało. Starałem się być delikatny ze względu na twoją
posturę.
-Delikatny!? Czy ty w
ogóle wiesz co to słowo oznacza? Uprzedzę twoją bzdurną odpowiedź i powiem ci,
że bicie kogoś kijem bejsbolowym nie zalicza się do delikatności.
-Sorry, takie mam
rozkazy.- puścił mi oczko i dodał – Zawsze mogłem cię bić mocniej i to po całym
chucherkowatym ciałku.- Jakby na potwierdzenie tych słów złapał mnie za rękę i
mocno wykręcił ją do tyłu.
Zamilkłem zdezorientowany i utkwiłem
wzrok w jaśniejszym punkcie na puchatym czerwonym dywanie.
-Czemu nagle zrobiłeś
się taki cichutki? Języka ci zabrakło w ustach, a może po prostu zgadzasz się
ze mną Luhan?
-Nie.- wyszeptałem
cichutko. Chłopak wyraźnie poczerwieniał na twarzy i przysunął swoje usta do
mojego ucha i mocniej wykręcając mi rękę wyszeptał:
-Coś mówiłeś?
-Tak, mówiłem że nie
zgadzam się z kimś takim jak ty – powiedziałem hardo.
-Kimś takim ja? Ojejku
nasz mały Luhan się zdenerwował. To może zobaczymy jak zareagujesz na to.-
Mówiąc to odwrócił mnie przodem do siebie i przyssał się do moich warg.
Próbowałem jak
najszybciej wyrwać się z nie przyjemnego pocałunku i uciec, ale Xiumin przyparł
mnie do zimnej ściany. Po chwili zaczął ładować swoje wielki łapska pod moją
koszulkę. Nie powiem, gdyby nie inna sytuacja to mogłoby być nawet przyjemne.
Sunął nimi coraz wyżej, aż w końcu zatrzymał się na lekko twardych sutkach.
-Widzę, że ci się
podoba.- mruknął w moje usta, a ja ze zdziwienia uchyliłem je bardziej. Chłopak
skorzystał z tego i już po chwili jego język walczył z moim o dominację. Boż…
jak on zajebiście całuje. Chciałbym trwać tak jeszcze dłużej, ale to nie
możliwe. NIE JESTEM GEJEM! Xiumin naparł na mnie mocniej i wolna dłonią począł
rozpinać mi spodnie, a ja zgłupiałem. Zacząłem zachowywać się jak pijany zając
w kapuście. Ugryzłem go dosyć boleśnie w dolną wargę i korzystając z jedynej
okazji, kiedy odszedł ode mnie chociaż na krok, kopnąłem go w brzuch. Po chwili
przemykałem niezauważony po korytarzu, kierując się w stronę łazienki. Gdy już
zamknąłem się w jednej z kabin, wziąłem głębszy oddech. Niestety nie zdążyłem
zastanowić się co dalej, bo usłyszałem walenie do ostatniej kabiny. Zadrżałem.
Do moich uszu dotarł dźwięk kopanych drzwi. Modliłem się, żeby mnie nie
znalazł, ale jak zawsze Bóg mnie nie wysłuchał. Zostałem brutalnie wyciągnięty
z toalety i przyłożony do dużego lustra.
-Tak chcesz się bawić?
Okej, to pobawimy się po mojemu. – wysyczał mi do ucha i kopnął mnie w brzuch.
Upadłem na kafelki, a on zaczął mnie kopać po całym ciele. Skuliłem się
najmocniej jak umiałem i czekałem na kolejne ciosy, jednak one nie nadchodziły.
Otworzyłem niespokojnie oczy i zobaczyłem klęczącego Xiu, który… szlochał.
-Przepraszam, nie
chciałem ci robić nic złego, ale to przez ten twój charakterek. Chciałem
zobaczyć kiedy pękniesz i nie będziesz już taki cięty na wszystkich i wszystko.
Ja…ja nie wiedziałem… ta…krew…
Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi
ale wokół mnie kafelki były zabarwione na czerwono. Czyżby to moje…? Głośno przełknąłem
ślinę i powiedziałem, że nic się nie stało i żeby nie płakał już więcej i
zabrał mnie do pielęgniarki. Rudy zgodził się i chwilę później pędziliśmy już
do gabinetu lekarskiego. Znaczy to on pędził, bo ja siedziałem mu na barkach.
Zaczęło mi się kręcić w głowie i zbierać na wymioty. Moje powieki były coraz
cięższe, ale nadal próbowałem przezwyciężyć tę senność. Wbiegliśmy do małego
gabinetu i nastała ciemność…