niedziela, 27 września 2015

NOWE ŻYCIE 13

            Opowiadania będą ukazywały się w nieregularnych odstępach( możliwe, zę co dwa dni tygodnie).
                         NOWE ŻYCIE 13 HUNHAN

            Siedziałem w pokoju ze skwaszoną miną. Nie cierpiałem gdy on był obok mnie. Przez całą noc nie zmrużyłem oka, bo byłem pewien że On się na mnie rzuci, tak jak powiedział to wcześniej Tao. Co do niego, to nie jestem w stanie mu wybaczyć, po tym co kazał mi zrobić. To było straszne, nigdy w życiu nikt mnie tak nie upokorzył, nawet ludzie w szkole.

~  Parę lat wcześniej ~
            Jak co dzień szedłem do szkoły słuchając muzyki. Był chyba poniedziałek, ale teraz z perspektywy czasu nie pamiętam tego. Po drodze spotkałem, a właściwie wpadłem na małego chłopca. Przewrócił się, więc schyliłem się, zdjąłem słuchawki i zapytałem czy nic mu nie jest. Tak standardowo. Maluch spojrzał na mnie smutno i bez przekonania pokręcił główką. Jego ciemno niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z dojrzałością rzadko spotykaną u kogokolwiek, a co dopiero u takiego chłopczyka. Złapałem go za kościste ramię i podniosłem. Pisnął, ale starał się nie pokazywać po sobie, że go zabolało. Zapytałem czy na pewno wszystko w porządku, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Wyrwał mi się i przebiegł przez ulicę. Coś kazało mi za nim pognać. Nie wiem czy chodziło o te oczy, czy może o włosy, ale miałem przeczucie że jeżeli nie zareaguję, stanie się coś złego.
            Ciekawe jak to musiało wyglądać z zewnątrz jak goniłem małego chłopca, który krzyczał abym dał mu spokój. Wtedy nie myślałem o konsekwencjach. Złapałem go w obskurnej i niebezpiecznej dzielnicy, gdy właśnie miał przekroczyć wielkie drzwi kamienicy. Odwróciłem go do siebie, cały czas kątem oka sprawdzając czy nikt podejrzany do mnie nie podchodzi.
-Czego pan ode mnie chce? – spytał hardo.
-Chcę ci tylko pomóc mały, nie bój się.
-Nie chce od pana pomocy. Nawet pana nie znam. A poza tym zaraz pewnie będzie mnie szukał tata.
-To poczekamy na niego razem.- uśmiechnąłem się, ale za nic nie byłem wstanie rozweselić chłopca.
-Jestem Luhan, a ty jak się nazywasz?
-Kyle Dorame. – przedstawił się.
-Bardzo ładnie, a…
-Kyle do domu teraz! Ruszaj się!- przerwał mi głos dochodzący z okna.
            Chłopak przestraszony rzucił mi ostatnie spojrzenie i pobiegł w głąb budynku. Popatrzyłem jeszcze chwilę w tym kierunku, aż się odwróciłem. Zacząłem iść w przeciwnym kierunku. Usłyszałem płacz dziecka i krzyki mężczyzny. Stwierdziłem, że nie zostawię tak tego.
            Następnego dnia, o tej samej porze szedłem tym samym chodnikiem, tylko po to, aby móc znów go zobaczyć. Musiałem poczekać chwilę dłużej, ale opłaciło mi się. Brunet przeszedł o bok mnie nawet na mnie patrząc. Poszedłem za nim wołając go po imieniu. Zatrzymał się skołowany i odwrócił do mnie.
-Nie chodź za mną. Nawet cię nie znam.- powiedział.
-Poznaliśmy się wczoraj. Pamiętasz? Jestem Luhan.
- A tak, to ty. Tata zabronił mi z tobą rozmawiać, więc żegnam. – Już miał zamiar odejść gdy krzyknąłem.
-Poczekaj.
-Słucham, czego ode mnie chcesz?
-Czy ty masz jakieś problemy? Jak chcesz to mogę porozmawiać z twoim tatą, aby był dla ciebie troszkę milszy, co ty na to? – spytałem kucając przed nim.
-To nic nie da Johnnie już próbował. – spojrzał na mnie smutno.
-A kto to Johnnie?
-To mój starszy brat. Mieszka ze mną i z tatą. Ma 17 lat.
- Wiesz co? Może opowiesz mi coś więcej o tobie i twoim bracie, o waszej sytuacji, a ja postawię ci gorącą czekoladę. Co ty na to?
- Okej, tylko za godzinę mam być w domu.
           
-Poproszę latte i gorącą czekoladę.- powiedziałem rudowłosej kelnerce i usiadłem z Kyle do stolika w kącie sali.
-Dobrze, to teraz możesz mi powiedzieć co się u ciebie dzieje. – rzuciłem, gdy dziewczyna przyniosła nam nasze zamówienia.
-A więc jak mówiłem mieszkam ze starszym bratem i tatą. Kiedyś mieszkała jeszcze z nami mama, ale się wyprowadziła i od tego czasu tata już nie jest taki fajny jak wcześniej. Krzyczy na nas, biję nas i ma nas kompletnie gdzieś. Dlatego Kyle wraca tylko wieczorami do domu, kiedy tata śpi.
- To nie ładnie z jego strony, że się tobą nie zajmuje. – upiłem łyczek kawy, przy okazji parząc sobie język.
- Nie, to nie tak.- obruszył się – chodzi o to, że znalazł sobie pracę, abyśmy mogli się wyprowadzić jak już będzie miał 18 lat.
- A wiesz może gdzie on pracuje? – spytałem ciekaw, jak chłopak w moim wieku może godzić ze sobą pracę i naukę.
- Jest jakimś tak panem do towarzystwa. – otworzyłem szeroko oczy i prawie wyplułem kawę.
-Wiesz co to znaczy?
Pokręcił głową i rzekł.
- Swoją drogą nie rozumiem dlaczego niektórzy panowie są tacy smutni i samotni, żeby wynajmować sobie przyjaciela do towarzystwa. Jak pojechałem kiedyś z Johnnim, to taki pan się spytał, czy nie chcę do niego pójść, ale Johnnie nie pozwolił. Trochę szkoda, bo tan pan mówił, że fajnie byśmy się pobawili. – zrobiłem jeszcze większe oczy niż przed chwilą i prawie strzeliłem face palma. Nie pytałem o nic więcej, bo czułem że nie wytrzymam tego psychicznie. Jak to się dzieje, że tak młodzi ludzie muszą cierpieć przez swoich rodziców.
-Mam do ciebie prośbę.
-Słucham.
-Czy mógłbyś mi pożyczyć telefon, żebym mógł zadzwonić do Johnniego?
- A, tak jasne.- podałem mu komórkę.
            Kyle szybko wykręcił numer do swojego brata i po chwili dało się słyszeć rozmowę.
-Hej Johnnie mógłbyś przyjść do tej kawiarni niedaleko nas? Nie bo poznałem takiego pana i nie mam jak zapłacić za czekoladę. To możesz przyjść. Okej, przepraszam i poczekamy na ciebie. Do zobaczenia.-  rozłączył się i oddał mi z powrotem telefon. Patrzyłem na niego w osłupieniu.
- Nie musisz mi oddawać pieniędzy. Sam cię tu zarosiłem, więc ja stawiam.- uśmiechnąłem  się delikatnie i pogładziłem go po czuprynie.
- Ale to tak nie wypada. – mrugnął do mnie i dopił swój napój.- I tak mój bat zaraz przyjdzie, więc po kłopocie.
            Faktycznie, niedługo później zjawił się młody chłopak. Miał na sobie koszulkę z nadrukiem i czarne rurki. Miał strasznie szczupłe nogi i brązowe włosy z gigantyczną grzywką. Gdyby nie szeroki uśmiech i multum kolorowych bransoletek na ręku, pomyślałbym, że jest Emo. Podszedł do nas i się przedstawił. Zauważyłem że ma heterochronię. Jedno oko miał złote, a drugie niebieskie. Pod nimi widniały duże sińce, które nadawały mu wygląd pandy.
-Przepraszam, mam coś na twarzy? – spytał skonsternowany.
-Nie po prostu twoje oczy…
- Tak wiem, nigdy nie widziałeś nikogo takiego jak ja i masz ochotę mnie przelecieć, a ja w ramach tego że zapłaciłeś za gorącą czekoladę, muszę się zgodzić.
-Nie, nie, nie! To wcale nie tak. Nie musisz nic robić i za nic mi oddawać. To była tylko czekolada, a poza tym sam zaprosiłem Kyle.
-Skoro tak mówisz.- mruknął, ale widać było że się uśmiechnął. No bo przecież kto normalny lubiłby się oddawać za pieniądze.
            Wyszliśmy  z kawiarni. Wtedy zobaczyłem, że Johnnie jest troszkę niższy ode mnie i bardzo szczupły, nie tylko w nogach. Stwierdziłem, że nie chce mi się dzisiaj iść na lekcje, co było dla mnie dziwne, bo nigdy wcześniej nie opuszczałem żadnych zajęć, nawet znienawidzonego przeze mnie w-fu. Wtedy po prostu chciałem z nimi pogadać. Czułem, że jestem w podobnej sytuacji co oni, no może nie tak drastycznej, ale podobnej. Moi rodzice też się nieustannie kłócili i na ogół dostawało się mi i bratu. Jak tylko ktoś do nas przychodził udawali idealne małżeństwo. Rzygać mi się chciało jak widziałem ich obłudę.       
            Usiedliśmy  na jednej z ławek i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziałem im o swojej rodzinie. O szkole i przyjaciołach. Dowiedziałem się, że Kyle chodzi do drugiej klasy podstawówki, a Johnnie byłby w drugiej liceum. No właśnie byłby, a nie jest. Nie stać ich na to, aby się uczyć, a poza tym nie ma tyle czasu. Zrobiło mi się przykro. Życie jest nie fair. Niektórzy chodzą do szkoły bo muszą, a inni chcą, a nie mogą.
-A może chcecie przenocować się u mnie, dopóki nie znajdziemy wam czegoś lepszego niż mieszkanie u ojca?
-Lu, ja cię nawet nie znam. Dla mnie to jest trochę dziwna sytuacja, żeby spać u kogoś, kto nie jest moim klientem.
-Proszę. Poza tym mówiłeś że masz jakieś oszczędności, więc nie był byś u mnie Bóg wie ile, tylko jakiś czas, aż się nie usamodzielnisz. Mogę cię nawet wspomóc finansowo.
-O nie, a co do tego pomieszkiwania, to jesteś pewny, że twoi rodzice się zgodzą?
- Tak, zresztą i tak ciągle ich nie ma w domu. Teraz na przykład lecą do Nowego Yorku na miesiąc, więc mam wolną chatę.
-Ah… Niech będzie. Zgadzam się, tylko od jutra- podkreślił- dzisiaj musimy się spakować i jak dasz mi adres, to rano będę już pod twoimi drzwiami.- Uśmiechnął się i mnie przytulił. Zastygłem w bezruchu, ale po chwili poklepałem go po plecach. Podobało mi się to uczucie gdy ktoś mnie przytula, niestety zbyt często go nie zaznawałem.
           
            Dnia następnego faktycznie Johnnie i Kyle u mnie zamieszkali. Rodzeństwo spało u mnie na łóżku, a ja na kanapie. Czułem że zrobiłem dobry uczynek pomagając im odseparować się od ojca tyrana. Był tylko jeden minus  tej sytuacji, mianowicie zaczynałem coś czuć do Johnniego. Początkowo było to cos na kształt przyjaźni, co potem przeistoczyło się w zauroczenie. Nie minął nawet tydzień, odkąd u mnie zamieszkał, a ja już nie moglem bez niego żyć. Nie chciałem od niego odchodzić nawet na minutę, ale niestety ja miałem szkołę, a on pracę. Tak, nie udało mi się go odciągnąć od tego haniebnego zajęcia. Dalej sprzedawał swoje ciało starszym mężczyznom, ale teraz robił to rzadziej niż wcześniej.

            Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym Johnnie i Kyle się ode mnie wyprowadzają. We trójkę znaleźliśmy im małe, urządzone mieszkanko na przedmieściach. Nie było drogie, ale było własne. Miałem łzy w oczach, gdy ich żegnałem. Ostatnie co zdąrzyłem zrobić, to poczochrać włosy młodszego i pocałować Johnniego w Poloczek. Niby taki przyjacielski gest, ale zbierałem się na niego zdecydowanie za długo. Popatrzyłem na niego. Miał zaróżowione policzki, a jego oczy zdradzały szczęście.  Weszliśmy do mieszkania, przykazaliśmy odrobienie lekcji Kyle’owi i wyszliśmy na kawę, go tej samej kawiarni, w której się poznaliśmy zaledwie przed miesiącem. Chwilę porozmawialiśmy, ale i ja i on liczyliśmy na coś większego. Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, aż w końcu się pocałowaliśmy. Nawet nie wiem co w nas wstąpiło. Po prostu żyliśmy chwilą. Całowanie się z nim w zatłoczonej kawiarni przy pomrukach niezadowolenia zgromadzonych, było najlepszym doświadczeniem w moim życiu. Byłem szczęśliwy i nie zamierzałem tego ukrywać. Spytałem go, czy chce być moim chłopakiem. Zgodził się. Reszta była już tylko kwestią umowną. Spędzaliśmy razem każdą chwilę, udało mi go nawet namówić na zapisanie do mojej szkoły. Zaczęliśmy wspólną naukę, na początku Johnnie miał spore problemy, ale z czasem wszystko szło coraz lepiej. Świat się o nas dowiedział. Nie za bardzo nas to obeszło, dalej się trzymaliśmy za ręce i całowaliśmy. Wychodziliśmy z założenia, że skoro hetero mogą, to czemu my nie? Jesteśmy przecież takimi samymi ludźmi. Nasze uczucie kwitło i nie zapowiadało aby to się zmieniło, aż do pewnego wydarzenia.
            Siedziałem na ławce w parku czekając na Johnniego. Byliśmy umówieni, a mój chłopak się spóźniał. Nie wiedziałem gdzie jest. Nie odbierał telefonu, nie odpisywał, więc postanowiłem zostawić mu wiadomość, że odbiorę ze szkoły Kyle. W końcu ktoś to musiał zrobić, bo młody był jeszcze za mały, żeby samemu wałęsać się po mieście. Tak też zrobiłem odebrałem go z podstawówki i skierowaliśmy się w stronę ich domu. Otworzyłem drzwi i się przeraziłem. Mieszkanie wyglądało jakby ktoś na nie napadł. Wszystkie meble były poprzewracane, a na ścianach dało się przeczytać obraźliwe wyzwiska pod adresem moim i mojego chłopaka. Przeraziłem się, obszedłem calutkie mieszkanko i w łazience zobaczyłem Johnniego. Był w ciężkim stanie. Wszędzie była krew. Cały był w siniakach, ale oddychał. Podbiegłem do niego i zadzwoniłem po karetkę. Zdążył powiedzieć dwa słowa mój ojciec i stracił przytomność. Ocknął się dopiero w szpitalu, gdy wieźli go na oddział. Tego dnia, a potem jeszcze nocy siedziałem przy jego łóżku trzymając go za wątło rękę.
            Nad ranem przebudził się i uśmiechnął do mnie. Był słaby i nie chętny do rozmowy. Nie opuszczałem go ani na chwilę, aż wyzdrowiał. Widziałem w jego oczach, że był mi za to wdzięczny, ale widziałem coś jeszcze – strach. Nie minęło parę dnia, a się rozstaliśmy. Kochałem go wciąż i on mnie też, ale stwierdziliśmy, że to jednak nie wypali. Pożegnaliśmy się ostatni raz i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach, aj zostałem w mieście, a on wraz z bratem wyprowadzili się gdzie indziej. Tydzień później dostałem od niego SMS, że wszystko u niego w porządku, żebym się nie martwił i żebym sobie kogoś znalazł, bo nie mogę być samotny. Nie odpisałem mu, za bardzo mnie to bolało, jednak nadal nie usunąłem jego numeru. Ciągle miałem go zapisanego w telefonie jako chłopak <3. teraz, po półtora roku postanowiłem mu odpisać. Sięgnąłem po komórkę i wysłałem mu długą wiadomość. Opisałem w niej wszystko co przeżyłem od kiedy się rozstaliśmy. Napomknąłem nawet o Sehunie. W odpowiedzi otrzymałem tylko Nie przejmuj się, w końcu się ułoży, przecież zawsze się układa J.Łap chwilę i wybacz Sehunowi, on naprawdę coś do ciebie czuje.

            Uśmiechnąłem się do wyświetlacza i postanowiłem zaufać swojej pierwszej miłości. Podszedłem do Sehuna i rzuciłem mu się na szyję. Chłopak objął mnie i przeprosił. Czułem, że od teraz może być tylko lepiej.

2 komentarze:

  1. Bardzo podobała mi się ta notka. Zastanawiam się czy to z powodu długiego czasu oczekiwania... Bardzo mi się podoba fakt, ze wplotłaś tam wątek z osobami poza exo:) czekam na następna notkę. Mam nadzieję ze będzie równie emocjonująca co i ta :D
    http://courage-or-destiny.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam ciebie do LBA:
    http://czytelniczemysli.blogspot.com/2015/10/liebster-blog-award-4.html

    OdpowiedzUsuń